Supermani nauki nie istnieją. Niestety, wciąż wierzy w nich wielu Polaków

Odkrycia naukowe polepszają życie ludzi na całym świecie, ale można odnieść wrażenie, że tak naprawdę nikt z nas już nie wierzy w naukę i naukowców. Czemu? Bo sukcesy znanych osób przysłoniły nam to, co faktycznie najważniejsze.

Supermani nauki nie istnieją. Niestety, wciąż wierzy w nich wielu Polaków
Źródło zdjęć: © 123RF
Adam Bednarek

04.02.2019 | aktual.: 04.02.2019 14:24

Ponad jedna trzecia ankietowanych Polaków uważa, że tylko osoba wybitna może realizować karierę w nauce - wynika z globalnego raportu "State of Science Index" opublikowanego przez 3M. "Ponad jedna trzecia" to wcale nie większość, ale rezultat badań i tak może niepokoić. Szczególnie, gdy przywołamy inny wynik z ankiety - tylko połowa Polaków uważa, że "najlepszy czas dla nauki może dopieko nadejść".

Taka opinia w roku, który zapowiada się na "najlepszy w historii świata", musi dziwić. Właśnie takie miano rokowi 2019 przyznał w swoim artykule Marcin Napiórkowski. Autor książki "Mitologia współczesna" na łamach "Tygodnika Powszechnego" zauważył, że tak dobrze jeszcze na świecie nie było.

Wprawdzie w dobie ekologicznych i politycznych kryzysów, pseudonauki czy chociażby panoszącej się superbakterii, taka opinia może szokować, ale liczby jasno wskazują na optymistyczny scenariusz. Coraz mniej osób żyje w skrajnej biedzie, spada śmiertelność dzieci, eliminowane są choroby, które sto lat temu dziesiątkowały miliony, dostęp do darmowej edukacji ma więcej młodych. Z roku na rok jest coraz lepiej. A przecież jeszcze nie wiemy, ile odkryć na nas czeka!

Napiórkowski w swoim artykule cytował opinię Stevena Pinkera, amerykańskiego psychologa i popularyzatora nauki. Uważa, że nie widzimy znaczącego postępu m.in. przez religię i nacjonalizm. Jego zdaniem przez skupianie się na sobie sprawia, iż nie zauważamy tego, co dzieje się wokół i nieco dalej od nas.

Ale moim zdaniem szczególnie wiele szkód wyrządza także kult geniuszy, w który - jak wiemy z cytowanego badania - wierzy przeszło jedna trzecia Polaków. Trudno jednak się tej wierze dziwić, skoro właśnie tak przedstawiani są najwięksi ze świata technologii. A przecież oni w kwestii nauki mają wiele do powiedzenia: finansują naukowe projekty, wspierają organizacje charytatywne, głośno mówią o zniesieniu podziałów i wspieraniu biednych.

Tylko to nie ich rękoma cały postęp jest wykuwany.

Elon Musk - nowy prorok

Za takiego współczesnego naukowca-superbohatera uważany jest szczególnie Elon Musk. Gdy słucha się historii o nim, ma się wrażenie, że sam wpada na genialne pomysły i w pojedynkę je realizuje. Polecieć na Marsa? Czemu nie! Odmienić transport publiczny? Proszę bardzo! Uratować chłopców uwięzionych w jaskini? Pstryk, Elon Musk ma gotowy projekt urządzenia, które wyciągnie ich z podziemi.

Oczywiście niektóre jego przedsięwzięcia propagowały naukę i pozwalały się nią fascynować, jak wystrzelenie samolotu w kosmos - sam o tym pisałem. Ale co za dużo, to niezdrowo. Elon Musk, kreując swój wizerunek na zbawcę świata, ekscentryka, który w pojedynkę walczy z problemami, przysłania pracę tysięcy naukowców. Angażując się w tak wiele projektów, tworzy swój wizerunek człowieka, któremu jako jedynemu zależy na rozwoju i przekraczaniu granic.

A skoro tak, to trzeba przymknąć oko na jego specyficzne zachowanie - obrażanie innych, przedmiotowe traktowanie pracowników - bo przecież to on stoi na czele tych, którzy chcą iść do przodu. I na fakt, że za każdym jego przedsięwzięciem stoi rzesza pracowników.

Przestańmy stawiać ołtarze

Jest jeszcze inny problem. "Miliarder Elon Musk realizuje swoje pomysły z własnej kieszeni" - to kolejny, fałszywy mit. Zapomina się, że Elon Musk zbudował swoje imperium z państwowych pieniędzy. Ta iluzja pozwala wielu ludziom wierzyć, że tylko miliarderzy mogą coś osiągnąć i tylko im zawdzięczamy nowatorskie rozwiązania.

- Zamiast stawiać ołtarze liderom branży technologii, powinniśmy rozpatrywać ich sukcesy w kontekście, uznając rolę państwa nie tylko jako podpory podstawowej nauki, lecz także partnera do nowych przedsięwzięć - pisała Amanda Schaffer na łamach "MIT Technology Review".

Tak się jednak nie dzieje. I konsekwencje takiej sytuacji właśnie widzimy w Polsce. Nie dość, że dla ponad jednej trzeciej Polaków tylko geniusz ma szansę na osiągnięcia w naukowej karierze, to zaufanie do samej nauki nie jest wcale duże. Cytując wyniki raportu, zaledwie 49 proc. badanych dostrzega znaczenie nauki dla społeczeństw. Wcale nie dziwi więc fakt, że tylko 43 proc. pytanych ufa "naukowcom, tezom i ogólnie pojmowanej nauce".

Tylko, bo przecież ostatnie sto lat to wielki naukowy postęp. I pasmo sukcesów. Autorzy książki "Factfulness" pokazują optymistyczne dane, przeczące powszechnemu nastawieniu "lepiej już było". Dzięki nauce i badaniom radzimy sobie z wieloma problemami, które przed laty spędzały sen z powiek, jak np. wyciek ropy z tankowców czy używanie benzyny ołowiowej (o poważniejszych, jak malejąca śmiertelność dzieci czy lepszy dostęp do edukacji, wspominałem wcześniej). W 1987 roku, na mocy tzw. protokołu montrealskiego, zakazano stosowania freonów. Bez tego dziura ozonowa nad biegunem południowym byłaby współcześnie o 40 procent większa. W 2017 była najmniejsza od 1988 roku.

Praca tysięcy ekspertów, którzy swoimi badaniami doprowadzili do wprowadzenia istotnych regulacji, tylko dla połowy ankietowanych jest "znacząca dla społeczeństw". Mniej niż połowa wierzy w ich tezy. I można zrozumieć takie podejście. Kiedy patrzy się na sukcesy Muska, da się zrozumieć myślenie "a co ja z tego mam?". Nie będzie stać nas na wycieczkę wokół Księżyca, nie mówiąc już o wyprawie na Marsa. Superkolej przyszłości jeszcze dziś brzmi jak pomysł rodem z science-fiction, a nawet przyziemne elektryczne samochody są dla zwykłego Polaka nieosiągalne. Wcale nie chodzi tu o pieniądze - po prostu wciąż brakuje miejsc, gdzie można je naładować.

Nie tylko geniusze

Ale te wielkie sukcesy wcale nie są głównym dowodem na to, że świat pędzi do przodu. Są nimi większe lub mniejsze odkrycia, nad którymi pracują naukowcy na całym globie. Niekoniecznie geniusze, ale dobrze wyszkoleni fachowcy, którzy m.in. dzięki publicznym szkołom - do których chodzić może coraz więcej dzieci na świecie, w tym także dziewczynek - i to w regionach, w których wcześniej nie było to społecznie akceptowalne - przyczyniają się do tego, że na świecie jest lepiej. Nie idealnie, ale to nie oznacza, że chcielibyśmy żyć na początku XX wieku.

Ba, powrót do lat 80. byłby sporym utrudnieniem. Ale dopóki nie zrozumiemy, że niekoniecznie jest to zasługa ekscentrycznych geniuszy-miliarderów, trudniej będzie nam to docenić.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)