Oto co tak naprawdę kryje się pod maską małpy, z której śmieje się pół Polski
"Halyna", "Pioter", "Kurła". Do rozpuku śmialiśmy z nosaczy symbolizujących polskie przywary. Polak biedak, Polak zawistnik, Polak nieobyty. Ale żaden żart nie trwa wiecznie – a ten przerobiono tak, że wszystkim chce się płakać. Ale już nie ze śmiechu.
27.05.2019 | aktual.: 27.05.2019 16:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Mem idealny" - tak myślałem przez lata o obrazkach z nosaczami. W końcu śmiejemy się z rzeczywistości bez wklejania głupawych napisów obok twarzy Bogu ducha winnych ludzi. Do dziś mam niesmak po "Panu Andrzeju", z którego przed laty rżała cała Polska.
Wąsaty jegomość z okrągłą twarzą na tle biało-czerwonej flagi również był esencją "polaczkowości", za sprawą doklejanych przez internautów tekstów. Tylko "Pan Andrzej" nie był twarzą ze stocka ani fikcyjną grafiką, tylko żywą osobą, policjantem z miejscowości niedaleko Elbląga.
Po latach "kręcenia beki" wyszło na jaw, że internet zniszczył mu życie, a policjant zaczął chodzić do psychiatry i miał stan przedzawałowy. Fatalna historia. Dobrze, że kolejne fale internatowych żartów skręciły w inną stronę. Do nosaczy.
Ssak z rodziny koczkodanowatych
Nosacz sundyjski zrobił karierę przez zdjęcia uwieczniające jego olbrzymi nos czy rozdziawioną paszczę. Ktoś stwierdził, że to idealne odzwierciedlenie stereotypu Polaka. Przyjęło się. Dziś memy z nosaczami to uniwersalny środek przekazu – wydaje się, że każdy zrozumie sens i dowcip.
Dowcipkowaliśmy trochę z nas samych, ale chyba bardziej z "tych innych". Z człowieka, który - niczym z "Samych swoich" czy modlitwie Polaka z "Dnia świra" – najbardziej cieszy się, gdy coś nie wyjdzie sąsiadowi. Z osoby, która stwierdziła, że skoro "somsiad" kupił coś nowego, to na pewno pieniądze ukradł lub zarobił je na lewo.
Śmialiśmy się też ze stereotypu "Polaka-cebulaka". Z biedy i dzikiej pogoni za promocjami czy gratisami. To weszło nam w krew tak mocno, że w internetowym języku standardem jest stawianie obok "promocji" słowa "cebula". Nie jesteśmy przedsiębiorczy czy oszczędni, jesteśmy właśnie "cebulakami".
Śmialiśmy się też z ludzi, którzy nie nadążają za technologią i ciągną innych w dół. Którzy robią wrażenie prymitywnych, niczym małpki ze zdjęć, nie potrafią wymówić poprawnie zagranicznego słowa i wierzą przesądom. Nie będę atakował satyry. Ta jest stara jak świat, rządzi się swoimi prawami i jest potrzebna. Ale to cudownie, że w internetowym świecie coraz brutalniejszych żartów, "masakrowania", mieszania z błotem, kłamania i upokarzania, ktoś pokazał naszą drugą twarz pod maską zwierzaków.
Polskie zoo
A pod maską nosacza kryje się wulkan emocji, które Polacy lubią tak mocno skrywać, jak mocno się śmieją ze stereotypów i sąsiadów.
Mamy nosacza-biedaka, który nie ma szansy na znalezienie innej pracy. Mamy nosacza-rodzica, który w głębi serca bardzo martwi się o swoje dorosłe dzieci, ale nie potrafi z nimi rozmawiać. Albo dzieci nie chcą rozmawiać z nim. Jest nosacz-wdowiec, który nie może sobie poradzić po śmierci żony. Mamy alkoholików, ofiary domowej przemocy i gwałtu. Są tęskniący za PRL-em, samotni, spędzający życie przed telewizorem.
To nie są "ci inni", wyimaginowani obcy z odległych wsi i miasteczek. To są żywi ludzi obok nas. To dramaty, o których na pewno słyszeliśmy albo sami je przerabialiśmy. Niezależnie, czy mieszkamy w ubogim małym mieście, czy uchodzącej za bogatą stolicy. To smutek, o którym boimy się na głos powiedzieć.
Być może pierwsi autorzy tej odwróconej logiki żartów po prostu chcieli zaskoczyć odbiorców. Ja widzę tutaj wyzwanie dla nas i naszej wrażliwości, którą tak łatwo gubimy w czeluściach internetu. To bardzo proste. Następnym razem, zanim wciśniemy "Enter" i świat zobacz nasze jakże błyskotliwe epitety wobec bohaterów newsów i artykułów, przypomnijmy sobie smutnego nosacza. Może to my zamieniamy się we wredną małpę, z której tak chętnie się śmiejemy.