Antarktyda. Zmiany są jak "cios w brzuch"

To, co w ostatnich latach dzieje się na Antarktydzie i wokół niej, jest bardziej oszałamiające, niż widok niekryjącego się za linią horyzontu Słońca. Dla wielu z tych, którzy pierwszy raz doświadczają dnia polarnego, jest czymś zdumiewającym, wręcz oszałamiającym. Nawet dla naukowców, którzy już nieraz widzieli to zjawisko.

Antarktyda
Antarktyda
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

09.04.2024 17:07

Jednak tym, co dziś zdumiewa świat nauki, szokuje, a także mocno niepokoi, są zmiany, które wyprzedziły kalendarz. Te, które miały nie nadjeść. Ubiegły rok był dla klimatologów istnym "ciosem w brzuch". Są to zmiany, które wpłyną na cały świat.

Nerilie Abram, profesor nauk o klimacie na Australijskim Uniwersytecie Narodowym, jest jedną z takich osób. Kiedy 10 lat temu Abram odwiedzała antarktyczne wybrzeże, widziała zupełnie coś innego, niż to, co ujrzała w 2023 r. "W ogóle nie ma lodu morskiego. To wspaniały krajobraz. Myślenie o tym, co z tym robimy i o zmianach, które tu zachodzą, to jak cios w brzuch" – powiedziała. Ten cios po prostu zdruzgotał naukowców, ale i samych decydentów.

Zmiany klimatu w nas uderzyły. Po tym, jak dobiegł końca najcieplejszy rok w historii, wielu zadaje pytanie: czy 2023 r. będzie tym, w którym ludzkość odcisnęła swoje piętno na Antarktyce w sposób, który będzie odczuwalny przez następne stulecia? Ten wydawałoby się wolny od zmian klimatycznych region, ostatnio doświadczył dramatycznych zmian, o których niejednokrotnie już pisaliśmy.

Katalog obaw

Przez bite sześć miesięcy lód morski Oceanu Południowego, okalającego kontynent Antarktydy, kurczył się jak nigdy wcześniej. Naukowcy z Brytyjskiej Służby Antarktycznej (BAS), analizując zdjęcia satelitarne, odkryli, że spadek pokrywy lodowej w 2022 r. mógł przyczynić się do śmierci tysięcy piskląt pingwina cesarskiego. Wtedy topnienie lodu morskiego nie było tak silne, jak w 2023 r. "Nigdy nie widzieliśmy, żeby pingwiny cesarskie nie rozmnażały się na taką skalę w ciągu jednego sezonu. Utrata lodu morskiego w tym regionie podczas antarktycznego lata sprawiła, że ​​przeżycie przesiedlonych piskląt było bardzo mało prawdopodobne" – powiedział wtedy dr Peter Fretwell, który badał sytuację.

Zasięg i koncentracja antarktycznego lodu morskiego w czasie rocznego minimum w zestawieniu z medianą lat 1981-2010
Zasięg i koncentracja antarktycznego lodu morskiego w czasie rocznego minimum w zestawieniu z medianą lat 1981-2010© NASA Earth Observatory

Działo się to w sytuacji, gdy część Antarktyki ponownie doświadczyła niezwykłej fali upałów, która spowodowała ekspresowe topnienie lodu.

Lód morski się topi

Topnienie lodu morskiego wokół Antarktydy jest zjawiskiem, którym powinniśmy się martwić. Nie tylko ze względu na pingwiny. Niedawne badania wykazały, że przyspieszenie topnienia lodowców szelfowych, a następnie lądolodu, doprowadzi do spowolnienia cyrkulacji termohalinowej. I to w bardzo krótkim czasie. A to będzie miało konsekwencje dla całego świata. Cyrkulacja ta już spowalnia, a o konsekwencjach jej zaniku wypowiadał się m.in. James Hansen – pionier współczesnej klimatologii. Mówił, że zanik cyrkulacji termohalinowej oznacza "istne piekło na Ziemi".

