Nie tylko husaria i Enigma. Wynalazki militarne, z których Polacy mogą być dumni

Nie tylko husaria i Enigma. Wynalazki militarne, z których Polacy mogą być dumni
Źródło zdjęć: © Muzeum Narodowe w Kielcach
Łukasz Michalik

08.08.2017 12:17, aktual.: 08.08.2017 13:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wywodzącą się z Polski formacją, która zapisała na swoim koncie liczne sukcesy dorównujące tym, z których zasłynęła husaria, byli Lisowczycy. Najszybsza jazda nowożytnej Europy wsławiła się zarówno niezwykłą skutecznością w walce, jak i wyjątkowym okrucieństwem (choć to ostatnie bywa kwestionowane jako typowe dla epoki).

Stworzona na początku XVII wieku przez Aleksandra Lisowskiego formacja wyróżniała się tym, że sama wybierała swoich dowódców, a jej żołnierze nie pobierali żołdu – utrzymywali się ze zdobytych łupów. A ponieważ nie robiło im różnicy, na czyjej ziemi rabowali, to w interesie ich mocodawców było, by jak najczęściej przebywali poza granicami kraju.

Nic zatem dziwnego, że szlak bojowy Lisowczyków wiedzie od Morza Białego i Oceanu Lodowatego, poprzez Carstwo Rosyjskie, po całą Europę – walczyli m.in. z Turkami pod Chocimiem, na Węgrzech, w Siedmiogrodzie, nad Renem i we Francji. W swoich wyprawach dotarli m.in. do mitycznej Złotej Baby – sanktuarium z posągiem, który obecnie niektórzy historycy interpretują jako figurę Buddy, która zresztą została przez Lisowczyków prawdopodobnie porąbana i zagarnięta jako łup.

Ponieważ poruszali się bez taborów, byli formacją niezwykle mobilną – potrafili w ciągu doby pokonać nawet 160 kilometrów, a w czasie walki – dzięki doskonałemu wyszkoleniu i wysokiemu morale – potrafili pokonać nawet kilkunastokrotnie liczniejszego przeciwnika, jak m.in. wojska kniazia Dymitra Pożarskiego.

Choć formacja istniała zaledwie niecałe 30 lat i liczyła maksymalnie do 4-5 tys. jeźdźców, zapisała się w historii jako prawdopodobnie najskuteczniejsza lekka jazda w dziejach. O jej dokonaniach w czasie wojny trzydziestoletniej dobitnie świadczy fakt, że "polskimi kozakami" straszono w państwach niemieckich dzieci przez około 200 lat, aż do czasów napoleońskich.

1 / 8

Wykrywacz min

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Nie sposób policzyć, jak wiele istnień uratował wynalazek innego Polaka, Józefa Kosackiego. Ten utalentowany konstruktor, pracujący przed II wojną światową w Państwowym Instytucie Telekomunikacji, po klęsce wrześniowej i kapitulacji Francji trafił, wraz z tysiącami innych Polaków, do Wielkiej Brytanii. Był tam świadkiem tragicznego wypadku, gdy patrol polskich żołnierzy przez przypadek wszedł na pole minowe, mające chronić brytyjskie wybrzeże przed ewentualnym desantem.

Wypadek skłonił Kosackiego do prac nad urządzeniem pozwalającym na skuteczne wykrywanie min, a gdy w 1941 roku brytyjskie Ministerstwo Zaopatrzenia ogłosiło konkurs na zbudowanie takiego sprzętu, polski wykrywacz zdeklasował konkurencję. Był prosty w budowie, lekki i bardzo łatwy w obsłudze, a do tego bardzo skuteczny.

Oparte na nim konstrukcje budowano przez całą II wojnę i dekady po niej – wykrywacze, wywodzące się bezpośrednio z projektu Kosackiego służyły Brytyjczykom jeszcze w czasie operacji "Pustynna Burza" podczas walk w Iraku w 1990 roku.

Warto przy tym podkreślić, że wynalazca, który wszystkie części niezbędne do zbudowania prototypu kupił za własne pieniądze, nie zażądał za swój wykrywacz żadnego wynagrodzenia, zadowalając się listem od króla Jerzego VI.

2 / 8

Okręt podwodny

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Kto zbudował pierwszy okręt podwodny? Gdyby wierzyć dawnym relacjom, konstrukcje tego typu były znane już starożytnym, a maszyny zdolne do poruszania się pod wodą z pewnością powstawały w Europie w XVII i XVIII wieku. Mniej znany jest jednak fakt, że okręt podwodny we współczesnym rozumieniu tego słowa to dzieło Polaka.

