Netflix. "Hakowanie świata": Facebook może odetchnąć z ulgą. Film o jego największej aferze, a winny jest ktoś inny
"Hakowanie świata" to dokument pokazujący kulisy afery Cambridge Analytica i jej skutki, z którymi Facebook zmaga się do dziś. Wydaje się, że film miał wszystko, czego potrzebuje hit. Jest wielka polityka, jeszcze większy biznes, manipulowanie społeczeństwem. Co w takim razie poszło nie tak?
25.07.2019 | aktual.: 25.07.2019 18:16
Cambridge Analytica - firma, która odpowiadała za kampanię wyborczą Donalda Trumpa - uzyskała nieuprawniony dostęp do prawie 87 mln użytkowników. Wszystko dzięki Facebookowi. Cała sprawa na jaw wyszła wiosną 2018 roku, ale jej echa wybrzmiewają do dziś. Społecznościowy gigant właśnie został ukarany kwotą 5 mld dol., co jest konsekwencją współpracy z brytyjską firmą.
"Hakowanie świata", nowy dokument na Netfliksie, pokazuje, jak wielka i skomplikowana była to sprawa. Niby wszystko wydaje się proste. CA wykorzystało Facebooka do rozprowadzenia swojej aplikacji, która proponowała użytkownikom serwisu stworzenie swojego profilu osobowości. Tyle że program pobierał dane nie tylko od wypełniających quiz, ale także od ich znajomych.
Łącznie dało się nielegalnie przejąć informacje na temat 87 mln użytkowników serwisu, które później były wykorzystane w kampaniach prezydenckich w USA oraz referendum ws. brexitu.
Sieć zamieszanych pokazana w "Hakowaniu świata" przypomina intrygę z niejednego filmu szpiegowskiego. Czołowi politycy, znani milionerzy, kampanie wyborcze - widząc powiązania i zależności, można złapać się za głowę. Jeśli coś dokument dobrze pokazuje, to skalę całego przedsięwzięcia. Przeraża fakt, że jedna firma mogła tak wiele. Kiedy Donald Trump świętował swój sukces wyborczy, szampany wystrzeliły też w Cambridge Analytica. To właśnie oni - zdaje się przedstawiać film - stoją za jego wygraną.
I na tym polega mój problem z dokumentem "Hakowanie świata". Głównym winowajcą - według autorów - jest Cambridge Analytica. To oni współpracowali ze "złymi", czyli sztabami, które chciały sięgnąć po dane. To oni przygotowali narzędzia pozwalające je wyłudzić. Facebookowi poświęca się zaskakująco mało miejsca.
Owszem, wspomina się, że takie firmy jak Facebook, Google czy Amazon bogacą się, bo posiadają nasze dane - czyli coś znacznie bardziej wartościowego od ropy. "Hakowanie świata" pokazuje też przesłuchanie Marka Zuckerberga, w trakcie którego wypadł niezbyt przekonująco. Niby Facebook ma też swoje za uszami, ale wina spoczywa głównie na Cambridge Analytica.
To nic, że Facebook musi zmagać się z kolejnymi karami, śledztwami, a także spadającym zaufaniem użytkowników. Rozumiem, że w historii o Cambridge Analytica to właśnie nieistniejąca już firma musi być na pierwszym planie. Ale wydaje się, że istotną rolę odegrał też społecznościowy gigant.
Co zresztą zauważa jeden z byłych pracowników CA występujący w filmie. Wprost mówi, że gdyby jego firma nie powstała, to prędzej czy później w podobne działania zamieszany byłby ktoś inny. I pewnie do kolejnych afer też dojdzie. Po prostu dane zamieszczane przez ludzi w sieci są zbyt cenne, żeby z nich nie korzystać. Autorzy niby to wiedzą, niby o tym wspominają, ale niemal całe zło i tak zrzucane jest na Cambridge Analytica.
Za to do grona odpowiedzialnych zaliczono naiwnych ludzi. Tych niezdecydowanych, "urabialnych", którym podsunięto fake newsy i memy, a oni w nie uwierzyli, przez co zagłosowali na Trumpa oraz brexit. Mój największy zarzut pod adresem "Hakowania świata" to fakt, że autorzy dokumentu chcą spłycić problem.
Zobacz także
Pokazują "głupich", którzy dali się zmanipulować, przez co ci "mądrzy" o określonych poglądach muszą teraz cierpieć. Nie wątpię w to, że działania rosyjskich trolli miały wpływ na wyniki wyborów w Stanach czy Wielkiej Brytanii. Uważam jednak, że był to jeden z wielu czynników. Tymczasem "Hakowanie świata" to kolejna próba wytłumaczenia skomplikowanego świata prostym stwierdzeniem, że memy z Hillary Clinton i kajdankami doprowadziły Donalda Trumpa do prezydentury.
Niejako przez przypadek "Hakowanie świata" pokazuje, że kradzież danych na temat prawie 90 mln użytkowników wcale nie musiała być zaskoczeniem. W dokumencie widzimy, że Cambridge Analytica od lat chwaliło się pozyskiwaniem danych. Było też obecne na licznych konferencjach, spotkaniach czy wystąpieniach. Przedstawiciele firmy siedzieli obok osób odpowiedzialnych za kampanię. Finansowali CA milionerzy obracający się w towarzystwie polityków. Patrząc na to - choć nie jest to istotny element dokumentu - można dojść do wniosku, że do afery po prostu musiało dojść. Wszystko na to wskazywało. Po prostu nie byliśmy czujni.
Choćby z tego powodu może się więc wydawać, że takich dokumentów jak "Hakowanie świata" potrzebujemy. Pokazujących, jak ważne są dane i jak niebezpieczne mogą być firmy, które wejdą w ich posiadanie. Ostrzegających, jaką rolę odgrywają dziś media społecznościowe i technologiczni giganci.
Ale z drugiej strony - może ludzie już o tym wiedzą, właśnie dzięki aferze z Facebookiem i Cambridge Analytica? A dowodem na to są obawy związane FaceApp i poważne potraktowanie faktu, że nasze zdjęcia mogą trafić w niepowołane ręce? Kiedy cały internet o tym huczał, nie brakowało drwiących, którzy stwierdzali, że "nikomu nie przeszkadza fakt, że dane idą do Facebooka", ale kiedy zagrożeniem jest Rosja, to wszyscy podnoszą larum.
Jednak może gdyby nie było Cambridge Analytica, to i na FaceApp nikt by nie zareagował? Może to jest najważniejsza lekcja wyciągnięta z całego zamieszania. I nie potrzebujemy dokumentów, które nam to uzmysłowią.
Mimo wszystko chciałbym, żeby ktoś jeszcze raz próbował opisać to, jak informacje przechwycone przez Cambridge Analytica mogły wpłynąć na wyniki wyborów i samo społeczeństwo. "Hakowanie świata" nie jest udanym dokumentem. Jeżeli ktoś nie znał sprawy, po obejrzeniu będzie miał jeszcze większy mętlik w głowie. Jeśli znał, może być rozczarowany wnioskami i ckliwą historią byłych pracowników Cambridge Analytica, którzy nie mieli za co żyć i dlatego sprzedali duszę diabłu. Zbyt naiwne, zbyt proste, zbyt nudne i dłużące się - poza kilkoma ciekawymi scenami "Hakowanie świata" rozczarowuje.