Cyfrowe toksyny. Jak wyżywanie się w sieci zamienia ją w materiał radioaktywny

Na uboczu historii "Sapkowski kontra CD Projekt" kryje się pewna smutna prawda. Liczba komentarzy pozbawionych wartości merytorycznej a pełnych jadu i zawiści przytłacza. Nie pierwszy raz i nie ostatni zresztą.

Cyfrowe toksyny. Jak wyżywanie się w sieci zamienia ją w materiał radioaktywny
Źródło zdjęć: © 123RF
Grzegorz Burtan

05.10.2018 | aktual.: 07.10.2018 17:37

Słowo "hejt" jest nadużywane. Jakikolwiek rodzaj wypowiedzi może zostać podciągnięty pod ten wyraz, w zależności od intencji jego nadawcy. Obraziłeś kogoś? Hejt. Pozwoliłeś sobie na drobną uszczypliwość w granicach humoru? Hejt. Nie zgadzasz się, ale zamiast argumentu ad personam atakujesz tezy? Jesteś hejterem, chodzi ci tylko o fejm.

Problemy z hejtem

Hejt tak naprawdę nic nie znaczy. Nie oddaje już jadowitości niektórych komentarzy, których autorzy określali Sapkowskiego mianem starego, grubego alkoholika. Duża w tym zasługa pewnego "kołcza" i mówcy motywacyjnego, który wybił się na książce-poradniku do walki z hejtem, a który sam dawał się prowokować i nabierać na najbardziej oczywiste dowcipy w sieci. No i są jeszcze media, gdzie celebryci żalą się na hejterów. Jednak trolle są wrzucani do jednego worka z osobami, które starają się skonfrontować swoją opinię, mają odmienne zdanie czy wizję. Nie zasługują na to, ale etykieta zawistnika nęci i kusi, bo pozwala zamieść sensowne pytania pod dywan.

Kiedy jednak obserwujemy zalew tych bezmyślnych i toksycznych docinek, wydaje nam się, że internet to samonapędzająca się maszyna nienawiści. Ale nie liczba negatywnych komentarzy na to wpływa, tylko ich widoczność.
Erin E. Buckels z Uniwersytetu w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada)zbadała zjawisko na podstawie artykułów w sieci. Wśród ponad 1,2 tys. użytkowników internetu, 23,8 proc. lubiło debatować, 21,3 proc. znajdowało przyjemność w rozmowie z innymi użytkownikami, 2 proc. stwierdziło, że lubi nawiązywać kontakty w internecie, a 41,3 proc. nie zostawiało żadnych komentarzy. Trolle stanowiły natomiast zaledwie 5,6 proc. Nieprzypadkowo to ta ostatnia grupa jest najciekawsza. Odpowiada za najbardziej szkodliwe komentarze, jest właśnie najbardziej wyrazista.

Trolle i toksyny

Dlaczego trolling istnieje? Co motywuje do tego, by zamiast mądrze milczeć, lepiej wystukać na klawiaturze kilka znaków i wysłać je do sieci, dorzucając swoje trzy grosze do toksycznej układanki? Na to pytanie odpowiada WP Tech Konrad Ciesiołkiewicz, koordynator inicjatywy "Dialog w praktyce" w Komitecie Dialogu Społecznego KIG: - Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę narastającą frustrację, która objawia się w różnych agresywnych zachowaniach. Źródłem frustracji jest zazwyczaj niemożność spełnienia oczekiwań, a potrzeby, wskutek niemalże nieograniczonego dostępu do informacji, mamy dzisiaj ogromne.

I dodaje, że funkcjonujemy też w rzeczywistości "instant", gdzie efekty, potrzeby i plany powinny być spełniane "tu i teraz", natychmiast.

Nagroda odroczona w czasie, wymagająca wysiłku i konsekwencji coraz mniej nas interesuje, uważa Ciesiołkiewicz. Nieustannie porównujemy się do innych, swój styl życia i zamożność porównujemy dzisiaj z najbardziej rozwiniętymi społeczeństwami świata i też chcemy zarabiać więcej, być szczęśliwsi, zdrowsi, silniejsi. Brak możliwości spełnienia tych oczekiwań, przy świadomości, że inni mają lepiej, po prostu nas frustruje. A frustracja jest jednym z ważniejszych elementów tła dla zachowań agresywnych i przemocy.

Drugim elementem, który składa się na pojawiające się w sieci komentarze jest fakt, że jesteśmy skrajnie przebodźcowani, zaznacza psycholog. Przyswajamy w jednym tygodniu średnio taką ilość informacji, jaką człowiek średniowiecza otrzymywał przez całe swoje życie. A ilość rośnie.

- Systemy społeczne, ekonomiczne, media dostępne w naszych smartfonach czy organizacja pracy bazują na szybkości informacji. W tak nadmiarowej ilości płynących do nas ze wszystkich stron bodźców nie jesteśmy w stanie optymalnie wykorzystywać naszych zdolności poznawczych. Organizm jest skrajnie zestresowany i zaczyna funkcjonować w trybie kryzysowym – tłumaczy.

