Upały są niemiłosierne. Dlatego zrobiłem własną klimatyzację
Z zajęć praktycznych nigdy nie byłem orłem, a na technice oceny dostawałem za staranie się, a nie efekt końcowy. Dlatego trochę się przeraziłem, gdy dowiedziałem się, że muszę zbudować własny klimatyzator. Ale efekt okazał się niezły.
Na naszej stronie pojawił się artykuł opisujący domowe metody na przygotowanie własnej klimatyzacji. Dość szybko pojawiły się głosy, że rozwiązanie to nie do końca działa, a nawet, że jest do niczego. Postanowiłam sam sprawdzić, czy opisane przez mnie rozwiązanie jest cokolwiek warte.
Przygotowania
Do zrobienia własnej klimatyzacji zaopatrzyłem się w następujące przedmioty:
- Dwa kolanka hydrauliczne;
- Nóż do tapet;
- Pudełko z "Krainy Lodu" (nieprzypadkowy wybór);
- Trzy butelki zamrożonej wody;
- Taśmę klejącą;
- Wiatrak biurkowy o mocy 30W;
- Instrukcję, których pełno w internecie.
Koszt całej zabawy to około 160 złotych – z czego najwięcej wydałem oczywiście na wiatrak (ok. 130 złotych). Z takim sprzętem przystąpiłem do dzieła
Działanie
Na początku zmierzyłem, jakie otwory muszę wyciąć w poszczególnych pudełkach. Na pokrywie trzeba było zrobić takie wejście, by wiatrak mógł działać bez problemu. Tam jest też twardszy plastik, więc trzeba się mocno przyłożyć, by wyciąć potrzebny nam fragment. Ja postanowiłem nie obcinać całości, tylko zrobić mniejszą dziurę na silniczek, który obraca skrzydełkami. W ten sposób zabezpieczyłem również całość przed ewentualną utratą zimnego powietrza – większy otwór to więcej ulatującego nim schłodzonego wiatru.
Kiedy udało mi się stworzyć miejsce na wiatrak, zająłem się wylotami. Z obu stron pudełka musiałem wyciąć otwory, w których potem umieściłem kolanka hydrauliczne. Problem w tym, że tutaj plastik jest znacznie cieńszy. Nie będę ukrywał kilka razy zajechałem nożem za daleko i otwory wyszły większe, niż planowałem. Dlatego musiałem salwować się taśmą klejącą, która pomogła mi zakryć nadmiar wyciętego plastiku. Warto zrobić odrobinę mniejsze dziury od średnicy rur – wtedy możemy wepchnąć je, by stabilniej trzymały się w ściance pudełka.
Po zamontowaniu rur oraz wiatraka czas na sprawdzanie, czy się udało. Wkładamy butelki (tak, by nie zahaczały o śmigła), zakładamy pokrywę i włączamy. Działa! Sam byłem zdumiony, że ostatecznie udało mi się stworzyć własny klimatyzator. Ale od razu wyłapałem kilka błędów konstrukcyjnych.
Po pierwsze, dwa wyjścia na powietrze okazują się zbędne. Po schłodzeniu wychodzi ono głównie poprzez to kolanko, które znajduje się bliżej zakrętek. Natomiast to, które jest przy denkach, praktycznie w ogóle nie wypuszczało powietrza. Po zaklejeniu tego drugiego, pierwsze kolanko chłodziło jeszcze lepiej.
Po drugie, uważajcie na wiatrak. Nie jest to konstrukcja stworzona do przebywania w poziomie, a silnik może się szybko nagrzać i popsuć. Obserwujcie, jaką osiąga temperaturę, by uniknąć przykrej niespodzianki.
Oczywiście właściwości chłodzące są takie, jak w przypadku profesjonalnego sprzętu, ale pisząc ten tekst ustawiłem wylot obok siebie i nie będę kłamał – czuć znaczną różnicę, oczywiście na plus. Całość tej budowy/zabawy zajęła mi niecałą godzinę. Niektóre cudowne metody z internetu o dziwo działają. Dobrze jest się od czasu do czasu pozytywnie rozczarować.