"Pakiet wolności centralnie sterowanej". Minister Czarnek otworzy drzwi uniwersytetów przed antywiedzą (Opinia)

Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek ogłosił, że zamierza "zwolnić z odpowiedzialności dyscyplinarnej czy wyjaśniającej za poglądy nauczycieli akademickich o poglądach konserwatywnych, chrześcijańskich, narodowych". Co to może oznaczać w praktyce? Promocję treści kompletnie sprzecznych ze stanem wiedzy naukowej.

Mural z wizerunkiem Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka, autorstwa artysty street-artu Mariusza Warasa. Gdańsk 17.11.2020 r.
Mural z wizerunkiem Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka, autorstwa artysty street-artu Mariusza Warasa. Gdańsk 17.11.2020 r.
Źródło zdjęć: © Lukasz Dejnarowicz / Forum | RM, Lukasz Dejnarowicz / Forum

17.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 10:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Podstawowa rzecz, która jest dziś widoczna, to jest wolność nauki - jej nie ma. (...) Kierunek rozwoju zwłaszcza nauk humanistycznych czy społecznych poszedł nie tam, gdzie byśmy sobie życzyli i to musimy zawracać – powiedział Przemysław Czarnek na zjeździe klubów "Gazety Polskiej".

Minister Czarnek proponowane zmiany nazwał "pakietem wolnościowym". Jak widać w powyższej wypowiedzi "wolność" polega na tym, że kierunek rozwoju nauki musi pójść w stronę "w którą sobie tego życzymy". "My", czyli kto?

"My", czyli obóz partii rządzącej. "My", czyli środowiska o ultrakonserwatywnym punkcie widzenia, bo przecież taki reprezentuje właśnie "Gazeta Polska". Ale "my" to na pewno nie odpowiadający za uniwersytety rektorzy. Czarnek proponuje więc "pakiet wolności centralnie sterowanej".

Propozycja ta wygląda zresztą szczególnie kuriozalnie, kiedy weźmie się pod uwagę to, że minister wystąpił niedawno z wnioskiem o ukaranie prof. Ingi Iwasiów z Uniwersytetu Szczecińskiego, za jej skandowanie na Strajku Kobiet. Czarnek stwierdził też w wywiadzie dla "Onetu", że "jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem".

Immunitet dla antynauki

Jakich sytuacji może dotyczyć "zwolnienie z odpowiedzialności dyscyplinarnej czy wyjaśniającej za poglądy"? W ostatnim czasie mieliśmy kilka przypadków, w których poglądy nauczycieli akademickich określanych przez Czarnka "konserwatywnymi, chrześcijańskimi, narodowymi", spotkały się ze sprzeciwem studentów i władz uczelni.

Najgłośniejszy z nich był ubiegłoroczny przypadek prof. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jej "poglądy", którymi dzieliła się ze studentami na zajęciach, obejmowały m.in. twierdzenie, że antykoncepcja jest zachowaniem antyspołecznym, "homoseksualizm jest czymś gorszym", stosowanie wkładki domacicznej to aborcja, a wysyłanie dziecka do żłobka to krzywdzenie go.

Zobacz też: List ws. Przemysława Czarnka. Jarosław Gowin reaguje

Powiedzmy sobie wprost – to nie są "poglądy", tylko szkodliwe bzdury, które nie mają nic wspólnego z wiedzą naukową. Bzdury, za które uczelnia słusznie wszczęła wobec prof. Budzyńskiej postępowanie dyscyplinarne – czyli zrobiła coś, czego nie będzie mogła zrobić, jeśli minister Czarnek wprowadzi swoją "wolność" na uniwersytety.

Prof. Budzyńska to nie odosobniony przykład. W 2019 roku prof. Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu opublikował artykuł w ultraprawicowym tygodniku "W sieci", w którym przyrównywał homoseksualizm do zarazy. – Ich kulawa tęcza jest traktowana jako jakaś druga strona, inny światopogląd. Milcząco akceptujemy, że tyfus, dżuma, ospa to odmiana normalności. Tam panuje narracja: "Nie walcz z zarazą, pokochaj ją" – pisał. Kilka lat wcześniej stwierdził też, że edukacja seksualna to "wymiar zbiorowego molestowania seksualnego młodzieży dokonanego w publicznej (...) placówce oświatowej". 

Gdzie zajdziemy dalej?

Co chyba najistotniejsze, zakończenia obu spraw nie okazały się szczególnie niekorzystne dla wykładowców. Odwrotnie – uwydatniły przewagę, którą daje nauczycielom akademickim głoszącym antynaukowe treści wsparcie obozu rządzącego.

W przypadku sprawy prof. Budzyńskiej uczelnia wszczęła postępowanie dyscyplinarne, a sama wykładowczyni zwolniła się z pracy. Jednak studenci, którzy zgłosili problem, byli na wniosek prokuratury przesłuchiwani przez policję oraz – co najbardziej znamienne – prawnika Ordo Iuris. To fundamentalistyczna ultraprawicowa organizacja, o której związku z niedawnym wyrokiem "Trybunału Konstytucyjnego" w sprawie aborcji pisała Fundacja Reporterów na łamach WP Magazynu.

W przypadku prof. Nalaskowskiego najpierw rektor zdecydował się na 3-miesięczne zawieszenie go, ale później przywrócił na uczelnię. Mimo że sam Nalaskowski bynajmniej swych słów nie wycofał.

To, co chce zrobić minister Czarnek, to przyzwolenie na używanie uczelni jako tuby propagandowej bez żadnych konsekwencji. Ten immunitet może mieć więc konkretny skutek pod postacią kształtowania w młodych ludziach postaw opartych na fałszywych antynaukowych przesłankach.

Tym bardziej jeśli Czarnek wpadnie na pomysł objęcia swoją "wolnością" nie tylko szkolnictwa wyższego, ale też podstawowego i średniego. Na tych szczeblach brak bowiem np. dobrej jakości edukacji seksualnej, a nietykalność od Ministerstwa Edukacji pozwoli głosić tam treści podobne do tych, które propagowała prof. Budzyńska. Ale to oczywiście władzy jest na rękę. Zatrute w ten sposób społeczeństwo łatwiej jest straszyć "ideologią LGBT", stawiając własną formację w roli obrońcy.

Jednak tego rodzaju strach owocuje nienawiścią. Mamy już dzieci wyrzucane z domów przez nieakceptujących rodziców, regularne samobójstwa zaszczutych osób nieheteronormatywnych, mieliśmy próbę podpalenia mieszkania z tęczową flagą na Marszu Niepodległości i "wizytę" osób z materiałami wybuchowymi na zeszłorocznym Marszu Równości w Lublinie. Ministrze, jednak podziękuję za taką "wolność".

Źródło artykułu:WP Tech
Komentarze (11)