Inne badanie z zeszłego roku ostatecznie potwierdza, że rozpad lądolodu na Antarktydzie Zachodniej jest nieunikniony. Ludzkość nie jest już w stanie temu zaradzić, co oznacza nieuchronny wzrost poziomu mórz i oceanów. "Nasze badanie nie jest dobrą wiadomością – możliwe, że utraciliśmy kontrolę nad topnieniem szelfu lodowego zachodniej Antarktyki w XXI w." – stwierdziła dr Kaitlin Naughten z BAS, która kierowała badaniami. "To jedna z konsekwencji zmieniającego się klimatu, do której prawdopodobnie będziemy musieli się dostosować. To najprawdopodobniej oznacza, że ​​niektóre społeczności przybrzeżne będą musiały albo zbudować obronę, albo ją porzucić".

Zmiany szybsze i gwałtowniejsze, niż przewidywano

To, co też niepokoi naukowców, to tempo i gwałtowność zmian. Tych, które zachodzą szybciej niż powinny. Szybciej nawet, niż zmiany sprzed milionów lat, które niejednokrotnie trwały właśnie miliony lat.

Przykładem może być 3-krotnie szybsze, niż przewidywano, topnienie lądolodu na Antarktydzie Zachodniej. "Nieczęsto w mojej karierze zdarza się, że naukowcy są naprawdę zaskoczeni tym, co widzą, ale ludzie są naprawdę zaniepokojeni. Zaskoczyło to ich w mgnieniu oka" – powiedział Matt King, dyrektor Australijskiego Centrum Doskonałości w Naukach Antarktycznych.

Zmiany letniego minimum antarktycznego lodu morskiego w latach 1979-2023
Zmiany letniego minimum antarktycznego lodu morskiego w latach 1979-2023© NSiDC

Najbardziej zaskakujące i szokujące zarazem jest właśnie to, co dzieje się z lodem morskim. Doszło do jego gwałtownego skurczenia, którego nikt się nie spodziewał. Zasięg lodu w czasie nocy polarnej ubiegłego roku był nawet 2,5 mln km2 mniejszy, niż wynosi średnia z ostatnich 40 lat. Naukowcy są tutaj ostrożni, co do przypisywania w tym roli globalnego ocieplenia. Jasne jednak jest to, że temperatury na Ziemi rosną. Rosną także temperatury wód, światowy ocean gromadzi ciepło. Badania wykazały, że coraz cieplejsza woda Oceanu Południowego na głębokości 100-200 metrów dostała się na powierzchnię, prowadząc do szybkich roztopów.

Te zmiany co do lodu morskiego są nowe, gdyż przez ostatnie dekady lód się tam nie kurczył. Powodem były zmiany w zasoleniu wód powodowane zwiększeniem opadów i topnieniem lodowców szelfowych. Jeszcze 10-15 lat temu nikt nie zakładał, że trend zacznie się odwracać w tak nagły sposób. Naukowcy nie mogą więc stwierdzić, co faktycznie stanie się w najbliższych latach.

Eksperci mają różne sposoby opisywania spadku lodu morskiego. Tony Press, były szef Australijskiego Oddziału Antarktycznego, twierdzi, że jest to "statystycznie nieprzewidywalne". Co to oznacza? "Istnieje szansa, że lód może powrócić, ale istnieje również bardzo, bardzo duże prawdopodobieństwo, że lód morski na Antarktydzie przeszedł w nowy stan" – mówi Press. "Nie byłbyś alarmistą, gdybyś powiedział, że naprawdę się tym martwisz".

Sygnał alarmowy. Lód i inne zmiany

Naukowcy twierdzą, że trwały spadek pokrywy lodowej prawdopodobnie przyspieszy ocieplenie oceanów. Powodem będzie zmiana albedo. Ciemna woda pochłonie więcej ciepła, niż lód. To z kolei spowoduje zwiększenie tempa globalnego wzrostu poziomu morza, poprzez usunięcie bufora chroniącego lodowe szelfy kontynentu. Będzie to miało również bezpośredni wpływ na gatunki, które czerpią z niego pożywienie, rozmnażają się tam i znajdują schronienie. Nie chodzi tylko pingwiny, ale także kryl, ryby; praktycznie całą morską faunę. Łańcuch pokarmowy zacznie się załamywać. A tym – jako cała ludzkość powinniśmy się przejmować.

Press, który jest teraz adiunktem na Uniwersytecie w Tasmanii, twierdzi, że nagłe zmiany w lodzie morskim wraz z innymi należy postrzegać jako "przebudzenie śpiącego olbrzyma". Takiego, który odbije się echem na całym świecie. Opisuje w szczególności dowody na spowolnienie i potencjalne załamanie się cyrkulacji zwrotnej Oceanu Południowego jako "sygnał alarmowy". Zarówno topnienie lodu morskiego, jak i zmiany w cyrkulacji termohalinowej są ze sobą powiązane. Matt England, oceanograf z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii twierdzi, że zanik tej cyrkulacji będzie odczuwalny już w ciągu najbliższych dekad, choć proces będzie rozłożony raczej na stulecia.

"Niesamowite konsekwencje geopolityczne"

Zanik cyrkulacji termohalinowej z racji zmian na Antarktyce będzie miał swoje konsekwencje, także społeczne i polityczne. Weźmy chociażby populacje ryb.

"Świat polega na rybołówstwie, jeśli chodzi o białko i pożywienie. Jeśli rybołówstwo przesunie się na północ i południe od równika, gdzie mieszkają prawie wszyscy ludzie na świecie, będzie to miało niesamowite konsekwencje geopolityczne" – powiedział Press. Wielu naukowców podkreśla potrzebę zrozumienia przez rządzących, co oznacza dla nas globalne ocieplenie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że brak cyrkulacji termohalinowej, oprócz huraganów dewastujących USA i zachodnią część Europy, oznacza inne konsekwencje. Rozgrzane wody w tropikalnej po prostu części świata przestaną być zdatne do życia.

Exodus setek milionów ludzi

Kaitlin Naughten, specjalistka ds. modelowania oceanów w BAS powiedziała: "To, że Antarktyda jest daleko i jest niezamieszkana, nie oznacza, że ​​nie będzie to miało na ciebie wpływu". Jednocześnie podkreśla, że ani ona, ani nikt inny ze świata nauki nie ma na celu, by "karmić narrację o zagładzie". Ograniczenie paliw kopalnych może nie uratować pokrywy lodowej Antarktydy Zachodniej, ale poprzez zdecydowane działania można uniknąć innych skutków klimatycznych. "Antarktyda Wschodnia ma około 10 razy większą objętość lodu, niż Antarktyda Zachodnia i uważamy, że jest ogólnie stabilna. I prawdopodobnie pozostanie na tym poziomie, o ile emisje nie wzrosną jeszcze bardziej" – uspokaja Naughten.

Wzrost poziomu mórz także będzie mieć swoje konsekwencje społeczne i polityczne. Już ma. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje na wyspach Oceanu Spokojnego. Już kilkanaście lat temu naukowcy przestrzegali przed politycznymi, społecznymi i gospodarczymi konsekwencjami wzrostu poziomu mórz. Problem będzie dotyczyć też takich państw jak Egipt, Strefa Gazy czy Bangladesz "Ubogie i wrażliwe populacje, które występują w znacznej liczbie w całym regionie, będą prawdopodobnie narażone na największe ryzyko" – czytamy w raporcie z 2007 r.

Zalewanie nisko położonych terenów doprowadzi do exodusu. I tu scenariusz będzie taki sam, jak w przypadku tego, co działo się w Syrii w latach 2005-2010. Gigantyczna susza, potem migracja do miast, a następnie niepokoje społeczno-polityczne i w końcu wojna. Taki mechanizm będzie prawdopodobnie dotyczył Bangladeszu, Egiptu, Strefy Gazy, Pakistanu i innych państw, które nie zaliczają się do tych wysokorozwiniętych, a ich tereny są zagrożone wzrostem poziomu mórz. To będą dziesiątki milionów ludzi. W przypadku wszystkich państw na świecie, może to dotyczyć nawet 900 mln ludzi.

To jest właśnie przyczyna, z racji, której naukowcy używają takich określeń jak "cios w brzuch" czy "sygnał alarmowy".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)