Nowa technologia wpływa negatywnie na nasz mózg. Winę ponosimy my sami
23.07.2018 12:32, aktual.: 23.07.2018 13:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Najbardziej symptomatyczne zjawisko współczesności? Sprawdzanie wszystkiego na smartfonie. Nie trzeba już mieć wiedzy, wystarczy wiedzieć gdzie ją znaleźć. To podejście nie pozostaje obojętne na nasze mózgi i może mieć bardzo poważne konsekwencje dla jego rozwoju.
Kiedy ostatni raz korzystałeś z mapy? Takiej papierowej, kupionej w kiosku? Na niej nie ma natężenia ruchu w czasie rzeczywistym, a rekomendacje dotyczą głównie zabytków i muzeów (choć i tak te były opisane bez ocen użytkowników). Reklamy oczywiście są w jednym miejscu, promując różne przybytki bądź usługi. Tak jeszcze dekadę temu orientowano się w nowych miejscach lub odkrywało się te stare, niby tak dobrze poznane, choć potrafiące nas zaskoczyć.
Wygoda przede wszystkim
Współcześnie od wszystkiego mamy aplikacje. Jedną z nich jest oczywiście Google Maps i nie powinno to nikogo dziwić. Informacje o miejscach z ocenami lokalnych przewodników, kolory odpowiadające natężeniu ruchu, na bieżąco edytowane informacje o robotach drogowych czy korkach, w końcu duża dokładność, która doprowadzi nas pod same drzwi naszego celu.
Człowiek jest wygodnym zwierzęciem, jednak jego zapędy do ułatwiania sobie życia na każdym kroku mogą mieć zgubne skutki. W tym konkretnym przypadku chodzi o wspomniane na początku zmiany w strukturze mózgu.
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" Jakub Kuś, psycholog nowych technologii z Uniwersytetu SWPS, opisuje, że niektórzy eksperci przypuszczają, że osoby z tak zwanego pokolenia aplikacji nie wykształcą obszarów neuronalnych, odpowiedzialnych za orientację przestrzenną w takim stopniu, jak poprzednie pokolenia.
"W każdej chwili możemy przecież wyciągnąć telefon i odnaleźć się w całkowicie nieznanym nam miejscu" – argumentuje. Dodaje również, że w wyniku "rewolucji aplikacyjnej", przypadającej na okres 2005-2006 ludzie zachłysnęli się możliwościami, które oferowały programy. Do ludzi dotarło, że nie muszą zapamiętywać informacji, orientować się w terenie czy wchodzić w interakcję z drugą osobą – kilka klików i wszystko już wiemy.
Rozmówca zgrabnie wypunktował te problemy ze współczesnym (nad)używaniem programów i poleganie na tym, co aplikacja wskaże nam na ekranie smartfona. Ich wpływ na ludzki mózg jest dalej badany, chociaż samo zjawisko ma już swoją nazwę. Mowa o cyfrowej demencji.
Ogłupieni przez komputer?
Spopularyzowany w 2013 roku przez niemieckiego psychiatrę Manfreda Spitzera termin pojawił się po raz pierwszy w wynikach badań południowokoreańskich badaczy. Oznacza on szereg symptomów psychicznych i fizjologicznych, jakie media cyfrowe wywołują u użytkowników. Już wtedy Spitzer alarmował o negatywnych skutkach sieci dla zdrowia czy więzi społecznych, jednak jego argumenty nie zawsze były trafne, co zresztą wypunktowano mu w niektórych publikacjach.
Samo pojęcie zadomowiło się w niektórych środowiskach, nawet w Polsce służyło niektórym badaczom jako punkt odniesienia w swoich rozważaniach. Aga Szuścik, artystka i naukowiec, w rozmowie z Wirtualną Polską opisała termin "egzowiedza", który powstał z inspiracji cyfrową demencją.
"[Egzowiedza] Odnosi się do pojęcia "cyfrowej demencji", o której mówi Manfred Spitzer (psychiatra – przyp. red.). Wszystko możemy w sekundę znaleźć w telefonie, o niczym nie musimy więc wiedzieć i pamiętać. Martwię się, że przez to stajemy się głupsi. Jako fotograf, dużo rozmyślam o tym, co dzieje się z medium fotografii. Krzysztof Olechnicki (socjolog – przyp. red.) mówi o filtrowaniu doświadczenia przez fotografowanie. Wierzę, że ludzie na koncertach, podczas akcji ratunkowych na ulicy oraz na wakacjach oglądają świat przez ekrany telefonów w aplikacji "Aparat" nie z próżności" – tłumaczyła.
Trenować, nie uciekać
Warto się jednak zastanowić, co można zrobić, by nie ulec cyfrowej demencji. W rozmowie z serwisem "Dziennik" dr n. med. Gabriela Kłodowska-Duda z kliniki Neuro-Care w Katowicach przypominała, że mózg, podobnie jak mięśnie, potrzebuje treningu.
"Mózg to taki organ, który niczym mięsień, potrzebuje ciągłych bodźców, impulsów, ale kreatywnych, stymulujących, pozwalających mu się rozwijać i zachować dobrą formę. To skutkuje dobrą pamięcią i koncentracją. Może nawet obniżać ryzyko demencji, gdyż naukowo potwierdzono, że osoby systematycznie stymulujące swoje szare komórki do rozwoju oraz aktywne fizycznie mają mózg w lepszej kondycji i zachowują ją na dłużej, niż ich bardziej leniwi rówieśnicy" – argumentowała.
Trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza jeśli będziemy pamiętać, że demencja w tym kontekście oznacza otępienie. Jednak porzucanie nowych technologii z obawy przed tym, że nas ogłupią, to druga skrajność tej sytuacji. Nie chodzi o to, by ich nie używać, ale ograniczać przesuwanie tablicy na Facebooku czy zdjęć na Instagramie na "autopilocie" przez większą część dnia. Nie mówiąc już o tym, że do tradycyjnych map raczej nie wrócimy.
Filozof sztucznej inteligencji, Aleksandra Przegalińska, w jednym z wywiadów stwierdziła, że historia ludzkości i cywilizacji to historia kolejnych narzędzi, które jakoś ułatwiały nasze życie.
"Czy kolejne wynalazki doprowadziły nas do kalectwa? Nie, tylko nas przekierowywały na inne obszary aktywności. Kiedyś człowiek biegał, bo musiał. Teraz uruchamia Endomondo i robi to, bo ma ochotę" – podkreślała.
Może zamiast bać się map Google lepiej pomyśleć, jak wykorzystać aplikację do nauki orientacji w terenie.