Drony, drony, drony. Chińskie i amerykańskie koncepcje wojny powietrznej
Wojna rosyjsko-ukraińska uczyniła z systemów bezzałogowych stały i stosowany na masową skalę element działań wojennych. Tematem dyżurnym stały się w efekcie rozważania nad wykorzystaniem bezzałogowców w ewentualnej konfrontacji między Chinami i Stanami Zjednoczonymi.
Czynnikami odróżniającymi teatr zachodniego Pacyfiku od ukraińskiego są znacznie większe przestrzenie i działanie w środowisku morskim. W ostatnich dniach po obu stronach oceanu pojawiły się nowe dokumenty na temat wykorzystania systemów bezzałogowych do zniwelowania, lub zgoła anulowania, domniemanych przewag przeciwnika.
Collaborative Combat Aircraft
Zacznijmy od opublikowanego przez amerykański Mitchell Institute for Aerospace Studies raportu The Need for Collaborative Combat Aircraft for Disruptive Air Warfare (Potrzeba współpracujących samolotów bojowych dla przełomowej wojny powietrznej; do pobrania w formacie pdf tutaj). Raport oparto na na rozważaniach teoretycznych, testowanych w trakcie gry strategicznej przeprowadzonej w lipcu ubiegłego roku. Pod niezbyt szczęśliwym terminem Collaborative Combat Aircraft (CCA) kryje się bezzałogowy lojalny skrzydłowy. Zanim jednak przyjrzymy się koncepcjom autorów raportu, przyjrzyjmy się założeniom, z jakich wyszli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwszym punktem jest postępująca od końca zimnej wojny atrofia zdolności US Air Force do walki o panowanie w powietrzu. W kampaniach prowadzonych na przestrzeni ostatnich trzech dekad po prostu nie było takiej potrzeby, Stany Zjednoczone z zasady walczyły z przeciwnikiem, który posiadał słabe siły powietrzne albo wcale nimi nie dysponował. Rola lotnictwa ograniczała się do precyzyjnych ataków na kluczową infrastrukturę i wsparcia wojsk lądowych. W tym też kierunku szedł rozwój samolotów bojowych i przenoszonego przez nie uzbrojenia. Wystarczy wspomnieć chociażby przedwczesne zakończenie produkcji F-22.
Panowanie w powietrzu pozostało fundamentem amerykańskiej doktryny, z czego doskonale zdają sobie sprawę Chińczycy. Kiedy więc USA redukowały swoje zdolności na tym polu, Chiny systematycznie je rozbudowywały. Sztandarowym przykładem jest myśliwiec J-20. Do tego trzeba pamiętać o rozwoju J-10 i chińskiej gałęzi rodziny Su-27, pocisków powietrze–powietrze dalekiego zasięgu, samolotów dowodzenia i kontroli czy latających cystern. A to nie wszystko. Wojna rosyjsko-ukraińska potwierdziła znaczenie nowoczesnej obrony przeciwlotniczej, a Chiny zainwestowały niemało środków w systemy lądowe i morskie.
Zdaniem Mitchell Institute w obecnym układzie chińskie lotnictwo i marynarka są w stanie skutecznie uniemożliwić Amerykanom wywalczenie panowania w powietrzu. Rozwiązaniem tego problemu mają oczywiście być być bezzałogowce, zwłaszcza lojalni skrzydłowi załogowych myśliwców. Jak wykazały doświadczenia gry strategicznej przeprowadzonej przez instytut, aby mieć wpływ na sytuację na polu walki, czyli doprowadzić do przełamania i stłamszenia chińskiej obrony powietrznej, CCA musi być dostępny w dużej liczbie, a zatem w miarę tani. Wymóg ten autorzy raportu określili jako affordable mass (masa w przystępnej cenie).
Tutaj wyłania się problemu głębia, wiadomo już bowiem, że najbardziej zaawansowani lojalni skrzydłowi zdolni do wykonywania szerokiego wachlarza misji ceną będą niewiele odbiegać od myśliwców piątej generacji. Jak wynika z raportu, aby skutecznie wywalczyć panowanie w powietrzu w wojnie z Chinami, USAF będzie potrzebować co najmniej tysiąca CCA.
Rozwiązanie problemu nie jest odkrywcze. W trakcie gry trzy uczestniczące w niej zespoły stosowały różne bezzałogowce w cenie od 2 milionów do 40 milionów dolarów za sztukę. Najskuteczniejsza okazała się oczywiście mieszanina różnorodnych dronów, wypełniających odmienne zadania – od rozpoznania i wskazywania celów przez walkę elektroniczną po przenoszenie uzbrojenia i odgrywanie roli wabików osłaniających maszyny załogowe.
