Sławosz Uznański: Mam nadzieję, że niedługo Polska będzie liderem w określonej dziedzinie kosmicznej
Dr Sławosz Uznański ma szansę zapisać się na kartach historii jako drugi Polak, który poleciał w kosmos. W rozmowie z WP Tech wyjaśnił, na czym polegają przygotowania do roli astronauty projektowego Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zdradził też, co sądzi o tzw. UFO, czy nie boi się, że sztuczna inteligencja zastąpi w przyszłości astronautów, i czy zrobi sobie kosmiczne selfie.
Karolina Modzelewska, dziennikarka WP Tech: Gen. Mirosław Hermaszewski w swojej książce "Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty" przytoczył cytat Antoine'a de Saint-Exupéry'ego "Z życia uczyń marzenie i przemień je w rzeczywistość". Czy ty, podążając podobną, kosmiczną ścieżką do Hermaszewskiego, niejako wchodząc w jego buty, przemieniasz swoje marzenia w rzeczywistość?
Dr Sławosz Uznański: Marzenia są po to, żeby je realizować. Bardzo mocno w to wierzę. Gdy o czymś marzę, to staram się podążać określoną drogą, małymi krokami i później rozbić je na mniejsze kroki po to, aby stopniowo dążyć do wyznaczonego celu. Czasem te marzenia się zmieniają w przeciągu życia, a czasem zostają te same. Najważniejszym jest ruszyć w którąś stronę i starać się je realizować, bo życie jest krótkie, warto je wykorzystać, jak tylko możemy.
Twoim marzeniem było zostanie astronautą? Mały Sławosz Uznański mówił swoim rodzicom: chcę zostać astronautą i polecieć w kosmos?
Raczej słyszałem to marzenie bardziej z drugiej strony. Mama zawsze powtarzała mi w urodziny - szczęśliwego dnia kosmonauty, dlatego że urodziłem się 12 kwietnia, w rocznicę lotu Gagarina w kosmos. Kosmos był więc obecny w moim życiu od małego, ale potrzebowałem trochę czasu, aby świadomie zdecydować się, że rzeczywiście chcę podążać tą kosmiczną ścieżką. Stało się to dopiero po studiach, kiedy wybierałem doktorat.
Stopień doktora uzyskałeś z wyróżnieniem na Uniwersytecie Aix-Marseille za pracę dotyczącą konstrukcji odpornych na promieniowanie kosmiczne. A jak to było wcześniej? Zawsze byłeś dobrym uczniem? Czy zdarzały się też gorsze chwile?
Były takie momenty. Dobrze się uczyłem, miałem dobre oceny. Uprawiałem jednak dużo sportu i często przez to opuszczałem zajęcia. Zdarzało się, że niektóre zaległości ciężko było nadrobić. Nie przypominam już sobie, która to była klasa, ale pamiętam, że po weekendzie majowym nie pojawiłem się już w szkole. Zdarzali się nauczyciele, którzy z tego powodu najchętniej nie daliby mi promocji do następnej klasy. Musiałem więc uważać, aby mieć te 50-60 proc. obecności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wróćmy jeszcze na chwilę do wątku francuskiego. Doktorat zrobiłeś na Uniwersytecie Aix-Marseille, ale wcześniej były jeszcze studia inżynierskie na Uniwersytecie Nantes i to w podobnym czasie, co studia na Politechnice Łódzkiej. Twój tata, Piotr Uznański, w jednym z wywiadów powiedział, że wyjeżdżając do Francji, w ogóle nie znałeś języka. To dość odważny i - wydaje mi się - ryzykowny ruch.
Czy to jest ryzykowny ruch? Tutaj bym polemizował. Wyjeżdżając do Francji, myślałem, że będę mówił po angielsku. Francja dość szybko zweryfikowała tę moją tezę. Oczywiście wszyscy na uczelni mówili po angielsku, ale jednak koledzy mówili między sobą głównie po francusku. Zajęło mi ze 2-3 dni, żeby zrozumieć, że jednak łatwiej mi będzie nauczyć się francuskiego, niż przekonać wszystkich dookoła, aby mówili po angielsku. To było kolejne wyzwanie, którego się podjąłem.
Tak Ciebie słucham i zastanawiam się, czy Sławosz Uznański ma w ogóle jakieś wady? Studia skończone z wyróżnieniem, robisz imponującą karierę, znasz kilka języków, w tym francuski, niewykluczone też, że zapiszesz się na kartach historii, jako drugi Polak, który poleciał w kosmos.
