Wieczna prowizorka w armii. Sprzęt tymczasowy i wersje gap filler
Tymczasowy, w wersji przejściowej, bez ostatecznej konfiguracji – taki sprzęt trafia do polskich żołnierzy za sprawą technicznej modernizacji polskiej armii. Choć postęp jest bezdyskusyjny, pozyskiwana broń bywa dostarczana w wersji odległej od tej, która docelowo ma bronić naszego kraju.
Do Polski trafiła kolejna transza kupionego w Korei Południowej ciężkiego sprzętu - czołgi K2 i armatohaubice K9. Dla żołnierzy to powód do radości - trafia do nich broń znacznie nowocześniejsza od używanej wcześniej, K2 zamiast czołgów T-72 czy PT-91 Twardy i K9 w miejsce wysłużonych 122-milimetrowych haubic 2S1 Goździk to niekwestionowany postęp.
Powód do radości mają także politycy, mogący przypisywać sobie zasługi w kwestii modernizacji i realnego wzmocnienia Wojska Polskiego. Do Polski trafia coraz więcej nowoczesnej broni, a generacyjna wymiana uzbrojenia - choć nie przebiega bez problemów - staje się faktem.
Obraz transformacji polskiej armii nie jest jednak bez skaz. Dotyczą one - między innymi - wersji uzbrojenia, które trafia do rąk żołnierzy. Choć na pozór wszystko jest w porządku, a na materiałach MON czy wojskowych paradach możemy oglądać nowoczesną broń, wiele egzemplarzy to sprzęt tymczasowy, który będzie wymagał poważnych modyfikacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Doświadczanie wydarzeń muzycznych w XXI w. | Historie Jutra
Tymczasowość w niektórych przypadkach potwierdzają nawet oznaczenia wersji przejmowanego przez wojsko sprzętu. Czołgi K2 trafiają do Polski jako K2GF (Gap Filler - "wypełniacz ubytków" czy nieco mniej elegancko: "zapchajdziura"). Nazwa ta podkreśla, że nie jest to docelowy wariant, którym ma być K2PL, czyli czołg po pełnej polonizacji. Jakie czołgi docelowo mają służyć w polskiej armii? W rozmowie z serwisem Defence 24 wyjaśnił to prezes zarządu Hyundai Rotem Europe Junmo Seo.
Ogólna konfiguracja K2GF i K2PL jest podobna, ale pod względem osiągów wiele rzeczy zostanie usprawnionych. Zostaną zastosowane dodatkowe systemy, takie jak system aktywnej ochrony, zdalnie sterowany moduł uzbrojenia (ZSMU/RCWS), system świadomości sytuacyjnej (dookólny, 360 stopni), a także system zagłuszania dronów. System zagłuszania dronów nie jest obecnie używany na K2, nawet w Korei, więc K2PL będzie pierwszym czołgiem, który go otrzyma.
Oznacza to, że - obok czołgów, które zostaną wyprodukowane w docelowej konfiguracji - dostarczony do Polski sprzęt czeka poważna modernizacja. A zatem nie tylko dodatkowe koszty, ale również konieczność czasowego wycofania K2 ze służby.
Kiedy wersja PL?
Ten sam problem dotyczy armatohaubic K9. Do Polski trafia wersja K9A1, gdy docelowym wariantem ma być K9PL. Również i w tym przypadku broń czeka istotna modernizacja.
Według danych z serwisu Gov.pl wersja po polonizacji ma mieć elektryczny napęd wieży (w miejsce elektrohydraulicznego), automatyczny system gaśniczy, zdalnie sterowany moduł uzbrojenia, klimatyzację, kompozytowe gąsienice, a także zwiększoną odporność balistyczną i przeciwminową.
Dostarczone haubice czeka zatem przebudowa. Tym poważniejsza, że każda z nich została wykonana w wariancie K9A1, a polski, docelowy wariant K9PL ma bazować na unowocześnionej, kolejnej wersji koreańskiej haubicy – K9A2.
Modernizacja pod znakiem Gap Fillerów
Przykładem tymczasowości są również samoloty FA-50. Niezależnie od oceny zasadności ich zakupu, pierwsze 12 dostarczonych Polsce egzemplarzy w wariancie FA-50GF to maszyny o ograniczonych możliwościach.
