Avro Canada CF‑105 Arrow, czyli Polak za sterami supersamolotu
Jak jedną decyzją zniszczyć firmę, należącą do 100 największych koncernów świata i zatrzymać rozwój najlepszego samolotu bojowego swojej epoki? Kanadyjczycy dobrze to wiedzą. Ponad 60 lat temu zrezygnowali z budowy samolotu Avro Canada CF-105 Arrow. Przy okazji zakończyli karierę niezwykle utalentowanego Polaka.
03.10.2020 | aktual.: 04.10.2020 19:14
SAGE – pradziadek Internetu
A zapowiadało się tak pięknie. Przynajmniej z punktu widzenia rozwoju ciekawej lotniczej konstrukcji, bo czasy do pięknych nie należały. Zimna Wojna uporczywie dążyła do przekształcenia się w gorącą, a politycy nie skąpili środków, by na taką ewentualność mieć pod ręką odpowiednie argumenty.
Jednym z nich miał być system SAGE (Semi-Automatic Ground Environment) – absolutny cud techniki i pradziadek współczesnego Internetu. Była to zbudowana pod koniec lat 50. sieć komputerowa, odpowiedzialna za koordynowanie obroną powietrzną Stanów Zjednoczonych i Kanady.
Dziesiątki radarów dostarczały dane, którymi karmiono komputery, wypracowujące polecenia dla wyrzutni rakiet przeciwlotniczych i samolotów przechwytujących. Operatorzy systemu korzystali - już w latach 50. - z rozwiązań, które uznalibyśmy za współczesne, jak choćby ekrany obsługiwane piórami świetlnymi.
Elementem tego systemu miały być nowoczesne samoloty, które SAGE mógł naprowadzać na wykryte cele. Prace nad takimi samolotami prowadzono zarówno w USA, jak i – z uwzględnieniem lokalnych potrzeb – w Kanadzie.
Stanowisko operatora systemu SAGE
Avro Canada
Co istotne, choć kanadyjski przemysł lotniczy nie mógł równać się z tym zza południowej granicy, Kanadyjczycy nie byli w tej kwestii nowicjuszami. Podczas drugiej wojny światowej rozbudowali swoje zakłady, aby z dala od bombowców Hitlera w spokoju budować samoloty dla Wielkiej Brytanii.
Po wojnie, na podstawie zdobytych doświadczeń, inżynierowie z Avro Canada opracowali szereg nowoczesnych samolotów, jak myśliwiec CF-100 Canuck, samolot transportowy C-102 Jetliner czy futurystyczny latający spodek, VZ-9-AV Avrocar. Dość wspomnieć, że koncern znalazł się w pierwszej setce największych firm świata i zatrudniał 50 tys. ludzi.
Samolotem, który zapewni Avro Canada świetlaną przyszłość, miał być Avro Canada CF-105 Arrow, nazywany często po prostu Avro Arrow.
Samolot na miarę wielkich potrzeb
Była to maszyna opracowana zgodnie ze specyficznymi wymaganiami, bo ogromne obszary Kanady to niezamieszkałe, pozbawione infrastruktury tereny na północy. Z tego powodu jednym z priorytetów, przyjętych podczas konstruowania samolotu, był duży (jak na wczesne odrzutowce) zasięg i znaczna prędkość, pozwalające na szybkie dotarcie do wykrytego przeciwnika.
W takiej sytuacji pożądany był też drugi silnik, zwiększający szanse samolotu i załogi w przypadku uszkodzenia czy awarii. Istotny był tez drugi członek załogi, pozwalający na zastosowanie w samolocie bardziej wyrafinowanego wyposażenia awionicznego.
Było to o tyle istotne, że Kanadyjczycy – choć wierzący w możliwości SAGE – zakładali możliwość działania swoich myśliwców w dwóch trybach: zarówno ze wsparciem SAGE, jak i całkowicie samodzielnie, w oparciu o dane pozyskane i przetworzone przez awionikę samolotu.
Avro Arrow podczas prezentacji w 1957 r.
Ten miał być uzbrojony w opracowane w Kanadzie rakiety Velvet Glove. Ich rozwój został jednak przerwany – zamiast Velvet Glove Kanada kupiła opracowane w Stanach Zjednoczonych bardziej perspektywiczne pociski Sparrow.
Avro Canada CF-105 Arrow
Rezultat prac inżynierów z Avro Canada zapowiadał się bardzo obiecująco. Samolot charakteryzował się pierwszorzędnymi osiągami. Rozpędzał się do 2104 km/h (planowano przekroczenie Mach 2), miał promień działania ok. 670 km i osiągał pułap 16 tys. metrów.
Zastosowano w nim także wiele innowacyjnych rozwiązań. Jednym z nich było uzbrojenie przenoszone na wysuwanej z wnętrza kadłuba wyrzutni.
Nowoczesny był także układ aerodynamiczny delta. Technologiczny przełom stanowił system sterowania, bez fizycznego połączenia drążka z powierzchniami sterowymi samolotu. Pilot korzystał z elektronicznie sterowanego wspomagania, a na drążku sterowym mogły być generowane sztuczne opory, co pozwalało lepiej panować nad samolotem podczas lotu z bardzo dużymi prędkościami.
Co istotne, pilotowanie Avro Arrow nie wymagało użycia siły, bo ruchy dłoni pilota były przesyłane w formie sygnału elektrycznego do zaworów, odpowiedzialnych za pracę hydrauliki w układzie sterowania. W praktyce był to przodek stosowanego obecnie systemu fly-by-wire, będącego standardem w nowoczesnych samolotach bojowych.
Współczesna replika Avro Arrow
Trudno ocenić, czy Avro Arrow faktycznie był najlepszym samolotem bojowym swojej epoki, ale z całą pewnością należał do światowej czołówki. I jako taki był mocnym kandydatem zarówno dla lotnictwa Kanady, jak i Wielkiej Brytanii. Zapowiadał się świetnie, a jego potencjał zweryfikowali i potwierdził Polak, Janusz Żurakowski.
Zawód wysokiego ryzyka
Pilot doświadczalny to wyjątkowy zawód. Pod względem poziomu ryzyka zawieszony gdzieś pomiędzy saperem, gladiatorem a elektrykiem grzebiącym w skrzynce rozdzielczej zalanego domu. Nic dziwnego, że ci najbardziej doświadczeni, mający na koncie najwięcej oblatanych konstrukcji i różnych lotniczych osiągnięć, to absolutna elita aeronautyki.
To zarazem wąska grupa ludzi, którzy o pilotażu wiedzą wszystko, jak Chuck Yeager czy Anatolij Kwoczur. Albo Janusz Żurakowski – Polak o niezwykłym życiorysie i imponujących osiągnięciach, zaliczony przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Pilotów Doświadczalnych do najwybitniejszych pilotów wszech czasów.
Żurakowski był absolwentem dęblińskiej "Szkoły Orląt". Podczas drugiej wojny zaliczył szlak bojowy wielu polskich lotników – od wojny obronnej w 1939, poprzez Francję, bitwę o wielką Brytanią, po niezliczone loty wykonywane w późniejszych latach nad Europą początkowo jako zwykły pilot, a później dowódca dywizjonu i skrzydła.
Janusz "Zura" Żurakowski - jeden z najwybitniejszych pilotów wszech czasów
Nagrodzony Virtuti Militari pilot nie chciał wracać do podporządkowanego Sowietom kraju. Już w Wielkiej Brytanii rozpoczął karierę oblatywacza. Jego zadaniem było testowanie nowych konstrukcji. Żurakowski wsiadał do kabiny prototypowych maszyn i w locie sprawdzał, czy to, co na papierze tak ładnie pasowało inżynierom, w praktyce nie rozpadnie się zaraz po starcie. Albo po przekroczeniu 600 km/h. Albo po wykonaniu dynamicznych beczek, pętli, korkociągów i innych akrobacji, przy których ciało człowieka na skutek przeciążeń zaczyna ważyć 500 kilogramów.
Janusz Żurakowski, jeden z najlepszych pilotów doświadczalnych
Polak, znany w środowisku lotniczym pod przydomkiem "Zura", przeżył wszystkie te próby, oblatując m.in. pionierskie odrzutowce, jak Gloster Meteor czy powojenny de Havilland Vampire. Opracował także nowe – pierwsze od 20 lat! – figury akrobacji powietrznych, w tym prawdopodobnie najsłynniejszy "młynek Żurakowskiego" (Zurabatic Cartwheel).
Po dynamicznym wznoszeniu "zawieszał" wówczas swojego odrzutowego Meteora niemal nieruchomo w powietrzu, po czym manipulując pracą silników obracał go wokół własnej osi, niczym pracujące skrzydła wiatraka.
Zurabatic Cartwheel - akrobacja pokazana na filmie od około 2:13
W 1952 roku Janusz Żurakowski przeniósł się wraz z rodziną do Kanady, gdzie kontynuował karierę oblatywacza, tym razem zakładach Avro Canada. Przypadło mu w udziale testowanie również CF-105, gdzie oblatując prototypowe egzemplarze udowodnił ogromny potencjał tej konstrukcji. Krótko przed skasowaniem programu, na prośbę żony zrezygnował z kariery oblatywacza, jednak nadal pracował dla Avro Canada.
Po niesławnym końcu tej firmy jeden z najlepszych pilotów doświadczalnych w historii, mający na koncie około 100 oblatanych konstrukcji, zaczął prowadzić ośrodek wypoczynkowy i projektować innowacyjne łodzie i bojery. Zmarł w 2004 roku.
Koniec Avro Arrow
Avro Arrow nie odniósł spodziewanego sukcesu. Mimo podpisanych, wstępnych umów i zamówień, produkcja skończyła się na pięciu egzemplarzach, po których rozwój samolotu zatrzymano, a w rezultacie "czarnego piątku" zakłady Avro Canada stały się cieniem dawnej świetności – pracę straciło 15 tys. załogi i kolejne 15 tys. pracowników różnych kooperantów. W 1962 roku zakłady zostały zamknięte.
Co istotne, po rezygnacji z rozwoju Avro Arrow, zniszczona została cała dokumentacja projektu. Według oficjalnych źródeł było to podyktowane troską, by opracowane w Kanadzie, nowoczesne rozwiązania nie zostały wykradzione i nie dostały się w ręce ewentualnych wrogów. Na szczęście po kilkudziesięciu latach okazało się, że Ken Barnes - człowiek, który miał zniszczyć dokumentację - ocalił część planów i przechował je. Odnalezione w styczniu 2020 roku dokumenty zostały udostępnione publiczności.
Kto wykończył Avro Arrow?
Nie zmienia to faktu, że wokół Avro Canada CF-105 Arrow, a zwłaszcza okoliczności rezygnacji z rozwoju tej maszyny, narosło przez lata wiele mitów. W dyskusjach prowadzonych przez entuzjastów lotnictwa często pojawiają się w tym kontekście wątki politycznych nacisków, różnych spisków, zakulisowych działań i chęci zniszczenia samolotu będącego bez wątpienia jedną z najbardziej obiecujących konstrukcji swojej epoki. Ile w tym prawdy?
Zobacz także
Choć do relacji z zakulisowych narad zapewne nigdy nie dotrzemy, to warto pamiętać, że Avro Arrow niemal od początku trapił problem przekraczania założonych kosztów, które bardzo mocno rosły wraz z rozwojem samolotu. Nie bez znaczenia była także potrzeba wybrania przez Kanadę priorytetów obronnych. Koniec lat 50. to przecież czas pionierów astronautyki, fascynacji technologią rakietową i powszechnego przekonania, że to właśnie rakiety stanowią uniwersalną broń przyszłości.
W takich okolicznościach władze Kanady musiały decydować, czy finansują dalszy rozwój własnego samolotu, czy współpracują ze Stanami Zjednoczonymi przy rozbudowie parasola ochronnego, tworzonego przez system SAGE i atomowe rakiety przeciwlotnicze CIM-10 Bomarc. Ostatecznie wybrano ten drugi wariant, a lukę po niedostarczonych Avro Arrow wypełniły kupione w Stanach Zjednoczonych samoloty McDonnell F-101 Voodoo.