A to prowadzi nas do prostego mechanizmu, wykształconego w drodze ewolucji, czyli reakcji "walcz albo uciekaj". A więc szybkich ocen, czy dana sytuacja jest przyjazna czy zagrażająca. Wiele toksycznych relacji jest związanych właśnie z tą symboliczną walką. Nasze myślenie w kryzysie staje się tunelowe i nie widzimy innych opcji w danym momencie. Atak jest często formą obrony przed czymś, co zagraża nam, naszej tożsamości, wartościom, w które wierzymy.

Obraz
© WP.PL

Trzeci element jest, być może, najważniejszy, podkreśla Ciesiołkiewicz. Mianowicie, nadmiar silnych przeżyć i nadmiar informacji, związany także z doświadczaniem za pośrednictwem mediów, obrazów ludzkich tragedii, śmierci, chorób i przemocy, prowadzi do zjawiska tzw. depersonalizacji, czyli do cynizmu i braku możliwości współodczuwania, empatii, z drugim człowiekiem. Kiedy odbieramy innym cechy człowieczeństwa, to z lekkością przychodzi nam ich krzywdzenie, atakowanie i wykluczanie. To nic innego jak mechanizm obronny, który włącza się w nas w celu przetrwania.

- O konsekwencjach nadmiernego stykania się z tak trudnymi informacjami i obrazami, pisał także znany polski psychiatra, prof. Antoni Kępiński, badający więźniów obozów koncentracyjnych po wojnie. Przestrzega on w swoich książkach przed nadmierną technicyzacją życia. W dużej mierze mamy z tym dzisiaj do czynienia – ostrzega ekspert.

Wentyl niebezpieczeństwa

Dlaczego zatem internet jest naturalnym miejscem do dawania upustu swojej frustracji? Bo spędzamy w nim dużo czasu i tam toczy się spora część naszego życia. Polacy poświęcają sieci średnio dwie godziny i minut dziennie. W ciągu roku daje to 766 i pół godziny bez przerwy. To ponad miesiąc – jedna dwunasta naszego roku jest poświęcona na to, co wirtualne.

- Dowiedziono naukowo, że nieograniczony dostęp do zasobów sieci przesuwa bardzo mocno granice moralne. Prowadzi też do przemęczenia, dezorientacji i permanentnej huśtawki emocjonalnej, w której łatwo o podejmowanie decyzji nieetycznych. Szklany ekran połączony z anonimowością i brakiem społecznej kontroli sprawia, że przestajemy mieć hamulce – zauważa Ciesiołkiewicz.

Toksyczne zachowania to także jedna z form realizowania ważnych dla nas potrzeb, tłumaczy psycholog. Społecznie szkodliwa i dysfunkcyjna, ale coraz częściej nie umiemy tych potrzeb zaspokajać inaczej. W świecie nadmiaru informacji, szczególnie mediów społecznościowych, permanentnie porównujemy się z innymi.

Obraz
© Instagram.com

- Badania pokazują, że odpuszczenie sobie przez tydzień funkcjonowania w mediach społecznościowych, radykalnie poprawia poczucie szczęścia - mówi Ciesiołkiewicz. Dotyczy to szczególnie tak zwanych heavy users, najbardziej zaangażowanych i spędzających najwięcej czasu w sieci oraz biernych użytkowników, czyli tych, którzy wyłącznie śledzą wpisy innych. "Świat selfie" i "idealnego życia z pasmem sukcesów" nie jest światem realnym. Rodzi jednak frustrację, bo rozbudza chęć posiadania takiego właśnie życia.

- Dzięki agresji, a często także bezpośredniej przemocy w sieci, może wzrastać samoocena. Szczególnie, kiedy przyczynę naszych frustracji ulokujemy w innych ludziach, całych grupach społecznych lub innych czynnikach zewnętrznych – wyjaśnia ekspert. Chronimy się w ten sposób przed doświadczeniem jakiejś części prawdy o nas samych. Dopuszczając istnienie przyczyny problemów w nas, burzylibyśmy skrzętnie pielęgnowany obraz samych siebie, dobrych, moralnych i uczciwych.

Pozostaje ostatnia, fundamentalna zdaniem rozmówcy, kwestia. Są nią kompetencje społeczne. Wielu badaczy bije dzisiaj na alarm, że młode pokolenia wychowane od samego początku z siecią, mają poważne deficyty umiejętności budowania relacji i komunikowania się. Takich umiejętności nie można nauczyć się w sieci, bo one są owocem czystego doświadczenia spotkania, życia i relacji z żywym człowiekiem. Tylko tak można nauczyć się czuć emocje własne i innych ludzi, rozumieć lepiej potrzeby drugiej osoby, okazywać właściwie swoje własne emocje i potrzeby, współpracować wytwarzając nową wartość.

Cyfrowy detoks w kontekście ostatnich komentarzy pod adresem twórcy postaci Wiedźmina brzmi jak kusząca opcja. Nawet dla niepiszących – oglądanie toksycznych komentarzy to nieszczególnie przyjemne zajęcie.

Komentarze (22)