Nieśmiertelność jest możliwa. Technologia rzuca wyzwanie śmierci
- Jeśli zapytasz mnie dziś, czy możliwe jest przeżycie 500 lat, to odpowiem, że tak. – słowa Billa Marisa, zarządzającego do niedawna inwestycjami Google'a trafnie podsumowują stan badań. Coraz skuteczniej rzucamy wyzwanie biologii i zaczynamy z nią wygrywać. Co z tego wyniknie?
14.11.2017 12:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To, co naprawdę ważne
Nowe technologie są jak cyrkowy magik. Każdego dnia skutecznie zaprzątają naszą uwagę wydarzeniami bez znaczenia udając, że oto jesteśmy świadkami czegoś istotnego. Nowa wersja przeglądarki, jakaś webowa usługa, zmiany na Facebooku czy premiera nowego smartfona, najlepiej zorganizowana w jakimś efektownym i egzotycznym miejscu. Wielu daje się na to nabrać. Zwabione tanim blichtrem rzesze użytkowników mają często wrażenie, że są świadkami technologicznego przełomu, bo oto ktoś pokazał nowy telewizor.
To, co naprawdę ważne, dzieje się – na razie – bez większego rozgłosu. Jesteśmy jednak świadkami gigantycznego postępu, jaki w ostatnich latach dokonuje się na styku medycyny i szeroko rozumianej technologii. Postęp ten sprawia, że pokonujemy kolejne, jeszcze niedawno ostateczne, bariery.
Nie bez przyczyny kilka lat temu na okładce magazynu "Bloomberg Markets" pojawiła się nietypowa postać. Zamiast kolejnego białego kołnierzyka, w 2015 roku z kwietniowej okładki patrzył na nas mało znany 40-latek, Bill Maris, kierujący wówczas inwestycyjnym działem Google'a – Google Ventures. Warto zwrócić uwagę na to, w co już wówczas – przed przepoczwarzeniem się Google'a w Alphabet – inwestował Google. Nie były to nowe komputery, internet czy technologiczne gadżety. Największa część inwestycji była związana ze zdrowiem i jego ochroną.
Części zamienne dla człowieka
Nie powinno to dziwić. Bogate społeczeństwa coraz szybciej się starzeją, a wraz z wiekiem rośnie zapotrzebowanie na usługi medyczne. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga prezentuje się ciekawiej. Gdy prześledzimy inwestycje Google'a, listę zatrudnianych przez niego specjalistów czy przedsięwzięcia, takie jak Calico (firma specjalizująca się w badaniach genetycznych i badaniach nad starzeniem), to na końcu ujrzymy ambitny cel – wyzwanie rzucone śmierci.
Jesteśmy już w stanie zastąpić znaczną część organów i narządów. Człowiek bez oka może widzieć. Pacjent z rdzeniem kręgowym przerwanym na odcinku szyjnym – na nowo czuć i kontrolować swoje kończyny. Bioniczne dłonie ze sprzężeniem zwrotnym oferują nowy zmysł dotyku. Powstają i działają już sztuczne neuromosty zastępujące fragmenty uszkodzonego układu nerwowego.
To jednak dopiero początek drogi. Postęp jest na tyle duży, że pozwala na komunikację ze światem zewnętrznym nawet osobom z syndromem zamknięcia, gdzie sprawny mózg nie jest w stanie kontrolować bezwładnego ciała. Tworzenie coraz doskonalszych części zamiennych dla ludzi robi ogromne wrażenie, ale tak naprawdę jedynie – i ten wyraz wypadałoby wziąć w ogromny cudzysłów, bo przecież to niewyobrażalnie wielka zmiana – przywraca nam zdrowie i naturalną sprawność.
Technologia kontra biologia
Kolejnym krokiem jest technologiczny tuning i podarowanie nam tego, czego poskąpiła natura. Sztandarowym przykładem takiego podejścia jest Neil Harbisson. Człowiek od urodzenia chory na ślepotę barwną – achromatopsję – dzięki kamerze i przetwarzającemu obraz komputerowi może słyszeć kolory. Allen Zderad za sprawą systemu Second Sight – mimo uszkodzonej siatkówki – ogląda świat bionicznym okiem. To jednak wciąż jakiś rodzaj kompensacji. Prawdziwym krokiem naprzód są dodatkowe zmysły.