Jak każdy człowiek mam również wady. Przykładowo jestem trochę perfekcjonistą i to mi nie pomaga w życiu. Staram się trochę odpuszczać czasami, ale zawsze inwestuję dużo pracy we wszystko, co robię. Jeżeli wiem, że nie będę miał możliwości, aby coś skończyć, to staram się tego nie zaczynać i po prostu poczekać na lepszy moment. Jeśli już inwestuję swoją energię, to chciałbym dopiąć wszystko na ostatni guzik.
To trochę jak z odpuszczaniem w górach, które, jak wiem są jedną z twoich pasji. Góry uczą pokory, ale bywają niebezpieczne. Tu też jest element ryzyka, o które cię pytałam.
Mam ogromny respekt do gór. Spędziłem w górach dużo czasu, ale nigdy nie nazwałbym siebie ekspertem. Mam doświadczenie, które nabyłem podczas licznych wypraw, ale koledzy, z którymi eksploruję góry, mają go więcej i na nich czasami polegam. Idąc w góry, zastanawiamy się, kto ma jakie umiejętności, za którą część wyprawy może odpowiadać, a więc poprzez dobre przygotowanie staramy się minimalizować to ryzyko. Trzeba jednak pamiętać, że nie możemy go zminimalizować do zera, nie istnieje coś takiego, jak brak ryzyka.
Czasem trzeba wiedzieć, kiedy zawrócić. Jeśli nie możemy zdobyć szczytu – bez narażania się na niebezpieczeństwo - należy się wycofać i to też jest okej. Wejście na szczyt jest zawsze wisienką na torcie, ale nie za wszelką cenę. Mnie się zdarzyło wiele razy wrócić z ekspedycji bez zdobycia szczytu.
Czy to nie jest trochę jak w misjach kosmicznych? Że też polegasz na ogromnej liczbie osób?
Zdecydowanie tak. Tak samo, jak i w organizacji, w której pracowałem do zeszłego miesiąca, czyli CERN [Europejska Organizacja Badań Jądrowych - przyp. red.]. Zbudowałem szereg różnych systemów, przy których pracuje wielu moich współpracowników. Zdarzało się, że dostawałem telefony o 4 nad ranem, że coś nie działa i trzeba komuś pomóc. Tak samo jest w misjach kosmicznych. Astronauci są tylko jednym elementem układanki. Na Ziemi pozostają setki tysięcy osób pracujących nad bezpieczeństwem, systemami podtrzymywania życia, pracą całej stacji kosmicznej. I do tych ekspertów trzeba mieć zaufanie, znaleźć model najlepszej współpracy, aby razem iść do przodu.
Właśnie, a co z CERN? Czy jesteś w stanie pogodzić pracę w tej organizacji ze swoimi obecnymi przygotowaniami do potencjalnego lotu w kosmos?
Do zeszłego miesiąca byłem pracownikiem CERN w pełnym wymiarze godzin, a teraz - na czas trwania mojego treningu i później potencjalnej misji - jestem na bezpłatnym urlopie. Miałem taką możliwość, jako pracownik pełnoetatowy w CERN, żeby zawiesić swoją aktywność zawodową i z niej skorzystałem. Natomiast na dziś, nie wiem, co mnie czeka w przyszłości. Może będzie mi dane zostać w Europejskiej Agencji Kosmicznej, może wrócę do CERN, a może przejdę do sektora prywatnego. Przyszłość pokaże.
Skupiasz się na przygotowaniach do potencjalnej misji kosmicznej, wypełniasz obowiązki astronauty projektowego ESA. Ale kim tak naprawdę jest ten astronauta projektowy?
Astronauta projektowy, to taki który przygotowuje się do potencjalnego lotu w kosmos. Na informacje, kiedy i czy moja misja dojdzie do skutku, jeszcze będę musiał poczekać. Zrobię jednak wszystko, co w mojej mocy, aby być w pełni gotowym na moment, kiedy ESA będzie chciała skorzystać z moich kompetencji. Od 1 września jestem w strukturach ESA. Obecnie mieszkam w Kolonii i trwa mój pierwszy trening przygotowujący mnie do funkcji astronauty. Są to zarówno zajęcia teoretyczne, jak i treningi z różnych systemów, przygotowuje się również fizyczne, przeszedłem testy medyczne, ale to dopiero początek.
Jak wygląda teraz twoja codzienność?
Każdy dzień jest inny. To jest dla mnie zupełnie nowa rzeczywistość. Tak jak wspomniałem, jestem dopiero w trakcie pierwszego treningu, a będzie ich o wiele więcej. Moja codzienność będzie się często zmieniała, ponieważ treningi odbędą się w różnych miejscach świata. W Europie szkolimy się z europejskich modułów stacji kosmicznej, mowa o Columbus. Program szkoleń w Stanach Zjednoczonych to z kolei zaznajomienie z różnymi sposobami odbywania lotów kosmicznych - przy wykorzystaniu kapsuły Dragon, czy rakiety Falcon oraz, poznanie infrastruktury amerykańskiego sektora stacji kosmicznej. Część treningów odbędzie się w Japonii i tam z kolei będą one dotyczyły japońskiego modułu eksperymentalnego, który nazywa się JEM. Czeka mnie więc naprawdę dużo podróży. Mam plan na kolejny tydzień, może dwa tygodnie, ale co będę robił w przyszłym miesiącu? Tego jeszcze nie wiem.
