Światowy Dzień Rzucania Palenia - technologia może w tym pomóc
Palenie to problem cywilizacyjny, towarzyszący nam od setek lat. Skąd bierze się niesłabnąca popularność tego nałogu i jak wkracza tu technologia, aby zminimalizować ryzyko? Przyjrzyjmy się historii.
Niestety, palenie papierosów i choroby odtytoniowe to nadal bardzo poważny problem, którego leczenie może kosztować Polskę 200 mld złotych w ciągu 20 lat. Co roku z powodu szkodliwości dymu papierosowego umiera na świecie 7 mln ludzi – u nas jest to około 67 tys.
Kolejny milion zgonów spowodowany jest tzw. biernym paleniem. Do tego aż 90 proc. zachorowań na raka płuc spowodowanych jest paleniem papierosów – to wina nie samej nikotyny, a papierosowego dymu
Tytoń - trochę historii
Na początku były szamańskie rytuały. Tytoń najczęściej spalany był przy okazji religijnych ceremonii. Niektóre afrykańskie plemiona używały go by, jak wierzyły, komunikować się z duchami. Roślina ta była również wykorzystywana jako środek przeciwbólowy.
Używanie tytoniu było popularne w obu Amerykach jeszcze przed przybyciem Europejczyków. Ci w ciągu następnych 200 lat przenieśli zwyczaj użytkowania tytoniu najpierw na swój kontynent, a następnie w inne części świata, do Azji i Afryki. W 1560 roku do Francji przywiózł go Jean Nicot, ówczesny ambasador Portugalii. Nikot, od którego nazwiska pochodzi nazwa substancji aktywnej w tytoniu, twierdził, że tytoń ma właściwości lecznicze. Jednak niewiele później wielu władców chciało wyeliminować palenie za pomocą penalizacji tej praktyki.
W 1603 roku publikację specjalnej broszury, która krytycznie odnosiła się do tytoniu, zlecił Jakub I Stuart, król Anglii. Z kolei car Rosji, Michał Fiodorowicz Romanow wydał w 1634 roku rozporządzenie zakazujące palenia go. Tych, których przyłapano na gorącym uczynku, karano chłostą w gołe pięty, osobom przyłapanym na paleniu powtórnie obcinano nos, a przyłapani na paleniu po raz trzeci musieli liczyć się z karą śmierci. Zakaz ten został zniesiony dopiero w 1697 przez cara Piotra I Wielkiego.
Bezwzględnie obchodzono się z miłośnikami tytoniu także w Turcji. Jeden z osmańskich sułtanów kazał karać za jego wąchanie rozcinaniem wargi. Natomiast osobom schwytanym na paleniu tytoniu wpychano przez nos fajkę, a potem je wieszano. Na całe szczęście, współczesne czasy są dla palaczy o wiele bardziej łaskawe.
Owszem, głośno mówi się o szkodliwości, jakie niesie za sobą palenie i przede wszystkim namawia się do zerwania z nałogiem, ale pokazuje się też alternatywy, które mogą zminimalizować ryzyko wystąpienia odtytoniowych chorób.
I tu z pomocą przychodzą nowe technologie
Nowe technologie w branży nikotynowej to nie tylko odpowiedź na historyczne, ale także społeczne i technologiczne uwarunkowania.
Przez dziesiątki lat proces palenia papierosów pozostawał praktycznie niezmienny. Owszem, ze względu na jego szkodliwość podejmowano próby zmian, ale bez większych skutków. Prace nad nowatorskimi wyrobami podjęto już w latach 60., kiedy to pojawiła się pierwsza koncepcja e-papierosa, jednak opracowane rozwiązania nie znalazły nabywców.
Na masową skalę zaczęły być one produkowane dopiero w roku 2003. Właśnie wtedy pochodzący z Chin farmaceuta Hon Lik zaprezentował urządzenie, które nadawało się do wielokrotnego użytku i gwarantowało całkowicie nowy sposób spożywania nikotyny.
Do Europy pierwsze e-papierosy trafiły w 2005 roku. Niecałe dwa lata później stały się dostępne także w USA. Kolejna generacja urządzeń to rok 2008. Wówczas na rynku pojawiły się pierwsze e-papierosy wykorzystujące nowy system palenia – tankomizer.
Kolejnym ważnym momentem było pojawienie się clearomizera, czyli systemu palenia i napełniania, który zadebiutował w roku 2011.
Dzięki temu, że w e-papierosach nie występuje zjawisko spalania, a nikotyna uwalniana jest w formie pary powstałej w wyniku podgrzania specjalnie przygotowanej cieczy, udało się ograniczyć przyjmowanie szkodliwych substancji i tlenku węgla do płuc.
Nie jest to jednak rozwiązanie pozbawione wad, gdyż nie do końca wiadomo, jaki jest skład chemiczny wdychanego płynu.
Drugą, młodszą kategorią produktów o ograniczonej szkodliwości są urządzenia typu Heat-Not-Burn, czyli takie, do których wkłada się tytoń, by następnie podgrzać go do temperatury około 350 stopni Celsjusza - ponad dwukrotnie niższej niż w procesie palenia. Proces ten uwalnia nikotynę, która do płuc użytkownika trafia w postaci aerozolu.
Zgodnie z danymi podawanymi przez producenta podgrzewaczy IQOS, zawartość substancji szkodliwych oraz potencjalnie szkodliwych – poza nikotyną – w aerozolu jest średnio o 90–95 proc. niższa w porównaniu do dymu wytwarzanego przez wystandaryzowany na potrzeby badań tzw. papieros referencyjny.
Do tego aerozol cechuje się o wiele niższą toksycznością niż dym papierosowy. Okazuje się bowiem, że to nie zawarta w tytoniu nikotyna jest rakotwórcza, a właśnie unoszący się z zapalonego papierosa dym.
Potwierdza to współtworzona przez Światową Organizację Zdrowia baza danych WHO/IPCS INCHEM, zawierająca informacje o związkach chemicznych i toksykologicznych. Badania WHO dostępne w INCHEM dowodzą, że nikotyna nie tylko sama w sobie nie jest rakotwórcza, ale też nie jest też czynnikiem przyczyniającym się do rozwoju nowotworów.
W ocenie WHO w dymie powstałym wskutek spalania papierosa znajduje się około 7 tysięcy substancji, z czego blisko 100 uznawanych jest za toksyczne, a 69 sklasyfikowanych jest jako kancerogenne – czyli wywołujące raka.
Dziś, na świecie w dalszym ciągu po papierosa sięga codziennie 1,1 mld ludzi. Uśredniając, jest to co siódmy człowiek zamieszkujący Ziemię. Z raportu WHO European Tobacco Use 2019 wynika, że w Europie pali średnio 29 proc. ludności, czyli około 209 mln osób. Mamy też najwyższy odsetek osób używających tytoniu na świecie.
Nowe technologie nie rozwiążą całkowicie problemu palenia, ale mogą znacznie ograniczyć jego najbardziej szkodliwe dla siebie i innych aspekty.
Przez wiele lat, aż do niedawna w Polsce nie istniało w szerokiej świadomości pojęcia "dymu z trzeciej ręki", które w krajach anglosaskich upowszechniło się już w 2009 roku. U nas dopiero zaczęło się o nim mówić na przełomie 2014 i 2015 r.
"Dym z trzeciej ręki" to pozostałości rakotwórczych związków chemicznych, jakie osadzają się długo po wypaleniu papierosa na rozmaitych powierzchniach w mieszkaniach i domach. Są one niezwykle groźne dla naszego organizmu.
Takie cząsteczki z łatwością są wchłaniane przez np. ściany, dywany, meble, gdzie pozostają nawet do 3-5 lat. Niestety mają one też tendencje do wiązania się z innymi związkami chemicznymi, co prowadzi do uaktywniania nowych toksyn, które mogą być także rakotwórcze.
Statystyki mówią, że często doświadczamy uciążliwego dymu z drugiej lub trzeciej ręki od sąsiadów, ale bardzo rzadko podejmujemy działania z tym związane, bo problem zawsze jest trudny do rozwiązania. Sięganie po produkty mniej szkodliwe, które mają szansę skłonić nas zarazem do rzucenia palenia – może być dobrym krokiem. Tym bardziej, że według najnowszych badań University College London, palenie zwiększa ryzyko zachorowania na COVID-19 aż trzykrotnie.