Niesłuszny ban na YouTube czy Twitterze? Ministerstwo Cyfryzacji pomoże się odwołać, jak na Facebooku
Jeżeli Facebook nas zbanuje, możemy odwołać się na platformie, którą stworzyło Ministerstwo Cyfryzacji. W ciągu "najbliższych miesięcy" podobne narzędzie powinno obowiązywać także na Twitterze i YouTube - zapowiada wiceminister cyfryzacji.
W ubiegłym roku Ministerstwo Cyfryzacji wraz z Facebookiem stworzyło dla polskich użytkowników specjalny "punkt kontaktowy". Pozwala odwołać się od decyzji moderatorów portalu społecznościowego, jeżeli uznamy, że ban jest niesłuszny. Polska jest pierwszym krajem z możliwością weryfikacji odmownej decyzji o blokadzie treści. Kiedy porozumienie podpisano, od razu zapowiedziano, że podobne narzędzie dostaną też inne działające w Polsce media społecznościowe.
Po niemal roku od porozumienia takiej opcji nie mamy. Karol Okoński, wiceminister cyfryzacji, w rozmowie z portalem wirtualnemedia.plprzyznał, że trwają rozmowy z YouTube i Twitterem. Jak zapowiedział, "w ciągu kilku nadchodzących miesięcy uda się osiągnąć porozumienie".
- Podejrzewam, że gdyby wzbogacenie formularza o YouTube’a zależało tylko od polskiego oddziału, stałoby się to stosunkowo szybko. Wiadomo jednak, że jest to duża korporacja, gdzie obowiązują określone procedury związane z podejmowaniem takich decyzji - powiedział Okoński.
Z kolei rozmowy z Twitterem przyspieszyły, gdy firma poznała szczegóły związane ze współpracą z Facebookiem.
Nie da się ukryć, że takie narzędzie jest potrzebne. Co jakiś czas pojawiają się afery dotyczące niesłusznego (według zablokowanego) bana. Nie tak dawno na skasowany film na portalu YouTube skarżyło się np. Radio Maryja.
Według danych ujawnionych przez Okońskiego, "na ok. tysiąca zgłoszeń od użytkowników [Facebooka] ponad jedna trzecia została załatwiona pozytywnie przywróceniem konta czy treści". To już coś, choć trzeba przyznać, że "punkt kontrolny" ma swoje wady.
Bolesław Breczko z WP Tech celowo naruszył regulamin Facebooka, żeby zobaczyć, jak narzędzie Ministerstwa Cyfryzacji wspiera zbanowanych. Najpierw odwołał się na Facebooku. Kiedy moderatorzy nie zmienili zdania, wykorzystał platformę NASK. Na tym etapie można było zauważyć największą lukę całej procedury.
Różnie możemy to interpretować. Trudno wyobrazić sobie sytuację, że np. obraźliwy wpis jest przywracany tylko dlatego, bo interweniowało rządowe narzędzie. Jednak ze statystyk ministerstwa wynika, że czasami ta dodatkowa presja ma sens, skoro jedna trzecia treści wraca.
Bardziej smucić musi fakt, że porozumienie Facebooka i Ministerstwa Cyfryzacji nie sprawiło, że portal wyraźniej tłumaczy, dlaczego dane konto lub wpis zostały skasowane. Dobrym przykładem tego, jak bardzo jest to ważne, to fanpage Społeczna Inicjatywa Narkopolityki. O sporze SIN kontra Facebook przeczytacie więcej tutaj - kluczowe jest to, że gigant kasował treści organizacji, nie podając dokładnej przyczyny.
Skoro Facebook pozostaje w tej kwestii nieugięty, to trudno liczyć na to, że inaczej postąpi Google czy Twitter. A szkoda, bo przejrzystość wydaje się być kluczowa i mogłaby znacząco wpłynąć na relację korporacja-użytkownik.