Brzmi jak sporo pracy, wysiłku, obowiązków, zobowiązań. Masz czasem dni, że mówisz dość? Zastanawiasz się, po co ci to było?
Jestem raczej optymistą i w taki sposób na to wszystko nie patrzę. Oczywiście zdarzają się momenty, kiedy jestem zmęczony. To dość rzadkie zjawisko u mnie, bo zazwyczaj mam dużo energii, ale są takie chwile. Dlatego od czasu do czasu będę potrzebował weekendu i czasu tylko dla siebie. Może w najbliższym tygodniu będę miał taki weekend i uda mi się zostać w Kolonii i trochę pocieszyć się regionem.
Mówisz o zmęczeniu, a mi od razu na myśl przychodzą inne kwestie, które są związane ze zdrowiem. Lot w kosmos to potężne obciążenie dla organizmu. Mówi się, że takiej podróży towarzyszy prawdopodobieństwo skrócenia życia o 2 proc. Do tego dochodzą zanik mięśni, demineralizacja kości...
Nie zapominaj, że astronauci prowadzą bardzo zdrowy tryb życia. Dbają o dietę i są aktywni fizycznie. Sama długość życia przeciętnego astronauty jest wyższa niż średnia życia ogółu społeczeństwa. Oczywiście, tak jak powiedziałaś, występuje prawdopodobieństwo skrócenia życia o 2 proc. ze względu na to, że narażeni jesteśmy na dawkę jonizującą promieniowania w przestrzeni kosmicznej, ale jest ono kompensowane przez zdrowe nawyki. Są krótkotrwałe efekty zdrowotne, o których wspomniałaś związane z utratą masy mięśniowej, demineralizacją kości, czyli utratą ich gęstości. Oczywiście po powrocie z misji astronauci każdorazowo pracują nad tym, aby wrócić do pełni zdrowia.
Zdrowa dieta, aktywność fizyczna. Muszę o to zapytać, czy ty stosujesz wobec siebie taki stuprocentowy reżim w tych kwestiach? Zdarzają ci się czasem jakieś "odpusty"?
Staram się dbać o trzy elementy w moim życiu - aktywność fizyczną, dietę i sen. Wiadomo, zdarzają się sytuacje, kiedy nie sposób utrzymać te trzy elementy w równowadze. Od czasu do czasu zdarza się mi też zjeść np. fast food – najczęściej z powodu braku czasu, ale też z chęci posiadania jakiejś przyjemności w życiu. Myślę, że takie podejście jest w porządku. Taki stuprocentowy reżim jest bardzo obciążający i trudny, dlatego trzeba znaleźć złoty środek.
Lot w kosmos jest na liście twoich marzeń. Taka podróż jest jednak związana z wieloma wyzwaniami. Pomijając już kwestie zdrowia i fizyczności, czy nie boisz się, że przez taką podróż coś w życiu przegapisz, coś za sobą zostawisz? W końcu Międzynarodowa Stacja Kosmiczna jest ok. 400 km nad Ziemią, misja trochę trwa i nie ma tutaj możliwości, aby wsiąść w autobus, czy pociąg i szybkiego wrócić do domu.
Trochę trudno było mi zostawić CERN i moją poprzednią pracę, również wszystkich znajomych i ludzi, którymi otaczałem się w Genewie. Na szczęście wszyscy oni są bardzo pomocni i wspierają mnie w dążeniu do realizacji mojego marzenia. Natomiast jest to kwestia wyborów. Na pewno trochę stracę możliwość rozwoju kariery w CERN, którą miałem wcześniej, ale w tym miejscu pojawią się nowe możliwości i wyzwania. Dopiero przyszłość pokaże, czy to będzie dobra decyzja. Nie boję się popełnić błędu i pójść w którymś kierunku tylko po to, żeby zobaczyć, że to ewentualnie nie była najlepsza droga. Bardziej bałbym się mimo wszystko tkwienia w jednym miejscu i niepodejmowania decyzji i wyzwań.
Ostatnio w mediach głośno o tzw. UFO, pojawił się raport NASA w tej sprawie. Tematem zajmuje się też Pentagon. Co ty myślisz o możliwościach poszukiwania obcych cywilizacji?
