Gramofon za 13000 zł: test Pro‑Ject Xtension 10 EVO

To zadziwiające, ale technologia licząca sobie ponad 100 lat, wciąż ma się dobrze. Możemy nawet mówić o renesansie staromodnych płyt winylowych i gramofonów. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w podróży, na spacerze czy podczas uprawiania sportu słuchać muzyki ze smartfona czy iPoda, a w domu na honorowym miejscu ustawić gramofon i od czasu do czasu sprawić sobie przyjemność puszczając czarną płytę.

Gramofon za 13000 zł: test Pro-Ject Xtension 10 EVO
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

31.07.2013 | aktual.: 31.07.2013 11:55

Firma Pro-Ject to austriacko-czeski producent gramofonów, który rozwijał swoją działalność, jeszcze zanim nastąpił renesans płyty winylowej, a więc zanim została ona ponownie „odkryta”. i stała się na powrót modna. Można więc powiedzieć, że Pro-Ject w dużej mierze przyczynił się do renesansu winyli, popularyzując ideę słuchania muzyki z „przestarzałej” płyty analogowej i wszyscy miłośnicy tejże powinni o tym pamiętać, niezależnie od tego czy są użytkownikami produktów tego producenta, czy nie.
Produkt, który tym razem miałem przyjemność testować, czyli Xtension 1. EVO, jest jednym z topowych osiągnięć Pro-Jecta, acz należy pamiętać, że istnieją jeszcze droższe wersje Xtension, nieco większe i wyposażone w ramiona z wyższej półki cenowej. Patrząc na 10 EVO, widać, jak długą drogę firma przebyła od prostych Debutów czy niskich modeli z serii RPM. W międzyczasie były także modele z serii RPM lokujące się w wyższych sferach hi-fi, ale dopiero model RPM 10.1 miał prawdziwie high-endowe aspiracje. Granica między hi-fi a high-endem jest oczywiście dość płynna i zawsze dyskusyjna, więc i ten ostatni model można zaliczyć już do najwyższej półki, ale chyba nawet sam producent zdawał sobie sprawę, że może osiągnąć jeszcze więcej i stąd właśnie wzięły się modele Xtension.

Gramofon przyjechał na małej palecie w solidnej, drewnianej skrzyni gwarantującej bezpieczeństwo delikatnego urządzenia w trakcie transportu. Po wyjęciu poszczególnych elementów i ich złożeniu otrzymujemy urządzenie, które swoim wyglądem musi przyciągać wzrok. Zarówno wykonanie, jak i wykończenie jest bowiem bardzo wysokiej klasy, jak przystało na gramofon z najwyższej półki. Wrażenie robi ciężki, aluminiowy talerz (górna warstwa to sprasowany winyl, stąd producent mówi raczej o talerzu „kanapkowym”), 10-calowe ramię węglowe czy nóżki z magnetycznym zawieszeniem i sarbotanowym tłumieniem. Warto dodać, że w podstawę gramofonu wbudowano Speed Box DS, czyli urządzenie kontrolujące obroty talerza, które pozwala na elektroniczne ustawianie jednej z trzech prędkości –. 33/44/78 obrotów na minutę. Cały gramofon waży ok 22kg, z czego sam talerz 6kg, i jest dość spory (podstawa ma 48x40cm), nawet jeśli producent określa go mianem „kompaktowego” Xtension – wystarczy go porównać z innymi, by wiedzieć dlaczego. W każdym
razie jego rozmiary dają szansę na zmieszczenie go na półce standardowego stolika, tym bardziej że silnik jest zamontowany w obrębie prostokątnego chassis wykonanego z MDF-u. Nie tylko podstawę gramofonu (poprzez nóżki) zawieszono magnetycznie – także zawieszenie talerza jest wspomagane magnesami. Zastosowano tu odwrócone łożysko z kulką ceramiczną, a odpychające się magnesy wspomagają owo zawieszenie, dzięki czemu można było zastosować silnik prądu stałego mniejszej mocy, niżby to było konieczne w przypadku braku magnetycznego „wspomagania”. Moment obrotowy jest przekazywany z osi silnika bezpośrednio na talerz za pomocą gumowego paska. Rolki na osi silnika przykryto metalową osłoną, co po pierwsze wygląda bardzo estetycznie, a po drugie w pewnym stopniu chroni je przed kurzem.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

10-calowe ramię z włókna węglowego jest poniekąd rozwinięciem modelu 9-calowego, wykorzystującym te same założenia konstrukcyjne. Jest oczywiście dłuższe, ale podobnie jak w przypadku 9-tki główną rurkę, zwężającą się ku szczytowi, wykonano z plecionki włókien węglowych i zakończono zintegrowaną główką. W ramieniu wykorzystano zawieszenie kardanowe (zawieszenie przegubowe pierścieniowe). Ramię wyposażono w niezbędne regulacje –. anty-skatingu (ciężarek zawieszony na żyłce), VTA (w podstawie kolumny ramienia) i azymutu. Producent dostarcza także kilka różniących się ciężarem przeciwwag, co pozwala na stosowanie szerokiego wachlarza wkładek. Dodatkowe wyposażenie, które znajdziemy w opakowaniu, obejmuje: prosty szablon do ustawiania wkładki, solidny krążek dociskowy, klucze imbusowe, bawełniane rękawiczki, a także trójramienny krążek/adaptor do singli i interkonekt. Gramofon tej klasy wręcz prosi się o nieco lepsze narzędzie do ustawiania wkładki, które przecież Pro-Ject ma w swojej ofercie, ale widocznie nie
zmieściło się ono w budżecie. Gramofon jest dostarczany bez wkładki, co z jednej strony daje właścicielowi pełną swobodę wyboru, a z drugiej należy pamiętać, że do ceny Xtension trzeba doliczyć zarówno koszt wkładki, jak i odpowiedniej klasy phonostage'a.

Jakość brzmienia

Odsłuchy prowadziłem ze swoją wkładką Koetsu Black, uznając, że bardziej pasuje ona klasą do tego gramofonu niż AT 33PTG, którą również posiadam.
Patrząc na dość spory gramofon, człowiek siłą rzeczy oczekuje dużego, potężnego dźwięku. Oczywiście na to, co usłyszymy z głośników, składa się wiele elementów, a sam gramofon jest tylko jednym z wielu –. tyle że podświadomość nie zawsze jest logiczna... Faktem jest natomiast, że spora część mass-loaderów faktycznie oferuje potężny dźwięk, z mocnym, czasem wręcz nieco dominującym basem. Tymczasem w przypadku Xtension dźwięk jest... no może nie zwiewny, bo jest solidny, pełny, ale ma w sobie swego rodzaju lekkość, bardzo rzadko spotykaną w przypadku ciężkich gramofonów. Jedną z pierwszych płyt, jakie zagrałem, był genialny album tria Raya Browna „Soular Energy”. Najważniejszym elementem jest tam oczywiście kontrabas mistrza – niesamowicie kolorowy, schodzący piekielnie nisko, z cudowną barwą – i wszystko to Pro-Ject pokazał wyśmienicie. Pięknie została oddana potęga kontrabasu, praca nie tylko strun, ale i pudła rezonansowego, ta niezwykła sprawność i płynność, z jaką palce maestra biegają po strunach,
szybkość ataku, długie wybrzmienia, ale też i szybkie wygaszenia strun – nie było powodu, by do któregokolwiek z tych elementów się przyczepić. I choć to kontrabas przez większość czasu gra rolę „pierwszych skrzypiec”, to Xtension potrafił w równie przekonujący sposób pokazać znakomitego Gene'a Harrisa na fortepianie, z całą jego finezją grania, czy Gerrycka Kinga na perkusji, który potrafił a to mocniej popracować stopą, a to czasem jedynie delikatnie pogładzić blachy, a jedno i drugie było pokazane z wszystkimi szczegółami, precyzyjnie umieszczone w przestrzeni sceny, mocno lub delikatnie (zgodnie z potrzebą chwili) i bardzo dźwięcznie (w przypadku blach). Nad wyraz rozdzielczy i selektywny sposób prezentacji pozwalał mi śledzić bez wysiłku dowolny instrument, nawet jeśli płyta ta została zrealizowana z kontrabasem grającym dość wyraźnie na pierwszym planie.

