USA. Armia rezygnuje z… dyskietek. Przez lata ten system był niezawodny
Skoro działa, to po co wymieniać - z takiego założenia przez lata wychodziła amerykańska armia. W końcu jednak postanowiono odłożyć dyskietki. Nośnik powoli przechodzi do historii.
Kilka lat temu dowiedzieliśmy się, że w amerykańskim ministerstwie obrony wciąż są w użyciu zakupione w latach 70. komputery IBM series/1. A co za tym idzie, do zapisywania i przenoszenia danych ciągle używano dyskietek. Powód? Bardzo prosty - system był niezawodny i bezpieczny.
Badacze uznali, że nawet w warunkach zniszczenia 90 proc. węzłów sieci, wiadomości między wciąż czynnymi węzłami byłyby przekazywane w ciągu max. 15 sekund. Dlatego do systemu informatycznego SACCS (Strategic Automated Command Control System) armia miała zaufanie. "Nie możesz zhakować czegoś, co nie ma numeru IP" - tłumaczono.
A to w systemie odpowiedzialnym za uruchomienie rakiet z głowicami jądrowymi jest kluczowe.
W końcu jednak z dyskietek armia rezygnuje - informuje serwis c4isrnet.com.
Dlaczego dopiero teraz? Jednego powodu możemy się domyślać - skoro działało, to lepiej było niczego nie zmieniać. Drugim powodem odwlekanej modernizacji mogły być po prostu pieniądze. Koszt natychmiastowej modernizacji sprzętu byłby znacznie większy niż tymczasowe wykorzystywanie dyskietek. Takiej argumentacji używano przed laty w ZUS-ie.
Używanie starych sprzętów w teoretycznie nowoczesnych i kluczowych sprawach nie jest niczym nowym. Wystarczy przypomnieć, że procesor z PlayStation, pierwszej konsoli Sony, napędzał sondę, która sfotografowała powierzchnię Plutona.
Dlaczego do tak ważnej misji wykorzystano procesor z konsoli z 1994 roku? Odpowiedź wbrew pozorom jest prosta: w takich urządzeniach komputery muszą wykonywać bardzo konkretne, acz nieskomplikowane zadania, typu włącz/wyłącz silnik. Do ich realizacji leciwe procesory wystarczają. NASA, korzystając z przestarzałej na pierwszy rzut oka technologii, stawia na jej niezawodność i odporność na awarie.
Czasami jednak trzymanie się "sprawdzonych" rozwiązań ma swoje poważne wady. Przekonała się o tym NASA, która kilka lat temu szukała chętnych do pracy biegłych w językach programowania popularnych w latach 50. i 60. Te były niezbędne, by móc obsługiwać sondy sprzed kilkudziesięciu lat. Ludzie, którzy odpowiadali za oprogramowanie od jakiegoś czasu cieszą się swoimi zasłużonymi emeryturami. A żaden z "współczesnych" programistów nie radził sobie ze starymi kodami.
Można domyślać się, że podobny problem miała amerykańska armia. Obsługa dyskietek przez ludzi, którzy wychowali się w czasach, gdy królowały inne nośniki, byłaby kłopotliwa. "Szkolenie" ich pod tym względem byłoby stratą czasu - lepiej w końcu przejść na inne rozwiązanie.