Pierwszą planetę poza Układem Słonecznym, czyli egzoplanetę odkryliśmy w latach 90. Ich badanie i poszukiwanie jest dziedziną, która dynamicznie się rozwija. Obecnie mamy coraz lepsze możliwości badania tego, co jest poza naszym Układem Słonecznym, znamy już ponad 5 tys. egzoplanet. Możemy badać skład ich atmosfery, przewidywać, czy występuje tam np. woda, w ciekłej formie i w związku z tym zakładać, że być może rozwinęło się tam życie. Niewykluczone, że rozwój technologiczny pozwoli nam z czasem dokładniej obserwować takie planety i być może wtedy odkryjemy inne życie we Wszechświecie. Również po to lecimy na Marsa i na inne planety naszego Układu Słonecznego, np. księżyce Jowisza. Przecież po to ESA wysłała w kwietniu tego roku sondę JUICE, aby zbadać, czy znajduje się na nich życie.
Równie "gorącym" tematem jest sztuczna inteligencja. Zwłaszcza że często pojawiają się głosy, że w wielu dziedzinach zastąpi ludzi. Czy ty się nie boisz, że AI w przyszłości zastąpi astronautów?
Mam mieszane uczucia. Czy sztuczna inteligencja zastąpi astronautów? W pewnym wymiarze na pewno. Dążymy przecież do automatyzacji wielu procesów, również tych w przestrzeni kosmicznej. Dobrym przykładem są marsjańskie łaziki zbudowane przez studentów, które można obejrzeć w Kielcach podczas tegorocznej edycji European Rover Challenge. Myślę jednak, że ludzie nigdy nie zostaną kompletnie zastąpieni. Będzie to raczej współdziałanie robotycznej eksploracji kosmosu i załogowej - tak np. na Marsie, jak i na Księżycu.
A skoro mowa o przyszłości, czy uważasz, że jesteśmy w stanie skolonizować Księżyc albo Marsa?
Nie do końca lubię słowo kolonizacja, ma dla mnie pejoratywny wydźwięk. Powinniśmy eksplorować Układ Słoneczny, ale to nie znaczy, że musimy go kolonizować. Uważam, że nie ma dla nas lepszego domu niż nasza planeta Ziemia. Z drugiej strony w ludzkiej naturze jest eksploracja i doświadczanie tego, co obce.
Mamy UFO, mamy sztuczną inteligencję, to dołożę jeszcze do tej kompilacji kosmiczne selfie. Żyjemy przecież w czasach social mediów, pokazywania wybranych fragmentów swojego życia. Powiedz mi, czy Sławosz Uznański zrobi selfie w kosmosie?
Na pewno zrobię jakieś selfie i wyślę na Ziemię. Staram się być aktywny w mediach społecznościowych, mimo że nie mam za dużo czasu. Chcę jednak edukować, pokazywać technologie kosmiczne. Uważam, że przekaz edukacyjny jest niezwykle ważny i inspirujący dla młodych ludzi. Pokazuję im, że można podążać ciekawą ścieżką naukową, czy inżynierską.
Jesteś związany z kosmosem, więc na pewno kojarzysz jednego z popularniejszych memów w tej tematyce - "Poland can into Space"? Jaka jest odpowiedź?
Zdecydowanie! Myślę, że jest dla nas miejsce w kosmosie, ale wciąż go jeszcze szukamy i definiujemy, co ono dla nas znaczy. Kosmos to dziedzina, która mocno się rozwija i mam nadzieję, że niedługo Polska będzie liderem w określonej dziedzinie kosmicznej np. technologicznej. Tak samo jak mam nadzieję, że za dekadę będziemy mogli mówić o znaczącym udziale Polski w ekonomii kosmicznej – tej europejskiej i globalnej.
Na koniec chciałam cię zapytać, w jakim miejscu widzisz siebie za 5-10 lat?
Dziś bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że sama lokalizacja nie jest dla mnie kluczowa, ale na pewno chciałbym być w miejscu, które mogę nazwać domem, gdzie mógłbym osiąść i zapuścić korzenie. Dzisiaj czuję, że moim domem jest region Genewy, ale być może za 5-10 lat będzie to inne miejsce. Astronauci, ich rodziny tworzą zgraną społeczność.
Wszyscy narażamy siebie na te same ryzyka i stres. Wszyscy nasi bliscy mierzą się z takim samym obciążeniem - rozłąką na kilka miesięcy. Wzajemnie się wspieramy. Miałem ogromne szczęście, że zostałem zaproszony do domu Samanthy Cristoforetti [włoska astronautka - przyp. red.] w ostatni weekend. Czuję się częścią tej społeczności i mam nadzieję, że te więzi będą się rozwijały wraz z kolejnymi etapami treningu, a później potencjalnym lotem w kosmos.
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski