Cyrk Skalskiego, czyli 28:0. Polska supergrupa lotnicza kontra niemieccy piloci
Najlepsi polscy piloci wyposażeni w najlepsze samoloty. Takie połączenie musiało dać piorunujący efekt. Cyrk Skalskiego przeszedł do historii jako najlepsza eskadra walcząca w Północnej Afryce. Gdy Polacy pojawili się pod afrykańskim niebem, zaczęły z niego spadać niemieckie i włoskie samoloty.
16.02.2020 | aktual.: 03.02.2022 15:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaczęło się od kompromitacji. Niedługo po przebazowaniu Polaków do Afryki, podczas pierwszej bojowej misji dowodzący polskimi samolotami zgubił się, zostawiając Brytyjczyków bez osłony.
Sojusznicy ponieśli straty, a opinia lotniczej elity, którą przecież mieli stanowić Polacy z Cyrku Skalskiego, została zakwestionowana. Szybko okazało się, że niesłusznie.
28:0 - bilans zestrzeleń, jakie uzyskali Polacy w Afryce, to najlepsze podsumowanie kunsztu pilotów Cyrku. Tym bardziej, że większość zwycięstw polscy piloci uzyskali w walce z samolotami myśliwskimi, będącymi w powietrzu najtrudniejszym, najbardziej wymagającym przeciwnikiem.
Ale skąd w ogóle Polacy – w dodatku w bardzo niecodziennym składzie – wzięli się w Afryce?
Pionierzy nowej taktyki
Wszystko zaczęło się od przygotowań do ostatecznej rozprawy ze słynnym Afrika Korps (a właściwie Grupą Armii Afryka), czyli niemiecko-włoskimi siłami, walczącymi w Północnej Afryce. Dowódcy zdawali sobie sprawę z kluczowej roli lotnictwa, a w obliczu planowanych inwazji konieczne było wypracowanie zasad współpracy pomiędzy samolotami i siłami naziemnymi. Jedyna okazja ku temu była właśnie w Afryce.
Do tego zadania zostali skierowani Polacy. Nie byli to przypadkowi piloci.
Polska supergrupa
Polish Fighting Team (Polska Grupa Myśliwska) składał się z ochotników. Od kandydatów wymagano co najmniej 30 misji bojowych i co najmniej rocznego doświadczenia. Z 68 aplikujących pilotów wyłoniono 15-osobowy dream team. Zespół młody wiekiem, ale stary bojowym doświadczeniem.
W większości byli to absolwenci "Szkoły Orląt" (Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie), znający się jeszcze z czasów przedwojennych. Mieli za sobą obronę polskiego nieba w 1939 roku, kampanię we Francji, obronę Wielkiej Brytanii i późniejszą służbę w różnych eskadrach myśliwskich.
Zobacz także
O tym, jak wielkie nadzieje pokładano w ochotniczej jednostce, dobitnie świadczy jej wyposażenie. Dwa tygodnie po przebazowaniu do Afryki Polacy otrzymali samoloty Supermarine Spitfire F IXc – ówczesny cud techniki, najnowocześniejszy dostępny sprzęt. Brytyjczycy latali na gorszej, wcześniejszej wersji Spitfire’ów.
Walka na równych zasadach
To jeden z nie tak licznych w polskiej historii przykładów, gdy odwaga, doskonałe wyszkolenie i wola walki spotkały się nie tylko z kompetentnym dowodzeniem, ale też zapleczem logistycznym (choć to początkowo szwankowało) i dostępem do najlepszej w owym czasie broni na świecie. Polscy piloci nie musieli – w końcu - wyszkoleniem nadrabiać niedostatków sprzętu.
Zamiast tego, tym razem na równych zasadach, zmierzyli się z Niemcami i Włochami nad Morzem Śródziemnym. No, prawie równych, bo w wielu starciach przeciwnik miał znaczną przewagę liczebną.
Dobrym przykładem jest tu bitwa powietrzna nad wyspą Pantelleria, zwaną – z powodu koloru wulkanicznych skał - Czarną Perłą Morza Śródziemnego. 22 kwietnia 1943 roku Polacy sześcioma samolotami zaatakowali w jej pobliżu formację, składająca się z 30 myśliwców wroga. Była to osłona lecących niżej, 30 wielkich, 6-silnikowych samolotów transportowych Me 323 Gigant.
