Próbują tym straszyć Zachód. Rosyjskie pociski międzykontynentalne

Międzykontynentalne pociski balistyczne to broń, która powstała z myślą o wywołaniu niepokoju w państwach sprzeciwiających się działaniom Rosji. Niedawno taki pocisk miał spaść na Ukrainę.

Silos systemu A-135 - zdjęcie poglądowe
Silos systemu A-135 - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Licencjodawca

23.11.2024 | aktual.: 23.11.2024 16:34

Po doniesieniach o zgodzie USA na wykorzystanie pocisków aerobalistycznych MGM-140 ATACMS na terytorium Rosji (według niektórych źródeł tylko w okolicach Kurska) władze w Kijowie zaczęły sugerować, że Moskwa w odwecie może użyć pocisków balistycznych potężniejszych niż Iskander.

Z kolei propaganda Kremla straszyła nawet bronią jądrową. Rzeczywiście nocą z 20 na 21 listopada na ukraińskie miasto Dniepr spadł nietypowy pocisk – według Sił Powietrznych Ukrainy był to rosyjski RS-26 Rubież przeznaczony do przenoszenia głowic jądrowych. Czy na pewno?

Dniepr trafiony "czymś" – ale czym?

Ze skąpych materiałów wiadomo, że na Dniepr spadła pewna liczba pocisków, prawdopodobnie tzw. pojazdów powrotnych (RV). Rzeczywiście, pocisk Rubież przenosić może sześć RV z głowicami jądrowymi o mocy do 300 kt. Sęk w tym, że w 2018 r. zarzucono rozwój pocisku na rzecz prac nad pociskiem hipersonicznym Awangard (którego nosicielem zresztą może być sama rakieta RS-26), wątpliwe więc, by Kreml dysponował większą liczbą Rubieży, szczególnie z nietypowymi głowicami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Spekulowano na temat możliwości użycia pocisków irańskich lub północnokoreańskich, zaś według CNN anonimowy "zachodni urzędnik" zdementował doniesienia o wykorzystaniu Rubieży na Ukrainie. Prezydent Rosji Władimir Putin ujawnił niedługo po ataku, że w uderzeniu wykorzystano prototypowy pocisk średniego zasięgu (do 3000 km) "Oresznik", osiągający prędkości hipersoniczne. To prawdopodobnie pochodna jednego z istniejących lub rozwijanych w przeszłości pocisków balistycznych, choć jej specyfikacja pozostaje tajemnicą.

Międzykontynentalne pociski balistyczne

Same międzykontynentalne pociski balistyczne (ICBM) powstały w latach 50. ubiegłego wieku. Były to bardzo niedoskonałe jeszcze amerykańskie SM-65 Atlas i SM-68A Titan I oraz radziecki R-7 (formalnie pierwszy "prawdziwy" ICBM).

Pociski te zaprojektowano z myślą o przeniesieniu głowic termojądrowych nad terytorium wroga podczas wojny jądrowej. Miała to być alternatywa dla coraz łatwiejszych do przechwycenia bombowców strategicznych. Obecnie pociskami tej klasy dysponują USA, Rosja, Chiny, Korea Północna, Izrael, Francja i Wielka Brytania (ta ostatnia posiada tylko amerykańskie UGM-133 Trident II D5 przenoszone przez okręty podwodne). ICBM mogą bazować na lądzie (w potężnych stałych silosach lub na mobilnych wyrzutniach) lub na okrętach podwodnych z napędem jądrowym i odpowiednimi wyrzutniami.

Start rakiety Trident II wystrzelonej spod wody przez okręt typu Ohio
Start rakiety Trident II wystrzelonej spod wody przez okręt typu Ohio© Domena publiczna | Petty Officer 1st Class Ronald Gutridge

ICBM odznaczają się ogromnym, dosłownie międzykontynentalnym zasięgiem: przynajmniej 5500 km. Pociski te są zwykle kilkustopniowe, zaś lot dzieli się na trzy fazy: fazę startowa (3-5 min.; wynoszenie pocisku na wysokość 150-400 km), suborbitalny lot kosmiczny (wysokość nawet do 1200 km, czas lotu do 25 min.) i fazę powrotu (w niej uwolnione podczas II fazy RV atakują wskazane cele).

Współczesne ICBM dysponują kilkoma RV, przeważnie manewrującymi (MIRV), o niewysokiej celności, lecz wystarczającej dla głowic jądrowych. Niektóre państwa, np. Korea Północna, dysponują pociskami z pojedynczymi, ekstremalnie ciężkimi (nawet kilka ton) głowicami konwencjonalnymi. Ze względu na wysoką prędkość lotu i możliwość manewrowania przez MIRV są to trudne cele, do których zwalczania służą wyspecjalizowane, niezwykle kosztowne systemy obrony antybalistycznej (BMD), których rakiety nierzadko same są w praktyce pociskami balistycznymi.

Rosyjski system A-135 chroniący Moskwę wykorzystuje nawet niewielkie głowice jądrowe. Aby przełamać systemy defensywne, pociski są wyposażane w wabie (fałszywe MIRV, które mają na siebie przyjąć kontratak). W razie użycia ICBM przeciw Ukrainie, wprawdzie skrajnie nieprawdopodobnego, sąsiad Polski nie dysponuje środkami zdolnymi do zestrzelenia MIRV (MIM-104 Patriot miałby potencjalnie bardzo niewielkie szanse na to, bliskie zeru). Podobnie zresztą rzecz ma się z Polską, choć kiedyś w ramach programu Wisłoka planowano zakup systemu THAAD oferującego ograniczone zdolności w tym zakresie.