W wersji docelowej, czyli FA-50PL, otrzymają m.in. radar AESA PhantomStrike, łącze danych Link 16, integrację z celownikiem nahełmowym Thales Scorpion czy nowoczesnymi wersjami pocisków powietrze-powietrze. To jednak dopiero przyszłość, bo na razie polscy piloci mają do dyspozycji samoloty bez tego wyposażenia, do których - pierwotnie - nie zamówiono nawet właściwego uzbrojenia.
Dochodzi do tego kwestia nakładów na integrację koreańskiej maszyny z wyposażeniem oczekiwanym przez MON. Nie jest jasne, jak dużą część związanych z tym kosztów poniesie Polska, rozwijając konstrukcję, z której sprzedaży zyski będzie czerpać koreański producent.
"Korweta patrolowa" zamiast korwety
W przypadku kupowanego w ostatnich latach zagranicznego uzbrojenia jego "tymczasowość" można tłumaczyć potrzebą chwili i koniecznością nadrobienia w krótkim czasie dekad zaniedbań. Problem w tym, że podobna praktyka nie jest niczym nowym. Cofając się nieco w czasie, można podać przykład korwety ORP Ślązak.
Nie dość, że jej budowa trwała 18 lat (co wynikało z bardzo długich przerw), to ostatecznie w 2019 r. polską banderę podniesiono na okręcie "tymczasowym" - na ORP Ślązak nie trafiło bowiem planowane dla niego pierwotnie wyposażenie i uzbrojenie.
W rezultacie okręt ma tylko część zdolności oczekiwanych od okrętów tej klasy i jest określany mianem "korwety patrolowej". Według zapowiedzi Agencji Uzbrojenia ORP Ślązak zostanie dozbrojony w przyszłości. Kiedy? Tego nie określono.
Długowieczne fregaty typu OHP
Sam ORP Ślązak (dawniej Gawron) jest pozostałością innego, ambitnego planu - na początku wieku zakładano bowiem budowę aż siedmiu okrętów tego typu. Niezbędne Marynarce Wojennej zdolności - do czasu zbudowanie docelowych korwet - miały zapewnić przejęte ze Stanów Zjednoczonych dwie fregaty typu Oliver Hazard Perry (OHP). Plan zakładał, że ORP Gen. T. Kościuszko i ORP Gen. K. Pułaski zostaną wycofane do 2015 roku.
Mamy rok 2025, z planowanych siedmiu korwet powstała jedna, a "tymczasowe" fregaty, zamiast zasłużonej emerytury, czeka remont. ORP Gen. T. Kościuszko i ORP Gen. K. Pułaski będą służyć do końca dekady, gdy polska bandera zostanie podniesiona na nowoczesnych fregatach, budowanych w ramach programu Miecznik.
W oczekiwaniu na program Orka
Rażącym przykładem tymczasowości jest także los "pomostowych" okrętów podwodnych typu Kobben, pozyskanych przez Polskę na początku wieku po wycofaniu okrętów ORP Wilk i ORP Dzik (proj. 641). Trafiły do polskiej Marynarki Wojennej z założeniem, że są to jednostki tymczasowe.
Zbudowane w latach 60. XX wieku w Norwegii, w momencie przekazania dalekie od nowoczesności okręty miały "kupić" Polsce nieco czasu. Miał on zostać wykorzystany na realizację programu Orka, przeprowadzenie przetargu, wybór docelowych, nowoczesnych okrętów podwodnych, zbudowanie ich i wdrożenie do służby.
Kobbeny służyły przez dwie dekady i spełniły swoje zadanie. Dały Polsce dodatkowy czas, utrzymując wyszkolone załogi i pozwalając na przygotowanie kolejnych pokoleń podwodniaków. Problem w tym, że te 20 lat zostało zmarnowane - niezależnie od deklaracji polityków informujących o postępach programu Orka, nowych okrętów podwodnych jak nie było, tak nie ma.
Prowizorka po raz kolejny okazała się wyjątkowo długowieczna.