Balony wojskowe tworzone w Polsce. Historia, która nie miała happy endu
Kiedy pod koniec maja minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak poinformował o wysłaniu zapytania ofertowego LOR dotyczącego pozyskania rozpoznawczych aerostatów "Barbara" dla Wojska Polskiego, wielu zaczęło zastanawiać się, czy takich rozwiązań nie można byłoby produkować w Polsce. Agencja Uzbrojenia ma jasne stanowisko w tej sprawie, co nie zmienia faktu, że Polska posiada dość ciekawą historię tworzenia balonów wojskowych, które były wykorzystywane do obrony naszej ojczyzny.
"Dziś wysłaliśmy zapytanie ofertowe LOR dotyczące pozyskania rozpoznawczych aerostatów "Barbara" dla Wojska Polskiego. Chcemy maksymalnie zwiększyć nasze możliwości w zakresie radiolokacyjnego rozpoznania przestrzeni powietrznej i nawodnej" - poinformował 26 maja za pośrednictwem Twittera Mariusz Błaszczak. Pod postem ministra obrony narodowej pojawiły się pytania, czy takich balonów nie można by było produkować w kraju. Postanowiliśmy zapytać o to Agencję Uzbrojenia.
Odpowiedź jest jednoznaczna, ale przypomina o dość ciekawym, "balonowym" okresie w historii Polski. Bardzo dokładnie przedstawił go prof. Adolf Stachura w swojej książce "Obrona powietrzna Polski 1919-1939". Stachura wyjaśnił, że właśnie w tym okresie wojska balonowe były ważnym elementem obrony powietrznej Polski, obok lotnictwa myśliwskiego i artylerii przeciwlotniczej. Wówczas w naszym kraju funkcjonowały też kluczowe z ich punktu widzenia Oficerska Szkoła Aeronautyczna i Centralne Zakłady Balonowe w Jabłonnie, które później przekształcono w Wojskową Wytwórnię Balonów, a w kolejnych latach w Wytwórnię Balonów i Spadochronów.
Wszystko dlatego, że Polska, która początkowo korzystała z zagranicznych aerostatów, zdecydowała się na ich produkcję w kraju. Miało to pomóc w zapewnieniu ciągłości dostaw balonów dla armii, możliwości ich szybkiej naprawy, ale też umożliwić produkcję wodoru na potrzeby jednostek aeronautycznych. Centralne Zakłady Balonowe (nazywane początkowo Centralne Zakłady Aeronautyczne) powstały w 1920 r. Początkowo zajmowały się naprawą sprzętu wojskowego. Serwisowano tu np. pierwszy polski sterowiec "Lech", który nabyliśmy od Francji w 1921 r. W 1924 r. uruchomiono w nich samodzielną produkcję balonów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Serwis samolotypolskie.pl zwraca uwagę, że produkcja balonów zaporowych N-NN, obserwacyjnych Caquot R2, oraz balonów wolnych E-2 w Centralnych Zakładach Balonowych odbywała się na licencji. Dopiero w latach 1928-1929 powstały pierwsze, polskie balony kuliste o pojemności 1200 m3 "Wilno" i "Gdynia" a "w następnych latach zbudowano jeszcze siedem balonów o pojemności 1200 m3, cztery o pojemności 450 m3, dwa- 600 m3, dwa- 900 m3 oraz trzy- 1600 m3".
Były to balony wykorzystywane do celów cywilnych - zawodów sportowych, badań meteorologicznych, czy transportu poczty. Co ciekawe, w zakładach prowadzono też działalność eksperymentalną. To tutaj uszyto zaprojektowaną przez Józefa Paszczora powłokę "Gwiazdy Polski", czyli największego na świecie tradycyjnego balonu stratosferycznego wielokrotnego użytku. Gotowy do lotu miał wysokość 120 m. Niestety wybuch wojny we wrześniu 1939 r. zmusił zakłady do zaprzestania działalności.
Wraz z rozwojem sprzętu wojskowego balony obserwacyjne zaczęły przechodzić na zasłużoną emeryturę. Wymusiła to rosnąca liczba wykorzystywanych na polu walki systemów artyleryjskich oraz myśliwców. Stachura w swojej książce zwrócił uwagę na brak możliwości szybkiego reagowania i maskowania balonów, które stały się łatwym celem dla wroga. Dlatego też poszczególne armia świata stopniowo zastępowały je innym rozwiązaniami, które pozwalały prowadzić skuteczny zwiad i nie nie były tak ryzykowne dla żołnierzy. Podobny los spotkał balony zaporowe.
Obecnie większość państw, w tym Polska, stawiają na nowoczesne aerostaty rozpoznawcze. Tego typu rozwiązania wyposażone w nowoczesne radary mogą sprawnie monitorować przestrzeń powietrzną i szybko dostarczać kluczowych z punktu widzenia bezpieczeństwa informacji. Mają przewagę nad radarami rozmieszczonymi na ziemi, bo wcześniej wykrywają obiekty pojawiające się nad danym obszarem, nawet te, które nisko lecą. Jest to związane z tzw. horyzontem radiolokacyjnym, co podkreślał Krzysztof Płatek, rzecznik prasowy Agencji Uzbrojenia po ogłoszeniu planów Polski dotyczących zakupu aerostatów rozpoznawczych.
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski