Cyfrowe toksyny. Jak wyżywanie się w sieci zamienia ją w materiał radioaktywny

Cyfrowe toksyny. Jak wyżywanie się w sieci zamienia ją w materiał radioaktywny
Źródło zdjęć: © 123RF
Grzegorz Burtan

05.10.2018 16:26, aktual.: 07.10.2018 17:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na uboczu historii "Sapkowski kontra CD Projekt" kryje się pewna smutna prawda. Liczba komentarzy pozbawionych wartości merytorycznej a pełnych jadu i zawiści przytłacza. Nie pierwszy raz i nie ostatni zresztą.

Słowo "hejt" jest nadużywane. Jakikolwiek rodzaj wypowiedzi może zostać podciągnięty pod ten wyraz, w zależności od intencji jego nadawcy. Obraziłeś kogoś? Hejt. Pozwoliłeś sobie na drobną uszczypliwość w granicach humoru? Hejt. Nie zgadzasz się, ale zamiast argumentu ad personam atakujesz tezy? Jesteś hejterem, chodzi ci tylko o fejm.

Problemy z hejtem

Hejt tak naprawdę nic nie znaczy. Nie oddaje już jadowitości niektórych komentarzy, których autorzy określali Sapkowskiego mianem starego, grubego alkoholika. Duża w tym zasługa pewnego "kołcza" i mówcy motywacyjnego, który wybił się na książce-poradniku do walki z hejtem, a który sam dawał się prowokować i nabierać na najbardziej oczywiste dowcipy w sieci. No i są jeszcze media, gdzie celebryci żalą się na hejterów. Jednak trolle są wrzucani do jednego worka z osobami, które starają się skonfrontować swoją opinię, mają odmienne zdanie czy wizję. Nie zasługują na to, ale etykieta zawistnika nęci i kusi, bo pozwala zamieść sensowne pytania pod dywan.

Kiedy jednak obserwujemy zalew tych bezmyślnych i toksycznych docinek, wydaje nam się, że internet to samonapędzająca się maszyna nienawiści. Ale nie liczba negatywnych komentarzy na to wpływa, tylko ich widoczność.
Erin E. Buckels z Uniwersytetu w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada)zbadała zjawisko na podstawie artykułów w sieci. Wśród ponad 1,2 tys. użytkowników internetu, 23,8 proc. lubiło debatować, 21,3 proc. znajdowało przyjemność w rozmowie z innymi użytkownikami, 2 proc. stwierdziło, że lubi nawiązywać kontakty w internecie, a 41,3 proc. nie zostawiało żadnych komentarzy. Trolle stanowiły natomiast zaledwie 5,6 proc. Nieprzypadkowo to ta ostatnia grupa jest najciekawsza. Odpowiada za najbardziej szkodliwe komentarze, jest właśnie najbardziej wyrazista.

Trolle i toksyny

Dlaczego trolling istnieje? Co motywuje do tego, by zamiast mądrze milczeć, lepiej wystukać na klawiaturze kilka znaków i wysłać je do sieci, dorzucając swoje trzy grosze do toksycznej układanki? Na to pytanie odpowiada WP Tech Konrad Ciesiołkiewicz, koordynator inicjatywy "Dialog w praktyce" w Komitecie Dialogu Społecznego KIG: - Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę narastającą frustrację, która objawia się w różnych agresywnych zachowaniach. Źródłem frustracji jest zazwyczaj niemożność spełnienia oczekiwań, a potrzeby, wskutek niemalże nieograniczonego dostępu do informacji, mamy dzisiaj ogromne.

I dodaje, że funkcjonujemy też w rzeczywistości "instant", gdzie efekty, potrzeby i plany powinny być spełniane "tu i teraz", natychmiast.

Nagroda odroczona w czasie, wymagająca wysiłku i konsekwencji coraz mniej nas interesuje, uważa Ciesiołkiewicz. Nieustannie porównujemy się do innych, swój styl życia i zamożność porównujemy dzisiaj z najbardziej rozwiniętymi społeczeństwami świata i też chcemy zarabiać więcej, być szczęśliwsi, zdrowsi, silniejsi. Brak możliwości spełnienia tych oczekiwań, przy świadomości, że inni mają lepiej, po prostu nas frustruje. A frustracja jest jednym z ważniejszych elementów tła dla zachowań agresywnych i przemocy.

Drugim elementem, który składa się na pojawiające się w sieci komentarze jest fakt, że jesteśmy skrajnie przebodźcowani, zaznacza psycholog. Przyswajamy w jednym tygodniu średnio taką ilość informacji, jaką człowiek średniowiecza otrzymywał przez całe swoje życie. A ilość rośnie.

- Systemy społeczne, ekonomiczne, media dostępne w naszych smartfonach czy organizacja pracy bazują na szybkości informacji. W tak nadmiarowej ilości płynących do nas ze wszystkich stron bodźców nie jesteśmy w stanie optymalnie wykorzystywać naszych zdolności poznawczych. Organizm jest skrajnie zestresowany i zaczyna funkcjonować w trybie kryzysowym – tłumaczy.

A to prowadzi nas do prostego mechanizmu, wykształconego w drodze ewolucji, czyli reakcji "walcz albo uciekaj". A więc szybkich ocen, czy dana sytuacja jest przyjazna czy zagrażająca. Wiele toksycznych relacji jest związanych właśnie z tą symboliczną walką. Nasze myślenie w kryzysie staje się tunelowe i nie widzimy innych opcji w danym momencie. Atak jest często formą obrony przed czymś, co zagraża nam, naszej tożsamości, wartościom, w które wierzymy.

Obraz
© WP.PL

Trzeci element jest, być może, najważniejszy, podkreśla Ciesiołkiewicz. Mianowicie, nadmiar silnych przeżyć i nadmiar informacji, związany także z doświadczaniem za pośrednictwem mediów, obrazów ludzkich tragedii, śmierci, chorób i przemocy, prowadzi do zjawiska tzw. depersonalizacji, czyli do cynizmu i braku możliwości współodczuwania, empatii, z drugim człowiekiem. Kiedy odbieramy innym cechy człowieczeństwa, to z lekkością przychodzi nam ich krzywdzenie, atakowanie i wykluczanie. To nic innego jak mechanizm obronny, który włącza się w nas w celu przetrwania.

- O konsekwencjach nadmiernego stykania się z tak trudnymi informacjami i obrazami, pisał także znany polski psychiatra, prof. Antoni Kępiński, badający więźniów obozów koncentracyjnych po wojnie. Przestrzega on w swoich książkach przed nadmierną technicyzacją życia. W dużej mierze mamy z tym dzisiaj do czynienia – ostrzega ekspert.

Wentyl niebezpieczeństwa

Dlaczego zatem internet jest naturalnym miejscem do dawania upustu swojej frustracji? Bo spędzamy w nim dużo czasu i tam toczy się spora część naszego życia. Polacy poświęcają sieci średnio dwie godziny i minut dziennie. W ciągu roku daje to 766 i pół godziny bez przerwy. To ponad miesiąc – jedna dwunasta naszego roku jest poświęcona na to, co wirtualne.

- Dowiedziono naukowo, że nieograniczony dostęp do zasobów sieci przesuwa bardzo mocno granice moralne. Prowadzi też do przemęczenia, dezorientacji i permanentnej huśtawki emocjonalnej, w której łatwo o podejmowanie decyzji nieetycznych. Szklany ekran połączony z anonimowością i brakiem społecznej kontroli sprawia, że przestajemy mieć hamulce – zauważa Ciesiołkiewicz.

Toksyczne zachowania to także jedna z form realizowania ważnych dla nas potrzeb, tłumaczy psycholog. Społecznie szkodliwa i dysfunkcyjna, ale coraz częściej nie umiemy tych potrzeb zaspokajać inaczej. W świecie nadmiaru informacji, szczególnie mediów społecznościowych, permanentnie porównujemy się z innymi.

Obraz
© Instagram.com

- Badania pokazują, że odpuszczenie sobie przez tydzień funkcjonowania w mediach społecznościowych, radykalnie poprawia poczucie szczęścia - mówi Ciesiołkiewicz. Dotyczy to szczególnie tak zwanych heavy users, najbardziej zaangażowanych i spędzających najwięcej czasu w sieci oraz biernych użytkowników, czyli tych, którzy wyłącznie śledzą wpisy innych. "Świat selfie" i "idealnego życia z pasmem sukcesów" nie jest światem realnym. Rodzi jednak frustrację, bo rozbudza chęć posiadania takiego właśnie życia.

- Dzięki agresji, a często także bezpośredniej przemocy w sieci, może wzrastać samoocena. Szczególnie, kiedy przyczynę naszych frustracji ulokujemy w innych ludziach, całych grupach społecznych lub innych czynnikach zewnętrznych – wyjaśnia ekspert. Chronimy się w ten sposób przed doświadczeniem jakiejś części prawdy o nas samych. Dopuszczając istnienie przyczyny problemów w nas, burzylibyśmy skrzętnie pielęgnowany obraz samych siebie, dobrych, moralnych i uczciwych.

Pozostaje ostatnia, fundamentalna zdaniem rozmówcy, kwestia. Są nią kompetencje społeczne. Wielu badaczy bije dzisiaj na alarm, że młode pokolenia wychowane od samego początku z siecią, mają poważne deficyty umiejętności budowania relacji i komunikowania się. Takich umiejętności nie można nauczyć się w sieci, bo one są owocem czystego doświadczenia spotkania, życia i relacji z żywym człowiekiem. Tylko tak można nauczyć się czuć emocje własne i innych ludzi, rozumieć lepiej potrzeby drugiej osoby, okazywać właściwie swoje własne emocje i potrzeby, współpracować wytwarzając nową wartość.

Cyfrowy detoks w kontekście ostatnich komentarzy pod adresem twórcy postaci Wiedźmina brzmi jak kusząca opcja. Nawet dla niepiszących – oglądanie toksycznych komentarzy to nieszczególnie przyjemne zajęcie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (22)
Zobacz także