"Człowiek, który wynalazł internet". Gdyby posłuchano Polaka, internet wyglądałby dzisiaj inaczej

"Człowiek, który wynalazł internet" to ciekawa książka, o ludziach i świecie, którego już nie ma. To wręcz smutne, jak zmieniła się branża technologiczna i daleko jej od tego, w co wierzyli "ojcowie założyciele". A przecież Paul Baran ostrzegał.

"Człowiek, który wynalazł internet". Gdyby posłuchano Polaka, internet wyglądałby dzisiaj inaczej
Źródło zdjęć: © flickr.com | James Joel
Adam Bednarek

04.10.2019 | aktual.: 04.10.2019 17:39

Biografia Paula Barana to historia człowieka, któremu zawdzięczamy internet. Urodził się w 1926 roku w Grodnie jako Pesach Baran, ale dwa lata później rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Jak pisze Wojciech Orliński, jego losy to idealny przykład spełnienia amerykańskiego snu. Tyle że w wersji, która już wyszła z użycia, bo współczesny świat wygląda zupełnie inaczej.

Trudno nie kryć podziwu, kiedy czyta się o takim wizjonerze jak Baran. O tym, jak wynalazł internet, pisał kilka lat temu Łukasz Michalik. Jeżeli ktoś ciekawy jest technicznych szczegółów, niech sięgnie po ten archiwalny tekst. W "Człowieku, który wynalazł internet" odkryciu poświęcone jest wiele stron, ale mnie w biografii Barana zainteresowało coś innego.

Chociaż Baran spełnia wymagania, by nazywać go ojcem internetu - jak ujął to Orliński, "przedstawił rozwiązanie, które z jednej strony nie jest oczywiste dla jego kolegów po fachu, a z drugiej jest możliwe do wykonania za pomocą już istniejących części i narzędzi" - to wcale za kogoś takiego się nie uważał. Wręcz przeciwnie, wskazywał na dokonania innych naukowców.

Powstanie internetu jak budowa katedry

- Proces technologicznego rozwoju przypomina budowę katedry - twierdził Paul Baran. Każdy dokłada swoją cegiełkę. Tylko ktoś wyjątkowo nieostrożny mógłby wmówić sobie, że to jego zasługa. Tymczasem "w rzeczywistości wszyscy tylko dokładali coś do tego, co zrobiono przed nimi".

Obraz
© Materiały prasowe

Jakże inne podejście niż w obecnych czasach, kiedy giganci świata technologii mówią wyłącznie o swoich zasługach. Kreują się na wizjonerów, których genialne pomysły zmieniają świat. Zapominając przy tym o pracujących ludziach czy chociażby finansowym wsparciu, jakie wcześniej bardzo często udzielało im państwo.

Paul Baran był wizjonerem nie tylko dlatego, że mówił o połączonych urządzeniach w czasach, kiedy nikomu nie przyszłoby do głowy, że komputer może być niewielkim, tanim sprzętem znajdującym się w każdym domu. Nie tylko dlatego, że już w 1967 roku przedstawił wizję internetowego sklepu, na wzór Amazona czy Allegro. Paul Baran koncentrował się na możliwościach internetu, ale też widział ewentualne ciemne strony nowych technologii.

Najciekawszy dla mnie fragment w biografii Barana to ten poświęcony jego ostrzeżeniom. Inżynier już 1965 opublikował pracę naukową na temat wpływu nowych środków łączności na przemianę wartości społecznych, będącą najprawdopodobniej pierwszą tego typu publikacją.

Obraz
© Wikiepedia

W tym samym roku proponował stworzenie urządzenia, które zapewniłoby prywatność użytkownikom systemów cyfrowych poprzez szyfrowanie wiadomości po obu stronach. Właśnie tak działają dziś aplikacje takie jak Signal.