Wyrzutnia międzykontynentalnych pocisków balistycznych RT-2PM2 Topol-M
Wyrzutnia międzykontynentalnych pocisków balistycznych RT-2PM2 Topol-M© Licencjodawca | Vitaly V. Kuzmin

Potencjał Rosji

Federacja Rosyjska dysponuje w ramach Wojsk Rakietowych Przeznaczenia Strategicznego ok. 360 pociskami balistycznymi o zasięgu międzykontynentalnym, wyposażonymi w łącznie niemal 1200 głowic jądrowych.

W skład rosyjskiego arsenału wchodzi wiele typów rakiet. W użyciu nadal znajdują się systemy posowieckie, choć np. RT-2PM Topol-M (w służbie od 1984 r.) zostały wycofane dopiero w 2023 r. i nie ma pewności, czy faktycznie wszystkie są złomowane (niektóre - jak mówił w rozmowie z Wirtualną Polską mjr Fiszer - mogą być wystrzeliwane zamiast złomowania ich).

W służbie (od 1988 r.) pozostaje też ogromny RS-36M2 Wojewoda o masie 211 ton, długości ponad 36 m i zasięgu ok. 11 tys. km (pocisk przenosi do 10 pojazdów). Jest to pocisk wystrzeliwany z silosu. Podobnie rzecz ma się z pociskami RT-2PM2 Topol-M i RS-24 Jars, przy czym obydwa mają też odmiany z wyrzutniami mobilnymi (tzw. TEL).

Topol to pocisk jednogłowicowy, w służbie pozostaje od 1997 r. (wersja stacjonarna od 2000 r.). Pocisk waży 46,5 t, ma 22,5 m długości i ma zasięg 1200 km. Jego następcą jest podobnych rozmiarów i zasięgu Jars, wprowadzony do służby w 2009 r. Nowy pocisk, także w dwóch odmianach, przenosi trzy lub cztery MIRV. Od poprzednika różni się też lepszym zabezpieczeniem przed systemami przeciwrakietowymi, wydłużonym 1,5 raza resursem i poprawioną niezawodnością. Pomimo pojawiających się od 2014 r. zapowiedzi, Rosja nie wróciła do użytkowania pocisków z wyrzutniami kolejowymi (jak RS-23 Maładiec w wersji 15Ż61).

Poza tym Rosja ma jeszcze pociski odpalane spod wody. Są one przenoszone przez okręty projektów 667BDRM Delfin (trzy w służbie, dwa w remoncie), 955 Boriej (trzy okręty w służbie) i 955A Boriej (cztery okręty w służbie, trzy w budowie, dwa w planach). Jednostki te stanowią jedną z podstaw rosyjskiego potencjału strategicznego, zwłaszcza po wycofaniu starszych jednostek rodziny 667 oraz ogromnych jednostek projektu 941 Akuła.

Okręt podwodny 667BDRM Delfin
Okręt podwodny 667BDRM Delfin© Licencjodawca

Delfiny przenoszą po 16 pocisków R-29RMU2.1 Łajner (trzystopniowy, 15 m długości, masa 40,3 t, zasięg do 11 tys. km, przenosi 4 MIRV). Nowsze Borieje przenoszą również po 16 nowocześniejszych R-30 Buława (dł. 12,1 m, masa 36,8 t, zasięg do 9300 km, 6-10 MIRV). Te ostatnie były krytykowane podczas wchodzenia do służby z uwagi na krótszy niż u poprzednika zasięg, jednak skuteczność ma wzrosnąć dzięki zastosowaniu nowoczesnych wabi i pułapek utrudniających przechwycenie głowic jądrowych, a także dzięki skróceniu aktywnej fazy lotu. Także zastosowanie paliwa stałego zamiast ciekłego ogranicza ryzyko wykrycia nosiciela i zwiększa jego niezawodność.

Niezależnie od licznych nieudanych testów i, potencjalnie, ograniczonej sprawności technicznej rosyjskiego potencjału nuklearnego, jest on z pewnością wystarczający do zadania silnego ciosu przeciwnikom Federacji Rosyjskiej. Jego wykorzystanie reguluje nowa doktryna przyjęta przez Kreml przed kilkoma dniami.

Oczywiście Moskwa ma świadomość tego, że nawet tzw. uderzenie deeskalacyjne (pojedynczy atak głowicą niewielkiej mocy) może sprowokować przeciwnika lub jego sojuszników dysponujących bronią jądrową do zmasowanego ataku. Działa to oczywiście w obie strony, stąd też broń jądrowa po 1945 r. nie była już używana bojowo. Same pociski międzykontynentalne zresztą są również stale "na celowniku" systemów detekcyjnych i dlatego każdorazowo testy mocarstw są zgłaszane konkurentom, aby przypadkiem dowódca po drugiej stronie nie uznał "niewinnego" testu za początek wojny nuklearnej.

Bartłomiej Kucharski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie