Arsenał republik ludowych z Donbasu. Większość to zabytki muzealne

Arsenał republik ludowych z Donbasu. Większość to zabytki muzealne

Żołnierz prorosyjskiej separatystycznej republiki ludowej ze swoją taczanką.
Żołnierz prorosyjskiej separatystycznej republiki ludowej ze swoją taczanką.
Źródło zdjęć: © Twitter | Tanks Encyclopedia
Przemysław Juraszek
24.04.2022 08:57

Żołnierze prorosyjskich separatystycznych republik ludowych Doniecka i Ługańska są liczni, ale ich morale są skrajnie niskie. Jeszcze gorzej wygląda ich wyposażenie, bowiem obejmuje "relikty" nawet sprzed II wojny światowej.

Jednostki republik ludowych są przez Rosjan wykorzystywane jako żywa tarcza, której jedynym zadaniem jest ściągnąć na siebie ostrzał Ukraińców i opcjonalnie przeżyć. Wówczas jednostki Rosyjskie mogą dokonać ostrzału w miejsca pozycji ukraińskich.

Uzbrojenie strzeleckie obejmuje wiele antyków przedstawionych poniżej, a nowsze wzory nie są powszechne. Te albo zostały dostarczone przez Rosję, lub pozyskane zostały z zajętych skrytek ukraińskich. Pojawiły się pojedyncze przypadki separatystów wykorzystujących przejęte wyrzutnie NLAW. Antyki są wymieszane z karabinkami systemu AK (AKM, lub AK-74/M), a lepsze jednostki mają nawet ukm-y PK/PKM bądź wielkokalibrowe karabiny snajperskie ASWK.

Antyki w służbie

Najszerszym echem obiła się fotografia przedstawiająca separatystę z karabinem Mosin-Nagant M1891/30 w wersji wyborowej z celownikiem optycznym PU o stałym 3,5-krotnym powiększeniu. Celowniki PU są dalej produkowane (VOMZ), mimo iż zostały zaprojektowane podczas II wojny światowej. Jakość optyki znacząco odbiega od tego, co jest dzisiaj dostępne na rynku.

Warto jednak zaznaczyć, że sam karabin Mosin może być dalej skuteczną bronią jeśli zastosuje się zmodernizowane łoże oraz dobrą optykę, ponieważ amunicja kal. 7,62x54R mm wciąż stanowi poważne zagrożenie. Przykładem jest ukraińska modernizacja, ale separatyści są zmuszeni iść do boju "z klasykiem" w rękach. Jest to karabin o masie 3,9 kg, który mierzy aż 1234 mm przy lufie o długości 730 mm.

Innym reliktem jest pistolet maszynowy Sudajewa (PPS-43), stanowiący ideał prostoty w przypadku pistoletów maszynowych. Do produkcji wykorzystano nawet nie tłoczoną, ale giętą blachę stalową, a jedynym elementem frezowanym był zamek. Wykonanie jednego egzemplarza zajmowało zaledwie około 3 roboczogodziny, podczas gdy wytworzenie PPSh-41 zajmowało około 7 roboczogodzin. Do końca wojny wyprodukowano blisko 500 tys. egzemplarzy.

Jest to dość lekka broń o masie 2,7 kg zasilana z bardzo udanych łukowych magazynków pojemności 35 nabojów 7,62x25 mm. Dzięki zmniejszeniu szybkostrzelności do 600 strz./min mniejszy magazynek wystarczał oraz pistolet maszynowy był łatwiejszy w kontroli. PPS-43 jak większość pistoletów maszynowych z tamtego okresy działał na zasadzie odrzutu zamka swobodnego i strzelał za zamka otwartego wyłącznie ogniem ciągłym.

W swoich czasach była to dobra broń, ale w dzisiaj jest praktycznie bezużyteczna za wyjątkiem walk w pomieszczeniach, gdzie zasięg skuteczny rzędu 50 m lub maksymalnie 100 m nie będzie aż tak dokuczliwy. Broń wykorzystywana jest też po stronie ukraińskiej Gwardii Narodowej i widać niektórzy posiadacze starają się antyki modernizować poprzez dodanie kolby od AR-15 z regulacją długości i dospawanie odcinka szyny Picatinny do montażu kolimatorów (tutaj widoczny kolimator Aimpoint Micro T-1).

Po obydwu stronach można też znaleźć karabiny maszynowe Maxim M1910. Jest to pierwszy karabin maszynowy, który trafił do wielu armii świata. Jeszcze za czasów carskich Rosja zakupiła partię próbną, która wywarła na tyle duże wrażenie skutecznością podczas wojny z Japonią w 1904 roku, że podjęta została decyzja o licencyjnej produkcji. Rosyjskie warianty M105, a później M1910 zostały przekalibrowane do użycia naboju 7,62x54R mm, a następnie zmodernizowane do wariantu M1910/30.