Prekursorem podwodnych konstrukcji był bowiem Stefan Drzewiecki, który – po klęsce powstania styczniowego – najpierw wyemigrował, a gdy jego pracami zainteresował się car Aleksander, zgodził się pracować na rzecz rosyjskiej marynarki wojennej.

Pod koniec XIX wieku tworzył dla niej coraz doskonalsze okręty podwodne – zaczynając od prostych konstrukcji zasilanych siłą mięśni, doszedł z czasem do modeli z napędem Diesla i elektrycznym, wdrażając rozwiązania, które w okrętach podwodnych są stosowane do czasów współczesnych. Dzięki niemu Rosja stałą się pierwszym państwem na świecie, które rozpoczęło seryjną produkcję okrętów podwodnych.

3 / 8

Nowoczesna artyleria

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Twórca nowoczesnej artylerii to postać niemal zupełnie zapomniana. Kazimierz Siemienowicz, do którego przyznaje się obecnie i Polska, i Białoruś (wywodził się z rodziny szlacheckiej, posiadającej ziemie w rejonie Witebska na terenie obecnej Białorusi), urodził się około 1600 roku.

Brał udział w kampaniach wojennych w całej Europie, i – realizując misję zleconą przez polskiego króla – zdobywał wiedzę podczas zagranicznych podróży. Choć brał udział m.in. w walkach z kozakami Chmielnickiego, sławę przyniosły mu nie dokonania na polach bitew, ale książka.

Napisane po łacinie dzieło „Artis Magnae Artilleriae pars prima”, czyli „Wielkiej sztuki artylerii część pierwsza” to kompendium, zawierające przekrój XVII-wiecznej wiedzy z zakresu chemii, fizyki, matematyki, sztuki wojennej czy mechaniki. W książce Siemienowicza znajdziemy m.in. teoretyczne rozważania na temat rakiet wielostopniowych czy opis układu aerodynamicznego, znanego jako delta.

O doniosłości „Artis Magnae Artilleriae…" dobitnie świadczy fakt, że książka, traktowana jako podręcznik artylerzystów, była wydawana – jako praca zawierająca ciągle aktualną wiedzę – przez niemal 80 lat w całej Europie.

4 / 8

Działko Polsten

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Zaprojektowane przez polskich inżynierów, pracujących w czasie II wojny w Wielkiej Brytanii działko, to modyfikacja popularnej broni szwajcarskiego Oerlikona. Co w niej wyjątkowego?

Powszechnie stosowany przez siły zbrojne wielu krajów Oerlikon kalibru 20 mm był niezwykle popularną i skuteczną konstrukcją, używaną m.in. jako broń przeciwlotnicza. Polacy zmodyfikowali go w taki sposób, że zamiast – jak w oryginale – z 250 części, Polsten składał się zaledwie ze 119 i zamiast 350 funtów kosztował 70.

To radykalne uproszczenie konstrukcji i obniżenie jej ceny odbyło się bez pogorszenia parametrów broni! Produkcję działek Polsten rozpoczęto w 1944 roku, jednak ze względu na duże zapasy działek Oerlikona i zakończenie wojny nie zdążyła ona wyprzeć z armii swojego pierwowzoru.

5 / 8

Peryskop odwracalny

Obraz
© Youtube.com

W początkowych latach rozwoju broni pancernej obserwacja otoczenia z czołgu była możliwa dzięki szczelinom obserwacyjnym. Były to wąskie szpary w pancerzu, na tyle niewielkie, by ograniczyć ryzyko, że wpadnie przez nie pocisk lub odłamek. Z czasem rozwiązanie udoskonalono, stosując różnego rodzaju peryskopy czy wizjery, jednak sprawna obserwacja otoczenia czołgu zmuszała jego załogę do zmiany pozycji pod pancerzem, co – ze względu na ciasnotę – było poważną niedogodnością.

Polski inżynier, Rudolf Gundlach, wpadł na pomysł, aby to nie czołgista kręcił się w ciasnym wnętrzu czołgu, ale aby siedzący nieruchomo obserwator miał możliwość obserwacji w zakresie 360 stopni. W efekcie powstał tzw. peryskop Gundlacha, który dzięki swojej budowie pozwalał załodze czołgu na obserwowanie otoczenia bez ruszania się z miejsca, a nawet bez odrywania głowy od przyrządów obserwacyjnych.

Wynalazek został następnie kupiony przez brytyjską firmę Vickers i w czasie II wojny światowej trafił – legalnie lub nielegalnie - do licznych czołgów, produkowanych zarówno przez zachodnich aliantów, ZSRR, jak i III Rzeszę. Pierwszym czołgiem, w którym użyto wynalazku, była jednak polska konstrukcja bazująca na brytyjskim czołgu Vickers E, czyli 7TP. Rozwiązania, oparte na wynalazku polskiego inżyniera są stosowane również we współczesnych pojazdach.

6 / 8

Mewi płat

Obraz
© Ministerstow Spraw Zagranicznych

W 1939 roku polskie samoloty myśliwskie były przestarzałe i ustępowały maszynom niemieckim. Warto jednak pamiętać, że dekadę wcześniej te same maszyny stanowiły dla świata wzór nowoczesnego samolotu myśliwskiego.

Jednym z ważnych atutów opracowanych na przełomie lat 20. i 30. XX wieku polskich maszyn był tzw. płat Puławskiego, nazywany również polskim skrzydłem albo (za sprawą podobieństwa do skrzydeł morskich ptaków) mewim płatem. Płat Puławskiego rozwiązywał jeden z największych problemów samolotów myśliwskich tamtych czasów (górnopłatów i dwupłatowców), czyli ograniczenie widoczności przez skrzydła.

Polski inżynier umieścił skrzydła przed kabiną i nad kadłubem – mniej więcej na wysokości wzroku pilota. Przy kadłubie samolotu skrzydła były wygięte w dół i dodatkowo zwężone. Dzięki temu pilot miał doskonałą widoczność we wszystkich kierunkach – w porównaniu z innymi rozwiązaniami płat Puławskiego zapewniał najlepsze pole widzenia i minimalizował tzw. martwą strefę.

7 / 8

Wyrzutnik bomb Świąteckiego

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

W pionierskiej epoce rozwoju lotnictwa wojskowego jednym z kluczowych problemów było przenoszenie przez samoloty bomb – chodziło o to, by ze śmiercionośnym ładunkiem bezpiecznie wystartować, by pozostawał on na miejscu w czasie manewrów podczas lotu i aby dało się go łatwo wyrzucić z samolotu w odpowiednim miejscu.

Problem rozwiązał w 1925 roku polski inżynier, Władysław Świątecki, który opracował skuteczny wyrzutnik bomb. Wyjątkową ironią losu jest fakt, że wynalazca został doceniony niemal wszędzie, ale nie w swojej ojczyźnie. Doszło do paradoksu, gdy eksportowane przez Polskę samoloty były wyposażane – na życzenie klientów – w wyrzutniki Świąteckiego, ale samoloty produkowane na potrzeby polskiego lotnictwa korzystały z innych, gorszych rozwiązań. Zmiana nastąpiła dopiero w 1939 roku.

Po kampanii wrześniowej Świątecki trafił do Wielkiej Brytanii – jego wyrzutniki były powszechnie stosowane w alianckich bombowcach tamtej epoki, m.in. w brytyjskich Lancasterach i amerykańskich Latających Fortecach B-17.

8 / 8

Walkie-talkie

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Lekka, mobilna radiostacja to również dzieło Polaka. Jej twórcą jest Henryk Magnuski, który przed II wojną pracował w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych. W 1939 roku został wysłany do Nowego Jorku, by zapoznać się z najnowszymi osiągnięciami Amerykanów w dziedzinie nadajników radiowych. Ponieważ wybuch wojny uniemożliwił mu powrót do Polski, Henryk Magnuski rozpoczął pracę w Galvin Manufacturing Corporation (GMC), znanej dziś jako Motorola.

Opracował tam dwa przełomowe wynalazki w dziedzinie łączności. Pierwszym była ręczna radiostacja SCR 536, nazwana handie-talkie, która przy wadze 2,2 kg zapewniała łączność na odległość do 5 km.

Drugim, znacznie ważniejszym dziełem Polaka okazało się walkie-talkie – plecakowa radiostacja SCR 300, która przy wadze 16 kilogramów zapewniała komunikację na dystansie około 15 kilometrów. W porównaniu z wcześniejszymi, ciężkimi konstrukcjami był to przełom, który zrewolucjonizował pole walki, zapewniając żołnierzom swobodną komunikację.

W następnych latach wyprodukowano ponad 43 tys. radiostacji, używanych powszechnie na frontach II wojny światowej i w późniejszych konfliktach. Sam wynalazca nigdy nie wrócił do Polski – swoją karierę związał z Motorolą, dla której w późniejszych latach zarejestrował 30 patentów, związanych z łącznością radiową.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)