Jaki był wynik tego na pozór nierównego starcia? Polacy zestrzelili 6 myśliwców, a resztę zmusili do ucieczki. Otworzyli drogę Brytyjczykom, którym pozostało zniszczenie pozbawionych osłony, ociężałych Gigantów. Zapis nastrojów, panujących wówczas wśród Polaków, zachował Zygmunt Lityński, który jako korespondent wojenny towarzyszył pilotom w Afryce:
- Przysłuchiwałem się nieraz w messie ich długim naradom, jak to postanawiali, że Eugeniusz "pójdzie nad Pantellerię na wabia", bo ma ich [zwycięstw] już 8, a Bronek, Marcin i "Zośka", którzy mają tylko po 2, zostaną nad morzem i zjadą potem z góry. Pamiętam jak zmartwiony był Mieczysław, kiedy, aby uczcić wiadomość, że mu się syn urodził w Ashington, musiał zestrzelić Włocha, bo żaden Niemiec nie chciał się nawinąć.
Cyrk Skalskiego
Ale dlaczego nazwano ich Cyrkiem Skalskiego? Latającymi cyrkami określano w pionierskim czasie rozwoju lotnictwa grupy akrobatyczne, wykonujące na oczach tłumów efektowne pokazy, połączone ze skomplikowanymi akrobacjami. Właśnie do nich nawiązywano, nazywając w czasie wojny "cyrkami" najlepsze grupy pilotów.
A polska grupa naprawdę dokonywała cudów – nie tylko w walce. Gdy wśród Brytyjczyków akceptowalnym standardem był równoczesny start pary samolotów (na tyle – ich zdaniem – pozwalała szerokość pasa startowego), Polacy potrafili wystartować jednocześnie sześcioma Spitfire’ami.
- Anglikom trudno zaimponować, a przecież nie mogli wytrzymać – pisał Zygmunt Lityński. - Kiedy Cyrk Skalskiego wracał do Hergli z gościnnych występów nad Tunisem, Bizertą, Pantellerią czy Cap Bon, rzucali karty, zapominali o herbacie, i wszystko wybiegało przed namioty. (…) Nawet gruby kapral Webb, wielki specjalista od lotnictwa, gdyż jako kucharz dywizjonowy karmił pilotów od pierwszego dnia wojny, pozwalał wówczas muchom spacerować po nosie, i mruczał coś co brzmiało, jak "bloody Poles".
Pierwszy as myśliwski
Nietuzinkowa jest także postać dowódcy polskiej supergrupy, od którego wzięła przecież swoją nazwę. Stanisław Skalski zasłynął podczas wojny obronnej w 1939 roku, gdy pilotując przestarzały, polski myśliwiec PZL P.11c zdołał zestrzelić 5 niemieckich maszyn. Został tym samym pierwszym alianckim asem lotniczym II wojny światowej (określenie to przysługiwało lotnikom, mającym na koncie co najmniej 5 zwycięstw powietrznych).
Wiele o pilocie mówi również epizod z początku wojny, gdy po uszkodzeniu niemieckiego samolotu wylądował obok niego, opatrzył rany Niemców i zapewnił im pomoc. A przy okazji ochronił przed żądnym zemsty tłumem.
Do końca wojny Stanisław Skalski uzyskał 18 zestrzeleń, otwierając tym samym listę 42 polskich asów lotniczych.
Najskuteczniejsza jednostka
8 maja 1943 roku Cyrk Skalskiego wykonał ostatni bojowy lot. Więcej nie było potrzebnych - pięć dni później niemieckie wojska w Afryce ogłosiły kapitulację.
Polska Grupa Myśliwska walczyła tylko przez dwa miesiące. W tym czasie osiągnęła bilans zwycięstw, dzięki któremu stała się legendą. 25 samolotów wroga zestrzelonych na pewno i 3 prawdopodobnie. Podczas walk w Afryce z Cyrku Skalskiego nie zginął nikt. Tylko jeden polski pilot dostał się do niewoli, gdy uszkodzonym samolotem lądował za linią wroga.
Supergrupa nie istniała długo - po powrocie do Wielkiej Brytanii Cyrk Skalskiego rozformowano. Tworzący go piloci szybko awansowali, obejmując stanowiska dowódców eskadr i dywizjonów – nie tylko polskich, ale również brytyjskich. Po Polskiej Grupie Myśliwskiej pozostała legenda najskuteczniejszej jednostki lotniczej walczącej podczas II wojny nad Afryką.