Pokrywa się to z koncepcją "Zespołu Rozproszonego" przedstawioną w lipcu 2022 roku przez legendarne Skunk Works. Nie ma w tym nic zaskakującego, nie tylko ze względu na powiązania Mitchell Institute z przemysłem lotniczym. Skunk Works po prostu postawiło sobie bardzo podobne cele. Jednym z głównych badanych scenariuszy było właśnie przełamywanie zintegrowanego systemu obrony powietrznej, jaki budują na przykład Chiny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasem w Chinach
W ciągu ostatnich kilkunastu lat Chiny zainwestowały olbrzymie środki w rozwój bezzałogowców. Efektem jest imponująca liczba konstrukcji, często bardzo zaawansowanych, i rosnące grono klientów zagranicznych. Wśród wojskowych wykształciła się także grupa głośno mówiąca o zmierzchu tradycyjnych broni i nadejściu ery "lekkich działań wojennych", napędzanych przez rozwój techniki. Ale tak jak gdzie indziej, naczelne dowództwo i nadzorująca siły zbrojne Centralna Komisja Wojskowa są bardzo zachowawcze.
Według obserwacji poczynionych przez Wonjune Hwanga z południowokoreańskiego Uniwersytetu Obrony Narodowej i Emilie Stewart z amerykańskiego China Aerospace Studies Institute w dostępnych materiałach trudno doszukać się oryginalnych chińskich rozwiązań, dużo jest natomiast podążania za trendami wyznaczanymi przez USA. Najszerzej stosowane bezzałogowce rodzin CH i Wing Loong to maszyny predatoropodobne ze wszystkimi tego konsekwencjami dla możliwości operacyjnych i przeżywalności na polu walki. Także w Chinach zadomowiła się koncepcja bezzałogowego lojalnego skrzydłowego i autonomicznego roju. W tym ostatnim przypadku, jak zwraca uwagę Stewart, po początkowym boomie i bombastycznych zapowiedziach panuje od kilku lat dziwna cisza.
Chiny jako jedne z pierwszych zwróciły uwagę na możliwość wykorzystania komercyjnych dronów na polu walki i chętnie stosują je w konflikcie granicznym z Indiami. Skala ich użycia w wojnie rosyjsko-ukraińskiej najwyraźniej jednak zaskoczyła chińskich wojskowych i decydentów – i wymusiła rewizję dotychczasowych poglądów. Jak podaje dziennik "South China Morning Post", dopiero niedawno Jednostka 78092 ujawniła program poprawy współpracy między ChALW, przemysłem i nauką, mający doprowadzić do większego uwzględniania potrzeb wojska w projektach nowych bezzałogowców. Ujawnione materiały koncentrują się jednak nie na wykorzystaniu bezzałogowców w pełnoskalowym konflikcie, lecz na misjach zagranicznych i lokalnym konflikcie o niskiej intensywności, dla którego wyznaczono datę 2035.
Mimo takich ograniczonych ram teoretycznych, Chińczycy doszli do takich samych wniosków jak wszyscy inni: bezzałogowce, żeby przechylić szalę, muszą być używane w masie, a to oznacza, że muszą być w przystępnej cenie. Po raz kolejny najlepszym rozwiązaniem okazuje się więc mieszanina kilku różnych typów, od drogich i zaawansowanych maszyn o dużych możliwościach po skromniejsze, za to tańsze, których nie żal tracić.
Żeby było jeszcze ciekawiej, chińskie lotnictwo, mimo postępów i niemałych osiągnięć, wcale nie jest przekonane, że może skutecznie rzucić wyzwanie USAF‑owi. Chociaż mało kto mówi o tym głośno. Sposobem na przełamanie amerykańskiej dominacji mają być oczywiście bezzałogowce. Wśród wymarzonego sprzętu pojawia się dron w przystępnej cenie, zdolny do działania tak samodzielnie, jak i w roju, a także lotów na małej wysokości poniżej horyzontu radiolokacyjnego przeciwnika. Maszyna ma być wielozadaniowa – część zespołu ma wypełniać zadania rozpoznawczo-obserwacyjne i wskazywać cele dla towarzyszy przenoszących uzbrojenie dalekiego zasięgu, reszta ma natomiast oceniać skutki ataku. Zadaniem bezzałogowców ma być niszczenie stanowisk dowodzenia i zaplecza logistycznego.
Teraz będzie niespodzianka. Opisany w poprzednim akapicie bezzałogowiec ma spełniać wymagania przewidziane dla niskoskalowego konfliktu lokalnego. Trudno jednak uzasadnić użycie takiej zaawansowanej maszyny w warunkach walk o niskiej intensywności. Dużo lepiej pasuje natomiast do ataku na Tajwan i ewentualnej wojny ze Stanami Zjednoczonymi.
Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora