Zwolennicy PiS‑u "uczą" Polaków prywatności w sieci

Możemy podziękować tym, którzy w mediach społecznościowych inwigilowali młodych lekarzy. Mało kto zrobił tak wiele, by zwrócić uwagę wszystkich na problem bezpieczeństwa w sieci.

Zwolennicy PiS-u "uczą" Polaków prywatności w sieci
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Adam Bednarek

Zdjęcia w mediach społecznościowych pozwoliły niektórym wyciągnąć wniosek, że strajkującym rezydentom wcale nie wiedzie się źle. Na Twitterze szybko pojawiły się kompromitujące młodych lekarzy “dowody” - a to fotka na tle drogiego samochodu, a to zdjęcie, na którym widać, że głodującego jakimś cudem stać na drogie klapki.

"Portal TVP.info donosił o ”kontrowersjach wobec protestujących”, którzy niby nie mają za co żyć, ale jak wyszperali uczynni anonimowi internauci, chwalą się na fejsbukach zdjęciami kanapek z kawiorem" - pisał Marcin Makowski w felietonie dla serwisu opinie.wp.pl, pokazując, że internetowe śledztwo podchwyciły nawet media publiczne.

"Durny młodzi, żyjecie w dobie Internetu!!! Wasze zdjecia z wakacji zagr latają po sieci! Nic nie ginie, wszyscy widzą, jacy z was pajace!!!" - napisał (zachowałem oryginalną pisownię) jeden z twitterowiczów.

Choć zarzuty pod adresem protestujących okazały się mocno nietrafione - zdjęcia mające być dowodem na luksusowe wakacje tak naprawdę pochodziły z lekarskich misji - to ten niesprawiedliwy wpis jest zarazem prawdziwy. Otwierający niektórym oczy.

Tak, żyjemy w dobie internetu i wszystko, co się w sieci publikuje, zostaje w niej na zawsze. Bolesny dla protestujących lekarzy lincz jest przestrogą dla wszystkich - uważaj, co wrzucasz. Nigdy nie wiesz, jak może to zostać wykorzystane.

Dlatego nie do końca zgadzam się z Maciejem Knapikiem z TVN-u, który na Twitterze zwrócił uwagę na to, że “jak podpadniesz władzy, przetrzepią ci fejsa i do każdej foty dorobią kompromitująca tezę”.

Problem jest szerszy - to nie dotyczy tylko ewentualnych opozycjonistów, ale każdego z nas. A “przetrzepaniem fejsa” zainteresowana jest nie tylko władza, ale też złośliwy sąsiad, kolega z pracy czy zwykły miastowy twórca plotek.

Ale rzeczywiście zamieszanie z lekarzami sprawi, że wreszcie problem zostanie dostrzeżony. Tak PiS, doprowadzając do protestu, i zwolennicy partii inwigilujący protestujących uczą Polaków prywatności w sieci.

Dotychczas był z tym kłopot i mało kto zagrożeniem się przejmował. Fakt, że zdjęcie dowodu osobistego może zostać wykorzystane do oszustwa, nie robił na nikim wrażenia, bo takich fotek na Instragramie wciąż przybywa. Lekką ręką wrzucane są do sieci zdjęcia mandatów, świadectw czy biletów lotniczych, mimo że autor takiej fotografii nieświadomie podaje oszustom prywatne dane na tacy. Nawet niewinne zdjęcie z wakacji, które jest ogólnodostępne, może być dla włamywaczy sygnałem: oho, właścicieli nie ma w domu.

Tyle że większość w ten sposób nie myślała. Nieistotne było to, czy post jest widoczny dla wszystkich, czy tylko dla znajomych. “Zbyt często i coraz częściej nie potrafimy korzystać z tego co oferują nam serwisy społecznościowe. Nie zastanawiamy się co i komu udostępniamy i jaką to ma cenę” - pisał w felietonie na WP Tech ks. Krzysztof Rodziński.

Teraz jednak nasza aktywność w mediach społecznościowych staje się sprawą polityczną.

Weźmy zdjęcie uśmiechniętego dziecka opublikowane na Facebooku. Rodzice bardzo często chwalą się pociechami, nie zdając sobie sprawy z tego, że odbiorcami takich materiałów mogą być niebezpieczni ludzie.

Ale teraz będzie inaczej.

Teraz rzeczywiście trzeba będzie uważać z publikacją, bo zdjęcie przeczyć będzie komentarzom w internetowej dyskusji, że rodzic “boi się o przyszłość młodych ludzi w tym kraju”. A tu, proszę, mamy fotkę, że dziecko ma się całkiem dobrze, nic mu nie zagraża, jest szczęśliwe!

Obawiasz się, że demokracja jest zagrożona? Ha, to czemu wrzucasz fotki ze spotkania ze znajomymi w pubie, gdzie wszyscy jesteście uśmiechnięci od ucha do ucha - napisze ci w komentarzu internetowy troll. Zdjęcie z wakacji? A przecież narzekałeś na niskie płace/wysokie podatki/zbyt drogie autostrady/nierentowne lotniska!

Nie trzeba być nawet zaangażowanym w polityczne kłótnie, by dojść do wniosku, że naprawdę niewiele trzeba, by na podstawie internetowej aktywności kogoś ocenić. Że za łatwo wyciąga się pochopne wnioski. To, co spotkało lekarzy, może spotkać też mnie: w osiedlowym sklepie, pracy, wśród dalszych znajomych.

I dlatego trzeba lepiej o swoją prywatność zadbać.

Absurdalne, nietrafione zarzuty pod adresem lekarzy mogą sprawić, że Polacy wreszcie zrozumieją, że w sieci nikt nie jest anonimowy. Internetowy wizerunek może być opacznie oceniony.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (47)