Najwyższy czas wziąć się za Facebooka
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Globalny zasięg i wpływ Facebooka na społeczeństwo są prawie nieograniczone. Nikt spoza portalu nie ma nad nim kontroli, a prawo jak zawsze pozostaje w tyle za rzeczywistością. Czy Facebook jest już tak potężny, że należy go podzielić albo rozbić na mniejsze części? Odpowiem.
Ewentualne podzielenie Facebooka dla samego tylko zniszczenia giganta nie ma sensu. W końcu to my sami go takim stworzyliśmy z prostego powodu – chcemy być tam gdzie są wszyscy inni, tam, gdzie się rozmawia i tam, gdzie się coś dzieje. Nic nam nie broniło zostać na Gronie i Naszej-Klasie, ale wybraliśmy Facebooka.
Jednak jako społeczeństwo powinniśmy, ustalić, do jakiego stopnia Facebook - i każda inna platforma - mogą ingerować w naszą prywatność i wolność wypowiedzi.
"Dane to nowa ropa naftowa"
Na przełomie XIX i XX wieku John Rockefeller kontrolował w całości wydobycie, rafinowanie i sprzedaż ropy naftowej w USA. W 1911 roku Sąd Najwyższy tego kraju uznał, że jego firma Standard Oil jest monopolistą. I podzielił go na – uwaga – 34 mniejsze spółki. W ten sposób narodziły się m.in. Exxon, Mobil czy Chevron, a zmalała potęga jednostki kontrolującej cały rynek - Johna Rockefellera.
- Dziś nową ropą naftową są dane. Ten, kto umie je wydobywać, rafinować i sprzedawać, jest najbogatszym człowiekiem na świecie - mówi Miko Hypponen z F-Secure.
W 1980 roku w pierwszej piątce najbogatszych firm w USA były firmy z branży naftowej (ExxonMobil, Mobil i Texaco) i motoryzacyjnej (Ford, General Motors). Dziś pierwsza piątka wygląda następująco: Apple, Amazon, Google, Facebook, Microsoft. Dane faktycznie stały się nową ropą naftową.
Dwie firmy z pierwszej piątki, Google i Facebook, swą potęgę zbudowały na pozyskiwaniu i przetwarzaniu danych użytkowników, dzięki którym sprzedają ściśle reklamy ściśle dopasowany do konkretnych osób. Oto Rockefellerowie naszych czasów, którzy wydobywają nie ropę, a informacje. Według niektórych firmy te, podobnie jak sto lat temu Standard Oil, są monopolistami i powinien spotkać je taki sam los, jak imperium Rockefellera.
- Musimy rozbić te firmy, bo jesteśmy kapitalistami – mówi na swoich popularnych wystąpieniach Scott Galloway, amerykański profesor i specjalista marketingu. – Google i Facebook wspólnie kontrolują większość rynku reklamy internetowej. Musimy je rozbić nie dlatego, że te firmy są złe, nie dlatego, że niszczą miejsca pracy. Musimy je rozbić, bo jesteśmy kapitalistami.
Tyle że jest to możliwe jedynie w Stanach Zjednoczonych. Ponieważ tylko tam właściwie Facebook realnie istnieje.
W 2018 Mark Zuckerberg tłumaczył się przed amerykańskim Kongresem z afery Cambridge Analityca
"Facebooka w Polsce tak naprawdę nie ma"
W Polsce monopolistę można pociągnąć do odpowiedzialności, jeśli nadużywa on swojej dominującej pozycji. Najpierw trzeba jednak ustalić, na jakim polu firma dominuje. Facebook zarabia na reklamie internetowej, ale pomimo gigantycznych przychodów z tej działalności wcale nie ma tam pozycji dominującej.
W Polsce Facebook ma 17 proc. rynku reklamy w sieci i wcale nie jest liderem (jest nim Google z 33 proc. rynku). Co więcej, nawet jeśli taki Facebook miałby pozycję dominującą, to nie wygląda, by jej nadużywał. Ale załóżmy, że by do tego doszło. Czy w takiej sytuacji bylibyśmy w stanie cokolwiek zrobić?
- Gdyby ktoś w Polsce w ogóle zdecydował się na to, żeby pójść z Facebookiem do sądu w sprawie z zakresu prawa konkurencji, to mogłoby się okazać, że Facebooka w Polsce w ogóle nie ma – mówi dla WP Tech Tomasz Korolko z Kancelarii Prawniczej Piotr Korolko. – Z mojego punktu widzenia Facebook jest międzynarodową korporacją świadczącą usługi w internecie po polsku. Ale nie ma u nas Facebooka jako spółki odpowiedzialnej za portal. Mogłoby się okazać, że polskie prawo konkurencji nie będzie miało zastosowania.
