Rekordowe akcje ratunkowe. Jak wysoko można liczyć na pomoc śmigłowca?

Gdy na tatrzańskim szlaku ktoś złamie nogę albo zsunie się w przepaść, na pomoc wysyłany jest często śmigłowiec z ratownikami. Dlaczego nie da się powtórzyć tego samego w Himalajach? Co sprawia, że wysokogórskie, powietrzne akcje ratunkowe są ekstremalnie trudne i śmiertelnie niebezpieczne?

Rekordowe akcje ratunkowe. Jak wysoko można liczyć na pomoc śmigłowca?
Źródło zdjęć: © Pixabay.com
Łukasz Michalik

Dlaczego śmigłowiec nie może pomóc wysoko w górach?

Na pozór rozwiązanie jest proste. Ktoś utknął wysoko w górach? Wyślijmy śmigłowiec! Nawet, jeśli maszyna nie będzie mogła wylądować, to opuszczani na linach ratownicy dotrą do poszkodowanych i udzielą im pomocy.

Praktyka jest bardziej skomplikowana. Wszystko za sprawą faktu, że wraz z wysokością radykalnie zmieniają się warunki. Nie chodzi tu nawet o spadającą temperaturę i silne wiatry, ale – przede wszystkim – o spadającą wraz z wysokością gęstość powietrza.

Wraz ze spadkiem ciśnienia i gęstości zmieniają się siły, oddziałujące na powierzchnie aerodynamiczne i trudniej jest utrzymać samolot czy śmigłowiec w powietrzu. To właśnie z tego powodu niektóre maszyny, przeznaczone do bardzo wysokich lotów – jak choćby pamiętający Zimną Wojnę szpiegowski U2 - mają tak nieproporcjonalnie wielkie skrzydła. Problemem jest również spadająca moc silnika.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

O ile w przypadku samolotów istnieją sposoby na ominięcie wielu ograniczeń, to dla działających w górach pilotów śmigłowców wysokie loty stanowią ekstremalne wyzwanie. Wspomina o tym Paweł Szymanek, inicjator projektu „Biały Orzeł” poświęconego wysokogórskim lotom motolotnią.

(…) wraz z wysokością spada moc silnika w przypadku zastosowania klasycznego rozwiązania czy turboodrzutowego. (…) Na wysokości ponad 6500m stopień wychłodzenia jest ogromny, para wydzielana w procesie spalania w zwykłym silniku spalinowym szybko zamarza, tworząc lód zapychający przewody. Uniemożliwia to nie tylko precyzyjny, powolny lot, ale i sam start. Musimy zatem zastosować specjalne układy kompresujące, rozgrzewające, izolujące i wspomagające pracę silnika. Koniecznością są specjalne, bardziej energetyczne mieszanki paliwowe.
Paweł Szymanek, himalaista, polarnik i paralotniarz

Jak wysoko może lądować śmigłowiec?

Mimo tych trudności 14 maja 2005 roku francuski pilot doświadczalny dokonał niemożliwego – "wylądował" śmigłowcem na najwyższej górze świata, osiągając pułap 8850 metrów. Lądowanie było umowne, bo na szczycie Mount Everestu nie ma miejsca na posadzenie maszyny – śmigłowiec zawisł na moment nad wierzchołkiem góry, dotykając go jedną płozą.

Ten niesamowity rekord został ustanowiony za pomocą maszyny Eurocopter AS350 B3. Standardowy pułap tego 6-osobowego śmigłowca wynosi 4050 metrów. Aby wlecieć na Mount Everest maszyna została radykalnie odchudzona i przebudowana. Zastosowano min. specjalną, mocniejszą turbinę, a na pokładzie znajdował się tylko jeden człowiek.

Lądowanie na Evereście było jednak wyczynem typowo sportowym, do którego użyto specjalnie przebudowanego sprzętu. Choć w późniejszych latach, wykorzystując ten model śmigłowca, udzielano skutecznej pomocy na wysokości przekraczającej 6 tys. metrów (akcje na Manaslu i Annapurnie w kwietniu 2010 roku, Mount Everest w maju 2013), były to jednak spektakularne, jednostkowe wyczyny, możliwe dzięki splotowi sprzyjających okoliczności.

Pomoc nie zawsze jest możliwa

Gdy w 2013 roku, podczas tragicznej ekspedycji polskich wspinaczy na Broad Peak padały pytania o możliwość użycia śmigłowców, nadzorujący przebieg wyprawy wspinacz, Artur Hajzer, tłumaczył:

W Pakistanie jest możliwość przeprowadzenia lotów helikopterowych przy użyciu maszyn wojskowych, ale mogą się one wznieść maksymalnie na wysokość 6700 m. Śmigłowce te teoretycznie mogą podnieść poszkodowanego na linie z wysokości ok. 6400 m, bo taka jedna akcja w historii była.
Artur Hajzer, himalaista

Akcja, o której wspomina Artur Hajzer, uratowała życie słoweńskiego wspinacza Tomaza Humara, którego – po wielodniowych przygotowaniach – udało się w 2005 roku ściągnąć z Nanga Parbat. Było to możliwe, bo Słoweniec o własnych siłach zszedł na wysokość około 5900 metrów, gdzie udało się dolecieć śmigłowcem pakistańskiej armii.

Co ciekawe, wspinacz nie chciał przed wyprawą opłacić obowiązkowego ubezpieczenia. Twierdził, że realna pomoc śmigłowca na takiej wysokości jest niemożliwa, co zresztą potwierdzała umowa, przewidująca misję śmigłowca do wysokości 5500 metrów.

Kto poleci po wspinaczy na Nanga Parbat?

Wyprawa, która ma uratować uwięzionych na Nanga Parbat Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol, również skorzysta ze śmigłowców. Zadaniem pakistańskich maszyn albo maszyny będzie dostarczenie ratowników możliwie blisko miejsca akcji.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Co to oznacza w praktyce? W rozmowie z RMF FM himalaista Leszek Cichy ocenił możliwości śmigłowca Mi-8, który prawdopodobnie zostanie wykorzystany podczas akcji.

Normalnie on potrafi prawie z pełnym obciążeniem usiąść w bazie pod K2, czyli na 5300 metrów. Przypuszczam, że na 6000 metrów byłby w stanie wylecieć, ale nie wiem, czy z tą liczbą osób. (…) Być może na raty po dwie osoby musiałby przerzucać. A powyżej 6 tysięcy to on jest w stanie polecieć wyżej, tylko nie będzie raczej w stanie wylądować. Chyba, że tylko np. (…) na chwilę zatrzymać się i muszą ludzie wyskoczyć, żeby on mógł odlecieć od razu.
Leszek Cichy, himalaista
Obraz
© Defence.pk

Himalajskie akcje ratunkowe często zabezpiecza należące do pakistańskiej armii przedsiębiorstwo Army Welfare Trust i założona w 1995 roku firma Askari Aviation. Na jej wyposażeniu jest wiele modeli śmigłowców i samolotów, ale w ewentualnej akcji ratunkowej przydatne mogą być jedynie nieliczne egzemplarze. Najprawdopodobniej będą to francuskie Eurocoptery AS350/355 albo zaprojektowany jeszcze w Związku Radzieckim Mi-8M (Mi-17), dysponujący możliwością osiągnięcia pułapu aż 6 tys. metrów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (223)