Rosja eksperymentuje z klimatem. Ten ekosystem uratuje ludzkość
Na mierzącym 140 km2 kawałku Syberii dwóch rosyjskich naukowców wypróbowuje w praktyce swoją teorię. Starają się przywrócić do istnienia pewien niezwykły ekosystem z czasów epoki lodowcowej. Ale żeby to zrobić, trzeba najpierw rozwiązać zagadkę mającą 12 tysięcy lat.
Siergiej Zimow jest przekonany, że kluczem do przyszłości Ziemi jest Syberia. Zdaniem tego rosyjskiego biologa, to co teraz dzieje się w tym rejonie świata może zadecydować o przetrwaniu ludzkości, dlatego od 1988 roku niestrudzenie pracuje nad projektem o nazwie "Park Plejstoceński". Skojarzenie z "Parkiem Jurajskim" jest jak najbardziej na miejscu - podobnie jak w słynnym filmie, także i tu sednem projektu jest odtworzenie we współczesności kawałka dawno zaginionego świata. Jednak Zimow, wspierany przez rząd Rosji, międzynarodową społeczność naukową oraz swojego syna Nikitę, który poszedł w jego ślady i także ukończył biologię, nie próbuje ożywić dinozaurów. Próbuje przywrócić światu cały ekosystem.
Zaginiony ekosystem
60 tysięcy lat temu, w samym szczycie epoki lodowcowej, na terenach dzisiejszej Europy i północnej Azji, istniał ekosystem tak bogaty i złożony, że porównać go można tylko do buchającej życiem afrykańskiej sawanny. Po bezkresnych, trawiastych równinach wędrowały ogromne stada bizonów, kudłate koniki pasły się, czujnie wypatrując drapieżników, a nosorożce włochate przechadzały się niespiesznie, świadome, że nie są im w stanie zagrozić nawet wielkie lwy jaskiniowe.
Były też mamuty: potężne, porośnięte gęstym futrem, z charakterystycznymi, długimi, zakręconymi ciosami. To właśnie od nich ten ekosystem wziął swoją nazwę: step mamuci.
Nie przypominał dzisiejszej Syberii. Zamiast ciemnego, iglastego lasu tajgi i porośniętej mchem i karłowatymi krzakami tundry, w krajobrazie dominowały gęste, bujne trawy. Pojawiły się tu, bo podczas zlodowacenia ogromne ilości wody zostały uwięzione w lądolodach i w głąb kontynentu docierało powietrze co prawda zimne, ale suche, tworząc warunki doskonałe dla roślinności stepowej.
Jednak w utrzymaniu i rozszerzaniu się stepu mamuciego główną rolę odegrały zwierzęta. Ogromne stada dużych roślinożerców (nazywanych zbiorczo megafauną) niczym gigantyczne kosiarki zjadały wszystko: trawę, siewki drzew, podrastające krzewy. Kopyta zwierząt wydeptywały mchy, niszcząc ich delikatne poduchy. Tylko przystosowane do takiego traktowania trawy były w stanie przetrwać i rosnąć dalej, zajmując miejsce mniej odpornych gatunków. To było ich królestwo. Do czasu.
Pod koniec Plejstocenu trawiasty ekosystem mamuciego stepu zaczął się szybko kurczyć, aż około 12 tys. lat temu zniknął niemal bez śladu, a wraz z nimi zniknęli jego mieszkańcy. Dlaczego tak się stało? Zagadka zagłady mamuciego stepu stanowi klucz do tego, żeby spróbować przywrócić go do istnienia.
Step mamuci może uratować Ziemię?
Step mamuci, wśród wszystkich swoich niezwykłych cech czyniących go tak unikatowym, miał jedną właściwość, której dziś bardzo potrzebujemy. Na globalną, przemysłową skalę robił to, z czym zupełnie nie radzi sobie nasza technologia: z ogromną efektywnością wychwytywał z atmosfery dwutlenek węgla i wiązał go trwale, wycofując z obiegu.
Był w tym też znacznie efektywniejszy, niż porastające współczesną Syberię lasy. Mimo że kilometr kwadratowy tajgi zawiera znacznie więcej masy roślinnej, niż kilometr kwadratowy stepu, kiedy drzewo obumiera, rozkłada się i zawarty w nim węgiel wraca do obiegu. Z trawami jest inaczej. Nowe trawy wyrastają na tych, które obumarły, odcinając je od świata i sprawiając, że zawarty w nich węgiel zostaje uwięziony w glebie, tworząc warstwy próchniczne, w których może pozostawać przez tysiące lat, znikając z obiegu.
Zaskakujący jest również wpływ na wieczną zmarzlinę żyjących na mamucim stepie zwierząt. Zimą stada roślinożerców rozdeptują i rozgrzebują śnieg, zmieniając go z puchatej waty w ubite bryły, które mają dużo gorsze właściwości izolacyjne. To powoduje, że w czasie mrozów temperatura gruntu spada nawet poniżej -30 stopni Celsjusza, odtwarzając nadtapianą latem wieczną zmarzlinę. To ważne, bo w tej zamarzniętej na kość ziemi tkwią ogromne zapasy gazów cieplarnianych. Ich uwolnienie mogłoby wzmocnić zmiany klimatu tak bardzo, że nie bylibyśmy w stanie już w żaden sposób im przeciwdziałać.