Jesteśmy już w stanie wyposażyć człowieka w echolokację na wzór tej, stosowanej przez nietoperze. Wymaga to na razie noszenia niewygodnego hełmu, ale działa. Człowiek z zasłoniętymi oczami jest w stanie szybko poruszać się w gęstym lesie bez wpadania na drzewa. Potrafimy – a raczej nasz mózg potrafi – w ciągu kilku dni nauczyć się kontrolować dodatkową, bioniczną rękę. Nasz układ nerwowy może zostać wzbogacony o sonar, a widzenie w ciemnościach zastąpione informacją o otoczeniu, "widzianym" za pomocą języka.
To nie science fiction, a współczesna technologia – wszystkie wspomniane urządzenia istnieją i działają, dowodząc swojej skuteczności. Działają nawet tak niesamowite rozwiązania, jak próbne połączenie dwóch układów nerwowych i sterowanie (na razie w bardzo ograniczonym zakresie) ciałem drugiego człowieka. Albo – co przetestowano na razie na szczurach – stworzenie z czterech gryzoni czegoś w rodzaju kolektywnego umysłu, radzącego sobie z wyzwaniami szybciej, niż jedno zwierzę.
Szybciej, wyżej, wiecznie!
Wszystko to stanowi jednak tylko półśrodek. Motto światowego olimpizmu – Citius-Altius-Fortius (szybciej, wyżej, mocniej) brzmi co prawda nieźle, ale w żaden sposób nie oddaje naszych najważniejszych dążeń i pragnień. Bo przecież co nam z szybszego biegu, wyższego skakania czy mocniejszego ciosu, jeśli prędzej czy później i tak zderzamy się z barierą śmierci?
Sen o nieśmiertelności wydaje się towarzyszyć ludzkości od zawsze. Siostrzenica polskiego króla, Elżbieta Batory, szukała młodości we krwi maltretowanych przy okazji dziewczyn (choć krwawe historie na jej temat to późniejszy, kłamliwy wymysł). Radziecki uczony, Siergiej Woronow, wszczepiał swoim zwierzchnikom fragmenty małpich jąder a Disney miał dać zamrozić swoje starcze ciało w nadziei na odmrożenie i uzdrowienie w przyszłości. Co oczywiście – jak wiele podobnych legend – jest wierutną bzdurą, bo skremowane prochy wielkiego animatora spoczywają w spokoju na cmentarzu w kalifornijskim Glendale.
W niczym nie zmienia to faktu, że nieśmiertelność, albo przynajmniej znaczące wydłużenie zdrowego życia, jest marzeniem milionów, które już niebawem może zacząć się spełniać. I nie chodzi tu o wizjonerskie pomysły na cyfrową świadomość, przeniesienie naszego umysłu do komputera czy zastąpienie go jakimś nieśmiertelnym i możliwym do kopiowania zbiorem danych.
Oszukać przeznaczenie
Rzeczywistość jest znacznie ciekawsza od pomysłów futurystów. Szeregi ekspertów Calico zasiliła m.in. prof. Cynthia Kenyon, amerykańska badaczka, zajmująca się procesami starzenia i założycielka firmy Elixir Pharmaceuticals, która modyfikując genom nicieni wydłużyła ich życie niemal dwukrotnie. Brian Kennedy z Buck Institute for Research on Aging stwierdza wprost:
Jesteśmy o krok od medycznego przełomu? Jeśli tak, nie będzie to przełom wyłącznie na gruncie medycyny, ale rewolucja związana z kulturą, etyką i duchowością. Bo dłuższe życie – gdy już będzie możliwe – to, przynajmniej na początku, zapewne nie będzie tanie. Nękany nowotworem Steve Jobs wspominał niegdyś, że nie chce być najbogatszym człowiekiem na cmentarzu. Być może za kilka, kilkanaście lat spojrzałby na tę kwestię zupełnie inaczej wiedząc, że pieniądze mogą nie tylko przywrócić zdrowie, ale i przedłużyć życie.
Nieszczęście nieśmiertelności?
Choć już dziesiątki lat temu Stanisław Lem w "Ze wspomnień Ijona Tichego" ostrzegał, że wieczne trwanie niekoniecznie może być równoważne z wiecznym szczęściem, możliwość przedłużenia naszego życia staje się całkiem realna. Czas na świętowanie? Być może, ale wstrzymajmy toasty.
Śnimy o nieśmiertelności i zapewne prędzej czy później dzięki technologii jakoś oszukamy kostuchę. Ale rozejrzyjmy się wokół. Ludzie tratują się w wyścigu do nowootwartej kasy w Biedronce, przebiegają na czerwonym, dysząc biegną za odjeżdżającym autobusem i urywają z życia bezcenne sekundy i minuty.
A później, znieczulając rzeczywistość czteropakiem, nie wiedzą co zrobić z wolnym popołudniem.