Zamieszkamy poza Ziemią. Ostatni człowiek, który stanął na Księżycu, nie ma wątpliwości

– Jestem pewien, że polecimy na Marsa. Pytanie tylko – kiedy – mówi Harrison Schmitt, ostatni człowiek, który odwiedził Księżyc i gość specjalny European Rover Challenge. Wianuszek dziennikarzy, ale też zwyczajnych gości tego niecodziennego wydarzenia, tłoczy się, by zadać mu choć jedno pytanie. Dla 80-letniego astronauty to okazja, by raz jeszcze poczuć się w centrum uwagi. Widać, że sprawia mu dużo frajdy.

Zamieszkamy poza Ziemią. Ostatni człowiek, który stanął na Księżycu, nie ma wątpliwości
Źródło zdjęć: © WP

– Jestem pewien, że polecimy na Marsa. Pytanie tylko – kiedy – mówi Harrison Schmitt, ostatni człowiek, który odwiedził Księżyc i gość specjalny European Rover Challenge. Wianuszek dziennikarzy, ale też zwyczajnych gości tego niecodziennego wydarzenia, tłoczy się, by zadać mu choć jedno pytanie. Dla 80-letniego astronauty to okazja, by raz jeszcze poczuć się w centrum uwagi. Widać, że sprawia mu to dużo frajdy.

Centrum Nauki Leonardo da Vinci znajdujące się w niewielkim Podzamczu koło Chęcin (województwo świętokrzyskie) na dwa dni zmienia się w swoiste centrum badań kosmicznych. Uczestnicy zawodów, projektanci łazików marsjańskich, 26 drużyn z 10 krajów, wierzą, że są w stanie dołożyć cegiełkę do badań kosmosu. Nawet jeżeli sami nigdy poza Ziemię nie polecą.

Ostatnia załogowa wyprawa na Księżyc odbyła się jeszcze w ramach programu Apollo. W locie Apollo 17 uczestniczyli Eugene Cernan – dowódca, Ronald Evans – pilot modułu dowodzenia i Harrison Schmitt – pilot lądownika księżycowego. Był to dla niego pierwszy i ostatni lot w kosmos w karierze.

Obraz
© (fot. WP)

– Przez nasze kombinezony przechodziła seria rurek, przez które przepływała ogrzewająca je ciepła woda. Można więc powiedzieć, że nosiliśmy coś w rodzaju podgrzewanej bielizny – śmieje się Schmitt, wspominając trudności, z jakimi w 1972 roku wiązał się lot na Księżyc. Ówcześni naukowcy i astronauci używali komputerów, których moc obliczeniową można by porównać do dzisiejszych kalkulatorów.

Chociaż NASA czy Europejska Agencja Kosmiczna dysponują w tej chwili rozwiązaniami i możliwościami technologicznymi, które zawstydziłyby astronautów sprzed prawie ćwierćwiecza, konstruktorzy łazików ze światowych uczelni muszą sobie radzić z tym, do czego sami mają dostęp. W swoich konstrukcjach stosują elementy, które można kupić w zwyczajnych sklepach z elektroniką. Często możliwie najtańsze.

Obraz
© (fot. WP)

W tym sensie więc bliżsi są zdobywcom Księżyca z lat 60. i 70. ubiegłego wieku niż aktualnym astronautom. Muszą wykorzystać własną pomysłowość i inwencję by uporać się z problemami, które na pierwszy rzut oka przerastają ich możliwości.

– Co chyba najważniejsze, to to, że młodzi ludzie wykorzystują swoją wyobraźnię i swoją wytrzymałość, zdolność do nie spania przez całą noc i wpadają na pomysły, które nie przyszłyby do głowy nam, starszym. Niektóre z nich mogą się nam przydać w przyszłości, ale najistotniejsze jest to, że zdobywają doświadczenie, robiąc te rzeczy i robiąc je razem – mówi Schmitt.

Obraz
© (fot. WP)

Szczególnie że, jak sam uważa, udział ludzi w misjach kosmicznych jeszcze długo będzie konieczny. Bo chociaż wysłanie na inną planetę robota może być tańsze i bezpieczniejsze, niż organizowanie wypraw załogowych, to maszyna nigdy nie poradzi sobie tak dobrze.

– Ludzki mózg ma tę niesamowitą zdolność do przeprogramowywania się w razie potrzeby. Gdy zajdą jakieś niespodziewane okoliczności, wydarzy się coś nieoczekiwanego, pojawią się jakieś trudności, człowiek jest w stanie zmienić swój sposób myślenia i dopasować się do nich. Potrafi improwizować. Maszyna tego nie umie.

Podczas zawodów nie raz stawali przed koniecznością wymyślenia rozwiązań pojawiających się nagle problemów. Największe trudności sprawiało chyba zadanie, w którym łazikiem sterować trzeba było całkowicie "na ślepo", z użyciem wyłącznie sygnału GPS, bez jakiegokolwiek obrazu z kamery.