Przywrócenie mamuciego stepu byłoby więc jak uruchomienie ogromnej maszynerii wysysającej z atmosfery gazy cieplarniane i składującej je bezpiecznie pod warstwą zielonej trawy. Nie ma wątpliwości, że bardzo takiej maszynerii potrzebujemy. Ale czy potrafimy ją odtworzyć?
Zagadka mamuciego stepu
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw odkryć przyczyny zagłady mamuciego stepu. Pierwszym podejrzanym jest zamiana klimatu - coraz wyższe temperatury i rosnąca wilgotność interglacjału mogłyby zaburzyć równowagę ekosystemu i spowodować jego załamanie się. Jednak takie okresy ociepleń pojawiały się wcześniej w historii mamuciego stepu już kilkukrotnie i nigdy nie wywarły na niego większego wpływu.
Wskazówek dostarczają badania, których wyniki każą nam spojrzeć na sprawę z nowej perspektywy. To nie zniszczenie stepu sprawiło, że zwierzęta wymarły. To zniknięcie zwierząt spowodowało zagładę stepu. Kolejny ślad stanowi czas, w jakim następował drastyczny spadek liczebności zwierząt w różnych miejscach na świecie.
Według zapisu kopalnego, megafauna zaczęła znikać najpierw w Europie i bliższych jej rejonach Azji, potem na terenie obecnej Syberii, wreszcie w Ameryce. Ta sekwencja wyglądała znajomo: za każdym razem zmiana w ekosystemie następowała wkrótce po pojawieniu się na danym terytorium nowego gatunku: ludzi.
Pojawia się jednak wątpliwość. Przecież w Afryce, z której pochodzimy, populacje wielkich zwierząt sawanny przetrwały niemal bez szwanku. Czemu więc mamuty i woły piżmowe nie były w stanie unikać upolowania równie skutecznie, jak słonie i bawoły? Odpowiada na to mechanizm określany jako "naiwność" gatunków (ecological naivete). Chodzi o to, że zwierzęta innych kontynentów, w przeciwieństwie do afrykańskich, nie współegzystowały z ludźmi od chwil narodzin ich gatunku, nie miały więc wrodzonych strategii obronnych i znacznie łatwiej padały ofiarą polowania.
Oczywiście, paleolityczni łowcy nie wybili całej megafauny - uruchomili jednak mechanizm, który doprowadził do jej zagłady. Zmniejszona na skutek intensywnych polowań liczba roślinożerców zjadała mniej drzewek i wydeptywała mniej mchów. To powodowało, że step się kurczył, ustępując miejsca lasom i tajdze, oferując mniej pokarmu i terytorium zwierzętom. Trudniej dostępne zasoby ograniczały liczebność stad, tym silniej trzebionych przez łowców. Aż wreszcie step zniknął, a zwierzęta zniknęły wraz z nim.
Co człowiek zniszczył, człowiek może naprawić
Takie rozwiązanie zagadki zniknięcia mamuciego stepu stało się podstawą projektu rosyjskiego biologa, Siergieja Zimowa. Jeśli usunięcie przez ludzi stad dużych roślinożerców spowodowało zaniknięcie stepu mamuciego, to wprowadzenie zwierząt może go przywrócić.
Głęboko wierząc w swoją teorię Siergiej Zimow - później wspierany przez swojego syna, Nikitę - założył Park Plejstoceński: eksperymentalny ośrodek, w którym wciela ją w życie.
Od 1996 roku, kiedy rozpoczęto wprowadzanie nowych gatunków, na rozciągających się na 140 km2 terenach należących do Parku pojawiło się już stado koników jakuckich, kilka wołów piżmowych, niewielka grupa żubrów, stadko jaków i domowych owiec z gatunku przystosowanego do znoszenia ekstremalnych temperatur, stado kałmuckich krów i wreszcie 12 bizonów. Oprócz nich żyje tu lokalna populacja łosi i reniferów.
Park Plejstoceński jest monitorowany na bieżąco. Mierzone są temperatury gruntu i powietrza, poziom emisji dwutlenku węgla i metanu, procent powierzchni pokrytych przez różne rodzaje roślinności. Z danych pozyskanych z tych pomiarów wyłania się optymistyczny obraz - coraz większą część terenu przejmują trawy, zastępując wydeptywane przez zwierzęta mchy i zgryzane zarośla, a gdzie stada koników gniotą śnieg, temperatury gruntu zimą spadają na tyle nisko, żeby powstrzymać ubywanie wiecznej zmarzliny.
Eksperyment Siergieja i Nikity Zimowów wykazał, że przywrócenie mamuciego stepu jest możliwe i że jego skutki środowiskowe będą takie, jak przewiduje międzynarodowa społeczność naukowa. Teraz pora na następny krok - pora cofnąć to, co zrobili nasi przodkowie i odtworzyć trawiaste równiny mamuciego stepu. W ten sposób nie tylko przywrócimy światu jeden z najbogatszych ekosystemów, ale też uruchomimy potężny mechanizm usuwający z atmosfery dwutlenek węgla.