Rosyjski superczołg T‑14 Armata z problemami. Czołgiści NATO mogą odetchnąć
Produkcja rosyjskiego czołgu T-14 Armata będącego odpowiedzią na nowoczesne czołgi zachodu w postaci amerykańskiego Abramsa M1A2, niemieckiego Leoparda 2, czy francuskiego Leclerc została opóźniona do 2024 roku.
Jak donosi Defence Blog jego źródła poinformowały, że seryjna produkcja czołgów T-14 Armata została opóźniona z powodów technicznych.
Podczas testów czołg wykazał szereg niedociągnięć związanych z systemem kierowania ogniem, co wymagałoby znacznego czasu na dostrojenie elementów elektronicznych oraz ich późniejsze ponowne testy.
Rosjanie pierwotnie planowali pozyskać 2300 czołgów T-14 w latach 2015 - 2020, ale nic z tego nie wyszło. Jeszcze w zeszłym roku minister przemysłu i handlu Rosji Denis Manturow zapowiadał masową produkcję nowego czołgu w 2022 roku, a parę miesięcy później szef państwowej korporacji high-tech Rostec Siergiej Czemiezow mówił o rozpoczęciu seryjnej produkcji jeszcze z końcem br.
Optymizm podziela też Aleksander Szestakow, którego wypowiedź znalazła się gazecie Ministerstwa Obrony Krasnaja Zvezda.
W tym roku Armata weszła w ostatni etap. Próby państwowe czołgu mają się zakończyć w 2022 roku.
Tymczasem program Armata od samego początku jest trapiony problemami. Najbardziej znanym jest incydent podczas jego debiutu z 2015 roku na paradzie w Moskwie z okazji Dnia Zwycięstwa. Pierwszy raz pokazany czołg odmówił posłuszeństwa, a pojazd wparcia technicznego nie był w stanie go odholować. Warto też zaznaczyć, ze Rosja wykorzystuje też optoelektronikę francuskiej produkcji (licencyjna produkcja też im jakoś dobrze nie wychodzi), a sankcje dość mocno ograniczają dostęp do nowoczesnej technologii.
Program Armata zakładał opracowanie czołgu podstawowego T-14 oraz ciężkiego bojowego pojazdu piechoty T-15. Obydwa są drastycznym odejściem od dotychczasowych rosyjskich koncepcji projektowania sprzętu wojskowego.
Rosjanie zadecydowali się tym razem zaprojektować ciężko opancerzony kadłub z lekko opancerzoną bezzałogową wieżą z automatem ładowania. Kadłub, w którym załoga została umieszczona w opancerzonej kapsule to nowość w porównaniu do czołgów rodziny T-72 lub T-90, gdzie przeżywalność załogi była kwestią drugorzędną lub nawet trzeciorzędną. Widać tutaj zmianę podejścia na takie, które znane jest z czołgów pokroju: M1A2 Abrams, Leopard 2, czy Leclerc, gdzie amunicja jest odseparowana od załogi.
Rosjanie też chwalą się, że nowe działo kal. 125 mm wraz z amunicją ma zapewnić znacznie lepszą penetrację niż te stosowane w czołgach T-72B3M, czy T-90M.
Podobnie wygląda sytuacja z bojowym wozem piechoty T-15, który będzie drastycznym odejściem od koncepcji bardzo mocno uzbrojonych, ale bardzo słabo opancerzonych maszyn z serii BMP. Także tutaj widać tutaj inspirację zachodnimi maszynami pokoju szwedzkich CV90 bądź niemieckich BWP Puma.
Zobaczymy, czy nowe zapowiedzi się sprawdzą, ale jeśli dalej prace będą szły w takim tempie, to może do tego czasu wyklaruje się europejska koncepcja czołgu IV generacji...