Prawdziwy powód usunięcia gniazda słuchawkowego w iPhone 7
27.09.2016 13:40, aktual.: 27.09.2016 16:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Okazuje się, że przyczyny zniknięcia poczciwego gniazda słuchawek powinniśmy szukać w księgach finansowych koncernu.
Plotki o tym, że nowy iPhone 7 będzie pozbawiony gniazda słuchawek pojawiły się wiele tygodni przed premierą nowego smartfona. Od początku mówiło się, że to odważny ruch, jednak może pogrążyć Apple’a w dodatkowych kłopotach, mimo to nikt nie był w stanie powiedzieć dlaczego. Jednak wszyscy byli zgodni - nie jest to dobry pomysł.
Głos w sprawie, kilka tygodni przed premierą iPhone 7, zabrał nawet współzałożyciel marki Apple - Steve Wozniak. Mimo tego, że sławny ‘Woz’ opuścił firmę jeszcze w 1985 r., to lubi komentować najnowsze poczynania jego byłej firmy. W wywiadzie udzielonemu dla Australian Financial Review powiedział, że usunięcie gniazda 3,5 mm _ odsunie sporo ludzi _ od marki. Jednocześnie, zaznaczył, że przejście na łączność Bluetooth nie jest rozwiązaniem - _ jakość dźwięku jest znacznie gorsza, muzyka brzmi bardziej płasko _.
Mimo tak czarnych przepowiedni jednego z założycieli Apple’a, wygląda na to, że klienci pogodzili się z brakiem gniazda słuchawkowego - telefony sprzedają się nieźle, czego dowodem mogą być braki magazynowe niektórych wersji urządzenia i to jeszcze przed jego premierą sklepową. Nie przeszkodziło im nawet promowanie bezprzewodowych słuchawek, które Apple wycenił w Polsce na prawie 80. zł.
Co w takim razie skłoniło Tima Cooka do podjęcia tak ryzykownej decyzji? Czy aby na pewno była to odwaga? Czy może jakiś bardziej przyziemny powód? Odpowiedzi należy szukać w tym ostatnim pytaniu, a dokładniej w wynikach finansowych firmy. O ile Apple w sumie sprzedał już ponad miliard iPhone’ów, to firma pod rządami Tima Cooka boryka się z kłopotami finansowymi.
W 2016 r. przychody w ujęciu rocznym spadły o 15 proc., do 42,35. mld dolarów. Zysk netto wyniósł 7,796 mld dolarów, względem 10,677 mld dolarów w analogicznym okresie 2015 roku. W dalszym ciągu największe przychody Apple czerpie ze sprzedaży smartfonów - stanowią one 56,8 proc. całkowitej sprzedaży. Niestety, systematycznie spada sprzedaż iPadów - spadła ona do 9,95 mln sztuk względem 10,931 mln przed rokiem.
Skoro najlepiej sprzedają się iPhone’y, może więc Apple chce "wyciągnąć" więcej pieniędzy ze swoich smartfonów? Jak to zrobić, skoro zarobek na każdej sztuce z roku na rok jest coraz mniejszy? Okazuje się, że właśnie usunięcie gniazda słuchawek może przyczynić się do lepszych wyników finansowych całej firmy.
Zastanawiacie się jak to możliwe, że tak niewielki element może poprawić zysk? My na początku też zastanawialiśmy się jak to możliwe. Otóż okazuje się, że ratunkiem dla Apple’a ma być coś, co zostało nazwane MFi Program - program licencyjny, który działa doskonale w przypadku technologii Lightning, unikalnemu złączu, którego używa tylko i wyłącznie Apple.
Okazuje się, że każdy producent akcesoriów, który chce korzystać z wtyczki Lightning, za możliwość użycia tej technologii w kablu komunikacyjnym, ładowarce sieciowej czy samochodowej musi zapłacić. Jaka jest to opłata? Dokładnie nie wiadomo. Wikipedia podaje, że koszt, jaki muszą ponieść producenci licencjonowanych akcesoriów, to 1. proc. ich wartości. Pojawiły się również plotki, że Apple zmieniło zasady i teraz "kasuje" 4 dolary za każde certyfikowane użycie Lightning w produkcji.
Nieco światła na całą sprawę rzucił ostatnio Youtuber JerryRigEverything, który powołuje się na rozmowę z chińskimi producentami akcesoriów Apple’a. Wychodzi na to, że Amerykanie zmienili ostatnio model biznesowy. Teraz za każdy produkt objęty programem MFI trzeba płacić kwotę 55. dolarów. Jak to rozumieć? Otóż mamy trzy kable Lighning w trzech różnych kolorach i o trzech różnych długościach, w sumie daje to dziewięć różnych produktów, co daje 4 950 dolarów (ok. 18 910 zł). A wszystko za wydanie certyfikatu, który pozwoli na oficjalną sprzedaż kabli.
Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że Apple ma całkowite prawo robić z opracowaną przez siebie technologią, co chce. Może również pobierać opłaty licencyjne za jej wykorzystanie w jakiej chce wysokości. Jednak warto tutaj przytoczyć porównanie do podobnego mechanizmu, jaki działa w przypadku standardu HDMI. Z tym, ze ich opłata za jeden kabel wynosi zaledwie 5 centów.
Wracając jednak do gniazda mini-jack 3,5 mm. Apple nie opracowało tej technologii, więc nie ma z tego pieniędzy. Więc usunięcie gniazda słuchawek spowoduje, że Apple dostanie pieniądze nie tylko za kable ładowania podpinane do iPhone 7 ale również za słuchawki, a nawet przejściówki wpinane do gniazda Lightning. W ten sprytny sposób, zapewnili sobie stały przypływ gotówki bez konieczności robienia czegokolwiek. A co z produktami bez licencji? Okazuje się, że za korzystanie z technologii Lightning Apple pozywa nieuczciwych producentów i zmusza ich do płacenia odszkodowań. Mówi się o kwotach dziesiątek tysięcy dolarów za każdy produkt.
O ile wszystkie decyzje związane z technologią Lighning są zarówno zgodne z prawem, jak i moralnie uzasadnione, to już usunięcie gniazda mini-jack, bo nie przynosiło dodatkowego zysku jest już mocno wątpliwe. Oczywiście argument oszczędności jest też prawdziwy, ale tylko po części. Przede wszystkim, uszczelnienie gniazda jest bardzo kosztowne, zwłaszcza jeśli produkuje się je w milionach sztuk. Po za tym, zgodnie z filozofią Apple - nie warto w coś inwestować, skoro nie przynosi to dodatkowego dochodu.
Powyższe fakty również obalają tezę mówiącą, że porzucenie gniazda mini-jack ma promować łączność bezprzewodową. Jeśli faktycznie by tak było, to dlaczego Apple nie zainstalował bezprzewodowego ładowania w iPhone 7?
LOP