Kiedy nikomu nie śniły się domowe komputery i sieć, jaką znamy współcześnie, Paul Baran przestrzegał: zawsze trzeba zakładać, że "nie każdy jest tak uczciwy i szczery jak my – ale równie diabolicznie sprytny". To wręcz podstawa cyberbezpieczeństwa, o czym nawet dziś wielu zapomina.

Dla Paula Barana zapewnienie prywatności użytkownikom miało być kluczowe. Przeczuwał oszustwa internetowe czy podsłuchiwanie osób korzystających z gadżetów. Dlatego stworzenie odpowiednich mechanizmów gwarantujących bezpieczeństwo było niezbędne, bo później będzie na to za późno. Łatanie dziur i błędów w przyszłości będzie zbyt drogie i niemożliwe, bo sieć się rozrośnie.

Wizjoner, którego świat nie posłuchał

- Nie chodzi mi o super-duper nieprzełamywalną kryptografię, tylko o pewne rozsądne minimum sprawiające, że podsłuchiwanie stanie się tak trudne, że w większości przypadków nie będzie się opłacać – pisał Baran.

Jaka szkoda, że go nie posłuchano! Ale rodzi się pytanie - dlaczego? Orliński w swojej książce tłumaczy, że choć z naszej perspektywy ostrzeżenia były słuszne, to wówczas - czyli na przełomie lat 60. i 70. - były czymś w rodzaju science-fiction. I trudno się dziwić. Jak ktoś miałby się martwić o to, że będzie podsłuchiwany, skoro nie wyobrażał sobie, że w jego pokoju stanie niewielkich rozmiarów komputer.

Świat technologii zapewne byłby znacznie lepszy, gdyby nie tylko wcześniej posłuchał Paula Barana, ale też częściej zachowywał się jak on. Bohater książki Orlińskiego miał poukładane, spokojne życie. Z nikim nie wchodził w konflikty, nikogo nie obrażał, nikt po latach nie powiedział o nim złego słowa. W poważnych dokumentach czy raportach wtrącał dowcipy czy żarty. Człowiek, którego nie dało się nie lubić.

Nie przeszkadzało mu to zarobić milionów na swoich pomysłach. Jego firma produkująca modemy była w latach 90. warta 85 milionów dolarów. Inna spółka, będąca jednym z największych producentów modemów kablowych na świecie,w końcówce XX wieku wyceniana była na ponad 600 mln dol. W 2003 przejęła ją firma Arris Technologies, więc niektórzy mogą mieć u siebie sprzęt wykorzystujący technologię opracowaną i opatentowaną przez Paula Barana.

"Człowiek, który wynalazł internet" - książka, po którą trzeba sięgnąć

Bezczelni, egoistyczni, nie mający skrupułów, przedmiotowo traktujący pracowników - przynajmniej jedno z tych określeń na pewno pasuje do wielu współczesnych twarzy Doliny Krzemowej. Paul Baran był zupełnie inny. Dlatego czytając "Człowiek, który wynalazł internet" przenosimy się w odmienny świat technologii. Pasjonatów, geniuszy, którzy zarabiali miliony, a przy tym byli sympatyczni, skromni, zwyczajni. Bogaci, ale pamiętający o swoich korzeniach. Rzecz jasna nie wszyscy tak się zachowywali, ale Baran był najlepszym dowodem na to, że sukcesy mogą iść w parze z szacunkiem do innych.

- Chcąc zbudować stabilne społeczeństwo, zrozumieliśmy, że nie chodzi tylko o to, żeby w przyszłości powiększyć rozmiar tortu do podziału. Zaczynamy także rozumieć znaczenie tego, żeby niczyjej porcji, która już jest dość cienka, nie zrobić jeszcze cieńszą - mówił Baran.

Oskarżane o monopol i nieuczciwe praktyki potęgi, takie jak Google, Facebook czy Microsoft, na takie podejście mogą dziś co najwyżej reagować śmiechem. Warto więc sięgnąć po biografię Paula Barana, by zobaczyć, że "ojciec internetu" miał zupełnie inne wyobrażenie przyszłości.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (68)