Oto jak manipuluje się wyborcami podczas wyborów

W jaki sposób kilka artykułów na Facebooku może zmienić naszą decyzję polityczną? Targetowanie w internecie pod względem reklam nabrało nowego znaczenia, teraz jest wykorzystywane do wpływania na wybory. "Do stworzenia pełnego profilu wystarczy 300 lajków".

Oto jak manipuluje się wyborcami podczas wyborów
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Bolesław Breczko

20.03.2018 | aktual.: 20.03.2018 15:48

W 2016 roku Donalnd Trump został 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ani on, ani osoby z jego sztabu wyborczego nie ukrywały, że za sukcesem kampanii Trumpa stało internetowe profilowanie wyborców i targetowanie przekazów politycznych. Trump praktycznie wygrał wybory w internecie. Mózgiem tej operacji była firma Cambridge Analytica.

Jak wpłynąć na zmianę decyzji wyborców?

Cambridge Analytica chwali się na swojej stronie, że realizuje swoje kampanie polityczne, dokładnie identyfikując wyborców na podstawie danych z internetu – głównie z Facebooka. Dzięki precyzyjnemu poznaniu wyborców firma może dostosować do nich osobiste przekazy. W rezultacie każdy słyszy taką wiadomość, jaka może na nim wywrzeć największy efekt. Ale czy kilka artykułów lub memów na Facebooku może sprawić, że zagłosuje na PiS zamiast na PO lub odwrotnie?

- Wymuszenie na kimś zmiany decyzji politycznej jest niezwykle trudne – mówi w rozmowie z WP Tech dr Dominik Batorski, socjolog internetu z Uniwersytetu Warszawskiego. – Dlatego sposób działania był inny. Znając dokładnie skłonności wyborców, Cambridge Analytica mogła zidentyfikować Demokratów, którzy nie byli w pełni przekonani co do Hillary Clinton i zniechęcić ich do wzięcia udziału w wyborach.

- Zdecydowanie łatwiej jest bowiem zniechęcić kogoś niż zachęcić do dowolnego działania. – przekonuje socjolog intenretu. – W przypadku Clinton wielu Demokratom nie podobało się jej powiązanie z wielkim biznesem lub używanie przez nią prywatnego serwera email do zadań Sekretarza Stanu. Wystarczyło wzmocnić u nich te wątpliwości.

Jak zmienić społeczeństwo?

- Jeśli chcesz wpłynąć na wybory, musisz wpłynąć na społeczeństwo, bo polityka się z na nim opiera – mówił Christopher Wyllie, były pracownik Cambridge Analytica, w wywiadzie dla Guardiana,. – Aby zmienić społeczeństwo musisz zmienić jego najmniejszą jednostkę – człowieka. Jak to zrobić? Podając mu odpowiednio spreparowane informacje – tłumaczy.

Z zeznań Wylliego wynika, że Cambridge Analitica nie jest tylko firmą doradczą czy firmą marketingu politycznego. Jest gigantyczną machiną propagandową i, jak sam nazwał to Wyllie, twórcą broni w politycznej wojnie. CA dysponowała podczas amerykańskich wyborów prezydenckich całymi zespołami mediowymi, ekipami wideo, redaktorami i dziennikarzami. Na potrzeby spreparowania odpowiednich informacji tworzyli strony internetowe, kanały na YouTube i blogi. Wszystko to, aby do właściwej osoby trafić z właściwą informacją. A Cambridge Analitica znała wyborców doskonale.

- Na podstawie 68 lajków można określić poglądy polityczne osoby, a na podstawie 300 lajków algorytm jest w stanie poznać osobę lepiej niż ona sama zna siebie – mówił dr Michał Kosiński z Uniwersytetu Stanforda w wywiadzie dla CNN. Dr Kosinski tworzy algorytmy, które następnie tworzą profile psychologiczne internautów.

50 mln Amerykanów sprofilowanych "nielegalnie"

Cambridge Analytica stworzyła wirtualne profile polityczne i społeczne ponad 50 mln Amerykanom. W jaki sposób? Dzięki Facebookowi. Wykorzystali aplikację – quiz, która legalnie ściągała informacje o użytkownikach. Fakt ten nie jest wcale nowy. Nowa jest natomiast informacja, że quiz ściągał nie tylko informacje o użytkownikach, którzy świadomie do niego przystąpili, ale także o wszystkich ich znajomych. W rezultacie 270 tys. użytkowników, którzy zrobili test Cambridge Analytica uzyskała dane 50 mln osób.

- Myślę, że twierdzenie, że po 300 lajkach algorytm może dowiedzieć się o nas więcej niż my sami jest trochę przesadzone - mówi dr Dominik Batorski. – Natomiast uważam, że niektóre fakty o działalności Cambridge Analytica jeszcze wyjdą na światło dzienne. Obstawiam, że nie tylko dane z facebookowych profili były przez nich zbierane, ale też historie odwiedzanych stron poza Facebookiem. Taka możliwość istnieje i sam Facebook się do tego przyznaje.

- To, że Facebook może wpływać na wybory nie jest już teorią, a faktem – mówi dr Batorski. – Pokazały to badania naukowe prowadzone i publikowane przez pracowników Facebooka jeszcze w 2012 roku. Wtedy chodziło o wpływanie na frekwencję przez umieszczenie przycisku "Głosowałem" na profilu. Łatwo można sobie wyobrazić, że nawet już taką akcją można wpłynąć na wynik wyborów. Wystarczy wyświetlać takie powiadomienia odpowiednim osobom, a innym ukrywać.

Koniec bezkarności Facebooka?

W wyniku tej afery zaczęły pojawiać się coraz liczniejsze głosy kontroli nad portalem Marka Zuckerberga. Zarówno w USA jak i w Wielkiej Brytanii osoby publiczne mówią o potrzebie większej przejrzystości w działaniach Facebooka. Skoro może on wpływać na wybory, a społeczeństwo nie ma nic do powiedzenia w kwestii jego działania, to może to być odczytane jako zagrożenie dla procesów demokratycznych.

- Jestem gorącym zwolennikiem tego, aby takich gigantów jak Facebook czy Google objąć większą kontrolą – mówi dr Batorski. – Są one za duże i mają zbyt dużo władzy, aby pozostawić ich samych sobie. W historii każdej dziedziny dochodziło do tzw. momentu utraty pierwotnego optymizmu, gdy okazywało się można ją wykorzystać ze szkodą dla społeczeństwa. W tych momentach zaczynały się pojawiać tematy etyczne. Dla chemii było to wynalezienie dynamitu. Dla Fizyki bomba atomowa. Może dla dziedziny jaką jest data science właśnie sprawa Cambridge Analytica jest taką bomba.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)