Obraz
© (fot. WP)

– Co się stało? – pytam zgromadzonych wokół pojazdu Amerykanów z Uniwersytetu Technologicznego Missouri. – Zgubiliśmy sygnał GPS – odpowiadają. – Ale czy to zadanie nie opiera się w całości na sygnale GPS? – Tak jest. – No to trochę skucha. – Faktycznie, skucha – uśmiechają się. Piętnaście minut później ich łazik sunie po terenie w kierunku przeciwnym do zamierzonego. Wiedzą, że muszą się pogodzić z porażką w tym zadaniu. Ale nie psuje im to humorów.

– Kiedy ja byłem w ich wieku, nikt nie mówił o lataniu na Księżyc, było to traktowane jako science-fiction. Zaczęło się to od Verne'a, a ja sam nie myślałem o tym do czasu aż NASA poprosiła, by naukowcy zaczęli aplikować na astronautów. Więc ci młodzi ludzie mają już teraz znaczącą przewagę w stosunku do tego, co ja miałem w ich wieku – wspomina amerykański astronauta i naukowiec.

Obraz
© (fot. WP)

Schmitt jest również pierwszym i jedynym w historii zawodowym naukowcem, który osobiście zbadał powierzchnię Srebrnego Globu. Jego główną pasją jest geologia i fizyka inżynieryjna, w której zdobył tytuł profesora. Nic dziwnego więc, że może stanowić inspirację dla uczestników zawodów. To w końcu również głównie naukowcy, umysły ścisłe, błyskotliwi fizycy, konstruktorzy czy programiści. Ich jedyną bronią w walce z przeciwnościami losu są ich własne mózgi.

– Jeden zespół z Indii, którego nie stać było na przetransportowanie łazika na teren zawodów, musiał kiedyś rozebrać go na części, przewieźć w bagażu i złożyć ponownie na miejscu – wspomina prowadzący zawody. Wszystko musiało być maksymalnie proste i możliwe do łatwego odtworzenia. Żadnej nadzwyczajnej, zaawansowanej technologii. Przynajmniej nie z naszego punktu widzenia. W tym więc sensie uczestnicy zawodów marsjańskich bliżsi są astronautom z lat 70. ubiegłego wieku niż aktualnym badaczom kosmosu.

Obraz
© (fot. WP)

– Jestem przekonany, że powrót na Księżyc, a nawet skonstruowanie na nim stałej bazy, jest ekonomicznie uzasadnione i że taka placówka w końcu powstanie. Choćby dlatego, że obecne na nim surowce mogą się nam bardzo przydać, chociażby w rozwijaniu załogowej misji na Marsa – stwierdza Schmitt, zapytany o to, czy jest szansa na wysłanie poza Ziemię kolejnych ludzi. Jego wyobraźnia sięga zresztą znacznie dalej.

– Kiedy taka baza już powstanie, wyobrażam sobie, że mogłaby się stać atrakcyjnym celem dla turystów z Ziemi. O przestrzeni pozaziemskiej w kontekście turystyki z pewnością można myśleć poważnie – mówi.

Ale ani on, ani zapewne nikt z uczestników zawodów nie uważa, że ich dążenia są motywowane kwestiami zarobkowymi.

Obraz
© (fot. NASA)

– W środkowej części tego zdjęcia widać pozostawioną przez nas część księżycowego lądownika. Z lewej można zaś zobaczyć używany przez nas ekwipunek badawczy. Na fotografii widać też ślady, pozostawione przez nas łazik, a także przeze mnie samego – wspomina Schmitt. Z powodu braku atmosfery i wiatru pozostawione na powierzchni księżyca ślady pozostaną tam na zawsze – a przynajmniej do momentu, gdy zamaże je człowiek.

W tym sensie więc ślad obecności amerykańskiego naukowca na Księżycu jest niezniszczalny. Ale zdecydowanie wolałby on, by zamiast podziwiać go z odległości, ludzie wrócili na Srebrny Glob. Byśmy zamiast wspominać, jak przekraczaliśmy granice swoich możliwości prawie 50 lat temu, zaczęli to robić raz jeszcze.

Obraz
© (fot. WP)

– To zdjęcie przedstawia start naszego lądownika z powierzchni księżyca. Jest tak słabej jakości, bo zrobiła je kamera łazika, który pozostawiliśmy na powierzchni. Nasz dowódca zasugerował mi, bym został na zewnątrz zrobić zdjęcie lepszej jakości.

– Powiedziałem mu, że w przyszłości poprosimy o to kogoś z Polski – śmieje się naukowiec.

Wychodząc z auli Centrum Nauki Leonardo da Vinci pod koniec drugiego dnia zawodów, po złożeniu gratulacji i wręczeniu nagród zwycięzcom, jest już wyraźnie zmęczony. Jego praca została już zresztą wykonana dawno temu.

Obraz
© (fot. WP)

Teraz przejęcie pałeczki należy do jego następców. Takich jak zwycięzcy zawodów, kanadyjski zespół z University of Saskatchewan. I takich jak zdobywcy drugiego miejsca, Polaków z Politechniki Białostockiej. Zdeterminowanych, błyskotliwych, skoncentrowanych na celu. Nawet, jeżeli im się to nie opłaci. Nawet jeżeli nie zarobią milionów na księżycowej turystyce czy zasobach naturalnych. Bo tak po prostu trzeba.

_ DG _

Źródło artykułu:WP Tech

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (51)