Nie dość więc, że Facebook nie ma pozycji monopolisty na polskim rynku reklamy internetowej, to nawet gdyby ją miał i gdyby jej nadużywał, to wcale nie znaczy, że my w Polsce coś moglibyśmy z tym zrobić. Spółka jest zarejestrowana w USA, a nie na rynku polskim.
Facebook ma natomiast pozycję dominującą na innym polu – mediów społecznościowych.
Facebook jest właścicielem najpopularniejszym platform społecznościowych. Teraz myśli nad tym, jak połączyć ich komunikatory w jeden
"Czas rozbić Facebooka"
Czaty, fora, komunikatory, grupy mailingowe – w dużej mierze to Facebook przyczynił się do wymarcia tych internetowych miejsc dla społeczności. "Senatorze, przeciętny użytkownik udziela się każdego dnia średnio na ośmiu platformach społecznościowych" – tłumaczył w zeszłym roku Mark Zuckerberg przed amerykańskim Kongresem. Tylko, że z tych ośmiu platform cztery należą do samego "Zucka". Są to Facebook, Messenger, Instagram i WhatsApp
- Facebook, Google i Amazon mają ogromną władzę nad naszą gospodarką i demokracją – pisze w tweecie senator Elizabeth Warren, która ubiega się o nominację partii Demokratów na kandydata na prezydenta USA. – Zniszczyli konkurencję i zmienili zasady gry na swoją korzyść. Nadszedł czas, aby rozbić te firmy, aby nie miały tyle władzy nad innymi.
W Polsce także korzystamy głównie z platform Zuckerberga, ale nawet nie wiadomo, jak można by mu zarzucić cokolwiek w tej kwestii. Monopol na metody komunikacji międzyludzkiej? Prawo nie przewiduje takiej opcji.
Facebook jako nowoczesna platforma wymyka się archaicznym przepisom. Portal Zuckerberga jest największym dostawcą treści, ale sam ich nie produkuje, jedynie przekazuje dalej. Zarabia na prywatnych danych użytkowników, ale ich nie sprzedaje, jedynie serwuje na ich podstawie reklamy. Nie prowadzi agitacji politycznej, ale za jego pośrednictwem można wpływać na demokratyczne wybory. Kontrola społeczeństwa, z którego żyje Facebook, jest natomiast minimalna. Portal sam wyznacza sobie standardy i sam się z nich rozlicza.
Facebook zapłacił 3 mld dolarów za startup Oculus rozwijający gogole do wirtualnej rzeczywistości
Polskie problemy z Facebookiem
Cenzura, lewicowa propaganda, bany bez ostrzeżeń – to zarzuty wobec Facebooka nad Wisłą. Do tej pory najczęściej słychać było narzekania ze strony prawicowych ugrupowań. Interweniowali w tej sprawie pod koniec 2017 roku u ówczesnej minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej, a ta wezwała polskich przedstawicieli Facebooka "na dywanik”.
Nic to nie dało. W kwietniu 2018 roku Facebook oficjalnie zabronił promowania rasizmu, antysemityzmu i homofobii. Przy okazji zamknął wszelkie fanpage organizacji takich jak Obóz Narodowo-Radykalny czy Narodowe Odrodzenie Polski. Zabroniono zwykłym użytkownikom nawet odwoływać się do tych grup czy ich poglądów.
Obrażeni narodowcy zniknęli z Facebooka i założyli swoją odpowiedź na światowego giganta – Polfejs.pl. Strona wisi w sieci do dziś, a jedyny rozgłos, jaki zyskała to ten po publikacjach medialnych, gdzie dziennikarze wytykali niską estetykę strony czy choćby ukradzioną treść regulaminu z innej witryny. Tak się kończy stawanie w szranki z Facebookiem. Nawet dla tak zdeterminowanej grupy społecznej jak prawicowi fanatycy.
Mark Zuckerberg rozmawiał z Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego o wykorzystaniu prywatnych danych Europejczyków
Kara na waciki
Chociaż w Polsce co i raz pojawiają się głosy, żeby coś z Facebookiem zrobić, to sami mało możemy.
- Myślę, że jeśli ktoś w Europie miały się "brać za Facebooka", to powinna być to Komisja Europejska - mówi w rozmowie z WP Tech mecenas Joanna Uchańska z Grupy Chałas i Wspólnicy.
Komisja obecnie nie prowadzi postępowań w sprawie Facebooka. Najgłośniejsza do tej pory sprawa miała miejsce w 2017 roku. KE ukarała wtedy portal karą 110 mln euro za podawanie nieprawdziwych informacji w sprawie zakupu przez Facebooka aplikacji WhatsApp. Inżynierowie Facebooka twierdzili, że nie ma technicznej możliwości, aby automatycznie połączyć konta użytkowników obu serwisów. Mimo że od 3 lat wiedzieli, iż taka możliwość jest.
Kara? 110 mln euro brzmi dotkliwie, ale, na tle przychodu rocznego 40 mld dol. z reklam, jest śmieszną sumą.
Punkt dla ofiar Facebooka
Za portal wziął się polski minister cyfryzacji Marek Zagórski. Na początku roku uruchomił tzw. "punkt kontaktowy". Mogą się do niego odwoływać użytkownicy Facebooka, których posty zostały usunięte przez portal.
Początkowo wyglądało na to, że punkt kontaktowy będzie pełnił jedynie funkcję wizerunkową, że Facebook wychodzi naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa, aby pozwolić się kontrolować. W praktyce to nie Ministerstwo Cyfryzacji rozpatruje zgłoszenie, a sam Facebook.
Choć punkt ten nie dał państwu zewnętrznej kontroli nad usuwaniem postów przez Facebooka, to przyniósł ciekawą statystykę. Połowa z poprawnie zgłoszonych wniosków została rozpatrzona pozytywnie. Facebook tym samym przyznał się, że pomylił się w 50 proc. przypadków "banów".
Facebook nie ureguluje się sam
Facebook jest tak duży i tworzy tak wiele nowych możliwości, że nie nadąża sam za sobą. Tragicznym tego przykładem była relacja na żywo z zamachu terrorystycznego w Nowej Zelandii. Systemy Facebooka nie wykryły streamu, a film został zdjęty dopiero 10 minut po zakończeniu.
Jednocześnie nie można obwiniać portalu, że nie robi nic, aby poprawić sytuację. W ciągu roku Facebook potroił liczbę moderatorów, którzy czuwają nad treściami na stronach (z tysiąca do trzech), a Mark Zuckerberg zapowiedział powołanie rad nadzorczych, które niezależnie będą decydować o polityce publikacji na Facebooku.
Nie powinniśmy jednak oddawać całej inicjatywy w tym zakresie Facebookowi. Stał się za duży i wchodzi w zbyt wiele obszarów życia, aby pozostawić go samemu sobie. Jeśli firmy nie mogą nadużywać monopolu np. na rynku czekolady, to czemu pozwolić innej firmie na monopol na rynku relacji społecznych?
Wszyscy jesteśmy na Facebooku dobrowolnie, więc skąd cała afera? Nie podoba ci się to usuń konto i po sprawie.
Oba powyższe zdania są prawdziwie, jednak jest jedno ale. Bez Facebooka można żyć, ale z Facebookiem jest łatwiej. Łatwiej utrzymać kontakty z osobami, o których inaczej momentalnie byśmy zapomnieli. Łatwiej śledzić wydarzenia i łatwiej wchodzić w interakcje.
Dla niektórych społeczności, np. z biednych rejonów Afryki czy Indii Facebook jest jedynym łącznikiem ze światem. Dzięki infrastrukturze rozwijanej tam przez Facebooka ludzie nie łączą z internetem, a właśnie z Facebookiem. Portal jest dla nich oknem do innego świata. Zresztą nie ma co się oszukiwać, dla mieszkańców cywilizowanego Zachodu to też często jedyne okno przez, które patrzą.
Facebook ma 2,5 mld użytkowników na całym świecie. Z portalu do wymieniania się linkami zmienia się w behemota zarządzającego coraz większą ilością aspektów codziennego życia. Na portalu można handlować (marketplace), znaleźć pracę lub pracownika, pojawiają się plotki o przymiarkach Facebooka do wypuszczenia własnej waluty i aplikacji randkowej. Jeśli za dekadę lub dwie dojdzie do sytuacji, w które bez Facebooka nie da się funkcjonować, to lepiej już teraz narzucić mu swoje zasady.