Zablokowanie Wikipedii to pikuś. Tak może wyglądać internet po "ACTA 2"

Zablokowanie Wikipedii to pikuś. Tak może wyglądać internet po "ACTA 2"

Zablokowanie Wikipedii to pikuś. Tak może wyglądać internet po "ACTA 2"
Źródło zdjęć: © WP.PL | PAP/CTK
Adam Bednarek
05.07.2018 12:15, aktualizacja: 05.07.2018 14:47

Wyłączona na 24 godz. Wikipedia to tylko zapowiedź tego, co może nas czekać, gdyby europejska dyrektywa weszła w życie. Wyobraziłem sobie, jak wyglądałaby internet, gdyby spełniły się czarne sny przeciwników ustawy.

Założmy, że ustawa wchodzi w życie jutro rano. Budzę się rano, otwieram komputer, odpalam przeglądarkę i...

Nie działa Wykop

Zaczynam dzień od internetowego przeglądu. Wpisuję "wykop.pl", ale… nie działa. "Niestety, nie udało się odnaleźć tej strony" - pojawia się komunikat, który wyskakuje zawsze, gdy wpisuje się zły adres strony. No tak, zapomniałem, że choć Wykop nie przestał istnieć, to już nie działa w Unii Europejskiej, więc adres "wykop.pl" jest nieakutalny. Michał Białek spełnił swoją obietnicę i w dniu wejścia w życie krytykowanych przepisów przeniósł swoją działalność poza europejskie granice.

To oczywiście wersja optymistyczna. Pesymistyczna jest taka, że zarówno Wykop, jak i Reddit, a także inne strony agregujące linki zwyczajnie wylatują z internetu.

Google to pole suchych linków

Odszukuję jakąś starą nformację, która zdradza nowy adres Wykopu i kraj, do którego się "przeprowadził" serwis. Chociaż nie było to łatwe, bo po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła widzę same linki, a nie jak dawniej pełen tekst, obrazki i informacyjny tytuł. Na dodatek propozycji do kliknięcia jest niewiele. To kolejny efekt nowych przepisów - strony wykorzystujące nagłówki artykułów do linkowania do serwisów informacyjnych muszą im za to płacić. Niektórzy twierdzą, że Google się ugnie i zacznie płacić. Ale to raczej tylko plotki. W Niemczech już pojawiły się bezpłatne licencje dla Google News. W Hiszpanii postawiono się gigantowi i tamtejszy Google News po prostu zniknął.

Obraz
© WP.PL

Wikipedia nie pomaga

Postanawiam się doedukować. I dowiedzieć się o nowej ojczyźnie Wykopu. Uruchamiam Wikipedię, wpisuję nazwę, pojawia mi się artykuł. Niezbyt długi. "Wyspy Marshalla są państwem". I koniec. Podobno takich sytuacji jest więcej. Na Facebooku Wikipedia tłumaczy się, że przed tym właśnie ostrzegali.

"Strony agregujące teksty prasowe wyświetlają mniej linków do prasy niszowej, specjalistycznej i lokalnej, bo wydawcy nie zadbali o wyrażenie stosownej zgody. Obniżyło to jakość projektów Wikimedia, które bazują na wolontariackim wyszukiwaniu specjalistycznych źródeł" - wyjaśniają wikipedyści, cytując swoje wcześniejsze oświadczenie sprzed wejścia w życie przepisów.

Chcę zobaczyć też zdjęcia kraju, ale nie mogę. Obrazów nie da się wyszukiwać, bo autorzy zdjęć sami boją się, że ich fotografie mogą naruszać prawa autorskie. Bardzo szybko po wejściu w życie przepisów pojawiały się przykłady osób, którym zarzucono łamanie praw autorskich, bo zdjęcie krajobrazu za bardzo przypominało grafikę użytą w popularnym, dużym piśmie podróżniczym. A przynajmniej tak uznały bezduszne algorytmy.

Zapomnij o komentarzu

Wkurzyłem się. Chciałbym dać wyraz sprzeciwu sprawie. Kliknąć w popularny artykuł albo link na Facebooku i napisać, co o tym wszystkim sądzę. Kulturalnie. Nie mam w zwyczaju obrażać ludzi czy bezpodstawnie kogoś oskarżać. Chcę też wszystko napisać własnymi słowami. Chcę, ale nie mogę. Bo sekcja komentarzy wyparowała z internetu.

Unijna dyrektywa przewiduje, że odpowiedzialność za treść ponosi wydawca. Z automatu. Łamiące prawo autorskie "wrzutka" jest problemem przede wszystkim dla strony, a nie dla wrzucającego. Strony obawiają się więc niekończącego się łańcucha procesów i po prostu wyłączają możliwość komentowania. Finito. Teraz, żeby dać upust swojemu wkurzeniu, muszę ustawić pudełko na poboczu ruchliwej ulicy i krzyczeć do przechodniów. Witamy w XIX wieku.

ACTA 2 skasuje memy

Chcę zareagować. Rozumiem, że to nie wina stron, ale postanawiam skwitować to śmiesznym obrazkiem aktora uderzającego się w czoło. Mam zapisany link, wrzucam, klikam wyślij i… no tak, zapomniałem. Wydawca filmu zgłosił się do Facebooka i zastrzegł, że wszystkie jego produkcje są objęte prawem autorskim i nie można ich wykorzystywać. No, chyba że Facebook za zgodę zapłaci, ale Zuckerberg najwyraźniej nie miał ochoty z nim negocjować.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY-SA

Nie wiadomo, czy ustawa działałaby wstecz. Ale nawet jeśli nie - od dzisiaj pojawia się blokada. Automatycznie wyłapuje, czy zlepek pikseli jest naszym autorskim dziełem, czy popularnym obrazkiem, do którego dopisujemy swoje trzy grosze. Pozostają tylko wszelkiej maści "spady", grafiki bez czegoś charakterystycznego, śmieszne obrazki wrzucane na siłę - bo tylko to zostało. Powiedzenie "lepsze to niż nic" tutaj się nie sprawdza.

Cenzura w praktyce

Internet huczy, że popularny polityk skompromitował się w programie telewizji śniadaniowej. To tylko pogłoska, bo nikt nie ma możliwości wrzucenia filmiku na YouTube czy chociażby Twittera. Działa ponownie automat i 15-sekundowy klip odrzuca z góry. Dawniej przez jakiś czas filmik krążyłby po sieci, ale teraz algorytmy z automatu odrzucają treści, bo wiedzą, z jakiego kanału pochodzą.

Uwaga! To tylko czarny scenariusz. Nie oznacza, że internet będzie tak wyglądał po wejściu w życie nowych przepisów. Na razie mamy do czynienia z dyrektywą, nie da się jeszcze powiedzieć, czego możemy się spodziewać. Przyznają to zarówno przeciwnicy dyrektywy, jak i jej zwolennicy. "Doprecyzowanie to rola krajowych ustaw, a nie dyrektywy" - mówił europoseł Tadeusz Zwiefka. Ale właśnie dlatego monitorowanie sytuacji i podkreślanie, że internet patrzy politykom na ręce, jest tak ważne - by nie dopuścić do sytuacji, że złe przepisy wejdą w życie w naszym kraju. I naprawdę obudzimy się w nieprzyjemnej rzeczywistości, w której internet będzie wyglądał inaczej niż obecnie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)