Kolejne z legendarnych jazzowych nagrań, tym razem zrealizowane na żywo w szwedzkim klubie muzycznym –. „Jazz at the Pawnshop” – udowodniło czarno na białym, jak świetnie ten austriacko-czeski gramofon potrafi oddać atmosferę koncertu. Jak przestrzennie pokazać to, co dzieje się zarówno na scenie, jak i poza nią. Szczęk naczyń dobiegający od stolików, przy których siedziała publiczność, szmer ich rozmów – wszystko to, oprócz samej muzyki oczywiście, składało się na wspomnianą wyjątkową atmosferę koncertu, będąc niezbędnym elementem dodającym prezentacji realizmu i sprawiającym, że przy odrobinie dobrej woli można było poczuć się uczestnikiem tych wydarzeń. Przy tej płycie dała znać o sobie także dobra selektywność Xtension – muzycy na scenie znajdują się dość blisko siebie, a mimo tego śledzenie wybranego instrumentu nie nastręczało żadnych trudności. Jasno pokazane były odległości między muzykami, „widać” było powietrze ich otaczające – słowem przestrzenność i precyzja prezentacji stały na bardzo wysokim
poziomie. Tu także, choćby na podstawie dźwięku ksylofonu, można było docenić niezwykłą czystość i soczystość brzmienia oferowaną przez Pro Jecta – żadnych podbarwień, zniekształceń, żadnych efektów sugerujących nierównomierność obrotów – czysta muzyka podana w nienaganny, płynny, spójny sposób.

Nagrania dużo dynamiczniejsze, jak „Czarny album”. zespołu Metallica (wydanie na 4 płytach na 45 obrotów) czy „Live” AC/DC pokazały jasno, że i w takich klimatach Xtension Evo czuje się bardzo dobrze. Szybkość, timing, duża skala dynamiczna, bardzo dobrze kontrolowany, niepodbarwiony, nisko schodzący bas, energetyczność prezentacji – to wszystko sprawiało, że również i taka muzyka brzmiała wybornie. Nie dało się wręcz spokojnie wysiedzieć, gdy na scenie szalał Angus Young, a głos zdzierał Brian Johnson – sposób prezentacji nie pozwalał pozostać obojętnym. Nawet jeśli nie jest to „audiofilskie” nagranie najwyższej klasy, to przy takiej muzyce nie ma to aż takiego znaczenia – istotna jest dobra zabawa, emocje, a tego nie brakowało ani przez chwilę.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Także w przypadku sporej klasyki, konkretnie mojej ulubione „Carmen”. z Leontyną Price w roli głównej, von Karajanem za pulpitem dyrygenckim i wspaniałą orkiestrą Wiedeńskich Filharmoników, nie mogłem się oderwać ani na chwilę od słuchania. Choć płyta, którą posiadam, ma już wiele lat, to dobry gramofon nadal potrafi z niej wydobyć niezwykle dużo informacji. Pro- Ject z rozmachem pokazał wielką scenę, wydobywając mnóstwo detali nie tylko z pierwszego planu, ale także z tych dalszych. Niezwykle udanie oddał przestrzeń, przemieszczanie się po niej zarówno pojedynczych śpiewaków, jak i całych chórów – za każdym razem bez wahania potrafiłem wskazać, kto gdzie się znajdował czy w którą stronę się przemieszczał – zupełnie jakbym siedział w operze i faktycznie to widział. Jak zwykle czekałem na moment, gdy następuje mocne wejście sekcji kontrabasów, prawdziwe tąpnięcie, z którego oddaniem nie wszystkie, nawet drogie gramofony, radzą sobie właściwie. Tymczasem Xtension 10 Evo także i ten element oddał bez wysiłku,
czysto, z ogromną mocą, dopełniając w ten sposób moje ukontentowanie sposobem prezentacji całości opery. Całości, bo – choć jeszcze o tym nie wspominałem – Pro-Ject w bardzo organiczny, namacalny sposób prezentuje także ludzkie głosy, które wręcz emanują emocjami, przyciągając uwagę słuchacza, nie dają się oderwać od, może i banalnej, ale przedstawionej w poruszający sposób historii pięknej Cyganki.

Impresje dotyczące namacalnej, organicznej prezentacji wokali potwierdzałem nadal, słuchając czy to aksamitnego głosu Franka Sinatry, czy ostrawej, cudownej chrypy Louisa Armstronga, jak również bardzo sensualnego głosu Kate Bush. Każda kolejna płyta potwierdzała wcześniejsze wrażenia –. EVO potrafi, choć pewnie jakiś w tym udział miała również wkładka Koetsu Black, zaprezentować organiczną, gładką, kolorową średnicę, dzięki czemu głosy są namacalne, pełne emocji, pięknie oddana jest ich barwa i faktura. Nie inaczej było z instrumentami akustycznymi – czy to gitary trzech mistrzów na „Friday Night in San Francisco”, czy cudowne skrzypce na „Tube Only Violin” (wydawnictwo Taceta) czarowały naturalnością brzmienia, pełnym, wibrującym, dotykającym duszy brzmieniem, które nie tak często udaje się uzyskać w warunkach domowych, choć nieco łatwiej usłyszeć to z czarnej płyty niż z nośników cyfrowych.

Warto wiedzieć

Austriacko-czeska firma Pro-Ject Audio Systems została stworzona przez Austriaka Heinza Lichteneggera. Wykonawstwo zostało jednak powierzone czeskiej fabryce położonej na wschód od Pragi, w miejscowości Litovel. Dzisiejszy Pro-Ject powstał niejako na bazie czechosłowackiej firmy ETA, która istniała jeszcze przed upadkiem minionego ustroju, a później funkcjonowała przez chwilę jako firma prywatna. Heinz Lichtenegger kupił tę właśnie firmę, zachował park maszynowy, inżynierów, robotników i wykorzystał ich spore doświadczenie, a następnie odpowiednio doinwestował i rozbudował fabrykę. Wszystko to miało swój początek mniej więcej w 199. r., w czasach gdy winyl był w odwrocie, a niektórzy widzieli go wręcz w muzeum. Tymczasem dziś Pro-Ject jest przypuszczalnie największym producentem gramofonów na świecie, oferując już nie tylko tanie konstrukcje, od których firma zaczynała, ale i iście high-endowe, jak choćby testowany tu Xtension 10 EVO.

Jako ciekawostkę warto jeszcze podać, że żona pana Lichteneggera, Jozefina, prowadzi inną firmę –. EAT – która w swojej ofercie ma lampy próżniowe, ale także… wysokiej klasy gramofon. Zasługi państwa Lichtenegger dla miłośników płyty winylowej są więc ogromne.

Podsumowanie

Nie mam wątpliwości, że Pro-Jecta nie można już nazywać producentem wyłącznie gramofonów z budżetowej i średniobudżetowej sfery. Firma wyewoluowała, a efektem tego procesu jest m.in. Xtension 1. EVO. Choć daleko mu do kosmicznych cen najdroższych gramofonów świata, potrafi zaoferować właściwie każdą muzykę w organiczny, wciągający sposób. Taki rodzaj prezentacji sprawia, że spędza się długie godziny, z lubością zmieniając kolejne płyty, obcując z kolejnymi muzykami i wokalistami w zaciszu własnego pokoju, wchłaniając każdy, najdrobniejszy nawet element muzyki całym sobą. A o to przecież w naszym pięknym hobby chodzi, nieprawdaż?

WERDYKT

PLUSY: Organiczny, wciągający, detaliczny, precyzyjny i dynamiczny dźwięk
MINUSY: *Mile widziany byłby ALING It (lepsze narzędzie do ustawiania wkładki)
*
OGÓŁEM:
Gramofon, który wyEVOluował na szczyt, brawo!

OCENA OGÓLNA HI-FI CHOICE (od 1 do 5) 5

NAJWAŻNIEJSZE CECHY:

Ramię: Pro-Ject 10''cc Evolution
Elektroniczna regulacja obrotów
Przewód gramofonowy: PJ Connect It 5din-RAC c, 1,23m
Zakres masy montowanych wkł.: 4-14g, cztery przeciwwagi na wyposażeniu
Prędkości obrotowe: 33,33/45,11, 78r.p.m.
Odchylenie obrotów: ±0,01 %
Kołysanie obrotów: ±0,08 %
Stosunek S/N: -73dB
Nacisk: 10-30mN
Długość ramienia: 10” (254mm)
Efektywna masa ramienia: 8,5g
Overhang: 1. mm

CENA:
13.490 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (92)