Automaty z zabawkami - jak działają? Czy nabijają nas w butelkę?
03.11.2015 14:19, aktual.: 06.11.2015 08:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wszyscy chyba znamy popularne szczególnie w miejscowościach turystycznych automaty, w których po wrzuceniu 2 złotych spróbować można za pomocą metalowej "łapki" wyciągnąć sobie maskotkę. Albo strącając go z półki zgarnąć nowego smartfona. Chociaż na pierwszy rzut oka wygrana wydaje się być w zasięgu ręki, w rzeczywistości jest o nią znacznie trudniej. To instynktownie wie każdy z nas. Ale jak tak naprawdę działają te automaty? O to spytaliśmy dwóch programistów, którzy pracowali w firmach je produkujących.
Tego rodzaju automat służy przede wszystkim do tego, by przynosić zyski właścicielowi. Ale czy może on wpłynąć na to, jak często taka wygrana pada? I kto o tym decyduje?
- To klient, nabywca tego rodzaju automatu dokładnie ustala te szanse i na jego życzenie można je powiększyć lub zmniejszyć – tłumaczy nam Marcin, który pracował w – jak sam mówi – jednej z największych firm reklamowo / produkcyjnych w Polsce.
- Spotykałem się zarówno z prośbą o jedno jak i o drugie, także właściciele tych automatów nie są wcale tacy bezduszni. Zwiększenie szansy na wygraną powoduje, że ludzie częściej chcą próbować, a nagrody w głównej mierze są tanie, więc właściciel dużo nie traci i tylko zyskuje. Pracowałem przy automacie, który polegał na prowadzeniu fizycznego autka po torze. Gdy dojechało się na sam koniec trasy – była wygrana. Gdy w jakimkolwiek momencie dotknąłeś ścianki, autko spadało na sam dół i zaczynałeś od nowa. Trasa była na tyle wąska, że wygranie wymagało nie lada umiejętności. Producent ocenił te szanse na zbyt małe i poszerzył tor jazdy – dodaje.
Wbrew przypuszczeniom największych pesymistów nie jest więc tak, że wygrana w tego rodzaju grach jest całkowicie wykluczona. Musi się zdarzać, bo gdyby nikt nigdy nie słyszał, że komuś się udało, nie byłoby chętnych do próbowania. Wiele wskazuje jednak na to, że zdarza się jednak możliwie jak najrzadziej.
- Zasada działania tych automatów jest bardzo prosta: zysk musi być większy niż strata. Oczywiście po stronie właściciela automatu. Wygrane bierze się pod uwagę podczas programowania – po to, żeby zachęcić ludzi do grania. Maszyna jest jednak nastawiona na zysk, więc twórca nie może oddać całej władzy przypadkowi – tłumaczy nam Adrian, zajmujący się programowaniem gier, również na tego rodzaju automaty.
- W ogóle cały automat stworzony jest w taki sposób by najpierw zwrócić uwagę klienta, a później przytrzymać go jak najdłużej przy sobie. To właśnie dlatego automaty są takie kolorowe, głośne, błyszczące i ciągle wołające: wygrałeś, jesteś najlepszy itp. Nawet dobór czasów trwania różnych etapów gry nie jest przypadkowy – dodaje.
Obaj nasi rozmówcy, chociaż początkowo entuzjastycznie podeszli do tematu, z czasem zrezygnowali z podania nazw firm, w których pracują lub pracowali. Dlaczego? Tego typu automaty to wciąż olbrzymi i bardzo lukratywny biznes. Jak bardzo?
- Oczywiście tego typu dane były dla nas, jako podwykonawcy, poza zasięgiem. Jednak jest to bardzo opłacalny biznes, ponieważ kilkadziesiąt sztuk miesięcznie było wpuszczanych na rynek. Jak można się domyślić, bardzo szybko zwracał się klientowi, który postawił go w jakimś kurorcie nad morzem (zwłaszcza obok pubu) – mówi Marcin.
I faktycznie – sposobem na odpowiednie ograniczenie szans na wygraną nie jest tylko manipulowanie sprzętem lub oprogramowanie takiego automatu. Często taki sam efekt osiągnąć można, umieszczając automat w odpowiednim miejscu.
- W wielu z tych maszyn wszystko jest zaprojektowane z dużą dokładnością i jeśli nie trafisz z odpowiednią precyzją, to nie zepchniesz nagrody z półki. Każdy może sam sobie odpowiedzieć na pytanie, jak duże ma szanse. Zwłaszcza, że automaty takie potrafią stać gdzieś w pobliżu pubu, gdzie mają przyciągnąć ludzi po kilku piwach, a wtedy ich szanse są praktycznie zerowe. W tym przypadku, główną "przeszkadzajką" nie jest software, tylko fizyczne dopasowanie elementów oraz refleks gracza, który jest wystawiany na wielką próbę – wraz z jego cierpliwością – dodaje Marcin.
- Czy to uczciwe? I tak i nie, bo nikt nie mówi, że cała trudność polega na odpowiednim nakierowaniu łapki. Podobnie jak i przy innych maszynach, nie wszystko jest losowe i wiele zależy od samego programisty. To bardziej on decyduje, kiedy wygrasz a kiedy nie, przy czym częściej jednak nie – uzupełnia Adrian.
Obaj nasi rozmówcy podkreślają jedno – tego rodzaju automaty służyć mają przede wszystkim rozrywce. Dla dzieci, do których są głównie kierowane, frajdą może być samo sterowanie "łapką", nawet jeżeli niczego nie wygrają.
- Sposobem na kuszenie gracza jest np. rozłożenie nagród w automacie w kolejności od najdroższych. Ja za sztuczkę uważam też umiejscowienie konkretnego rodzaju maszyny. Jej położenie ma duże znaczenie. Ustawienie ich np. koło placu zabaw w galerii handlowej to czysta żyła złota, bo dzieci świetnie się będą bawić przy operowaniu przyciskami, ale i tak nic nie wygrają, bo są choćby za niskie, żeby dobrze wymierzyć "spychacz" w odpowiedni otwór. Umieszczenie telefonu komórkowego jako nagrody to też niezłe posunięcie. Mimo iż zazwyczaj jest to jakiś bardzo tani telefon, to potrafi naciągnąć gracza na kilka prób jego zdobycia – mówi Marcin.
Czy wszystko to oznacza, że tego typu zabawy to kompletna strata czasu? Niekoniecznie.
- Oczywiście, że w końcu kiedyś złapiesz. W tego typu maszynach nie chodzi o to, że nie można nic wygrać, ale o to, że jest to albo bardzo trudne, albo z góry ustalone przez klienta zamawiającego takie maszyny. Akurat w przypadku rodzaju maszyn łapiących maskotki zamykającą się łapką wygrana jest najbardziej prawdopodobna – dodaje.
Od czasu do czasu można więc spróbować, jeżeli całość traktuje się jako niezobowiązującą zabawę. Najważniejsze to znać umiar i nie próbować do skutku.
_ DG _