Widoczny na zdjęciu egzemplarz wykorzystuję kołową podstawę Sokołowa wyposażoną w tarczę mającą chronić strzelca przed ostrzałem bądź odłamkami. Podstawa waży aż 43 kg, a sam rozładowany karabin bez amunicji oraz zapasu wody niezbędnej do jego chłodzenia to kolejne 20 kg.

Zasilanie odbywa się z parcianych taśm nabojowych zawierających 250 nabojów, a zasięg skuteczny z szybkostrzelnością 600 strz./min potrafi przekraczać 1 km. Jest to dalej zdatne narzędzie do obrony w przygotowanym okopie, ale w przypadku ataku na pozycje przeciwnika jego przydatność jest mocno ograniczona. Może wtedy służyć jedynie na platformie mobilnej jako współczesna wersja "Taczanki" jak na powyższym zdjęciu.

Obecne po obydwu stronach są też lekkie karabiny maszynowe DP-27, które powstały z potrzeby wyposażenia Armii Czerwonej w lekki karabin maszynowy przydatny podczas ataku na pozycje przeciwnika. Odchudzony w tym celu do 13 kg wariant karabinu Maxima wciąż był za ciężki i nieporęczny toteż szukano innych rozwiązań. Takie dostarczył Wasilij Alieksiejewicz Diegtiariow w postaci karabinu maszynowego DP-27 przyjętego do uzbrojenia w 1927 roku.

Jest to karabin maszynowy zasilany z bardzo charakterystycznych 47-nabojowych magazynków talerzowych. Te niestety są wymuszone charakterystyką naboju 7,62x54R mm z wystającą kryzą i nie da się inaczej zrobić niezawodnego magazynka o dużej pojemności. Karabin charakteryzuje się też szybko wymienną lufą, ponieważ łatwiej jest co jakiś czas wymienić lufę, niż zapewnić jej aktywne chłodzenie jak to było np. w Maximie przy zachowaniu akceptowalnej masy.

Karabin strzela z zamka otwartego i działa na zasadzie odprowadzania gazów prochowych przez boczny otwór w lufie, a mechanizm gazowy opiera się na wykorzystaniu systemu z tłokiem o długim skoku. Co ciekawe sprężyna powrotna jest z przodu osadzona na tłoku, a system ryglowania opiera się na rzadko wykorzystywane rygle rozchylne. Jest to niezawodne rozwiązanie oraz bardzo proste w produkcji.

Masa rozładowanego karabinu to 8,4 kg, a długość to 1,27 m, z czego lufa stanowi 604 mm i jest zakończona charakterystycznym tłumikiem płomienia wyglądającym jak trąbka. Szybkostrzelność została na tym samym poziomie co w Maximie, czyli 600 strz./min.

Pojawiły się też zdjęcia przedstawiające użycie rusznic przeciwpancernych przez separatystów. Na poniższym zdjęciu widzimy samopowtarzalną rusznicę PTRS, a na nagraniu widać więcej Mosinów oraz "szczęściarzy" z karabinkami systemu AK.

Po I wojnie światowej powstała potrzeba opracowania skutecznej ręcznej broni przeciwpancernej i praktycznie wszyscy początkowo poszli drogą karabinów przeciwpancernych, które szybko stały się nieskuteczne ze względu na rosnące opancerzenie czołgów. Rosjanie również prowadzili swój program, którego efektem była amunicja kal. 14,5×114 mm.

Nabój z pociskiem wolframowym był w stanie przebić ~40 mm stali na 100 m, ale w przypadku większości czołgów możliwe było tylko uszkodzenie np. gąsienic. Ponadto zauważono, że nabój dobrze radzi sobie z przebijaniem przeszkód w postaci worków z piaskiem bądź ścian budynków więc rusznice służyły też w roli broni wsparcia.

Podczas II wojny światowej produkowano dwa modele rusznic, z czego tańszym i prostszym w produkcji był jednostrzałowy projekt Diegtiariowa (PTRD), a znacznie bardziej skomplikowanym i efektywnym była konstrukcja Simonowa (PTRS). Jest to rusznica samopowtarzalna zasilana z pięcionabojowego magazynka o masie około 21 kg i długości 2,1 m, z czego 1,2 m przypada na lufę zakończoną hamulcem wylotowym.

PTRS działa na zasadzie odprowadzania gazów prochowych przez boczny otwór w lufie do systemu gazowego z tłokiem o krótkim skoku, a ryglowanie następuje poprzez przekoszenie zamka w płaszczyźnie pionowej. Co ciekawe z tej samej amunicji korzysta ukraiński karabin przeciwsprzętowy Snipex Aligator.

Braki w logistyce

W republikach ludowych brakuje też sprzętu, aczkolwiek dysponują one pewną liczbą artylerii bądź czołgów T-64 zdobytych kiedyś na Ukraińcach bądź starszych T-72 wraz z artylerią i bojowymi wozami piechoty darowanymi przez Rosję. Są jednak widoczne braki w logistyce oraz transporterach opancerzonych, ponieważ separatyści poruszają się także w pojazdach cywilnych z oznaczeniem Z, aby nie zostać przypadkowo ostrzelanym przez swoich bądź Rosjan.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie