Następca "Duke Nukem 3D" pozwany przez Iron Maiden. To paranoja

Następca "Duke Nukem 3D" pozwany przez Iron Maiden. To paranoja

Następca "Duke Nukem 3D" pozwany przez Iron Maiden. To paranoja
Źródło zdjęć: © flickr.com | adels
Barnaba Siegel
30.05.2019 11:35, aktualizacja: 30.05.2019 14:26

Duke to melodia przeszłości, ale ma swoich następców. Takich jak "Ion Maiden". Gra w klimacie strzelanek z lat 90. i do tego zrobiona na starym dobrym silniku Build. Fajnie? Tak. Ale nie może być przecież "za fajnie". Dlatego twórców pozwało Iron Maiden. Wiadomo - nazwa.

Bądźmy jednak rozsądni i wyjaśnijmy podstawową kwestię. To oczywiście nie żaden z muzyków wskazał "Ion Maiden" palcem i krzyknął: "Hej, to brzmi prawie jak nazwa naszej najlepszej na świecie kapeli heavy-metalowej!". Kapela, która osiągnęła już wszystko, jeśli nie gra i nie robi prób, to pewnie cieszy się swoim prywatnym życiem albo pobocznymi biznesami. A od marki Iron Maiden mają prawników.

Co może robić taki prawnik? Jak dostaje powiadomienie o naruszeniu tej marki czy innej działalności, która szkodzi interesem zespołu, to będzie walczył jak lew, byle tylko dopaść szkodnika. Wiadomo - to słuszne w momencie, gdy ktoś sobie regularnie kradnie czyjąś twórczość i na tym zarabia. Wątpliwe, gdy ktoś chce po prostu się inspirować. Skandaliczne, gdy pozywający próbuje przekonać wszystkich, że jest pępkiem świata i ma na pewno rzeczy wyłączność.

Jonowa dziewica

"Ion Maiden" to ciekawy projekt. Gra na silnik Build, czyli tym, na którym powstał kultowe strzelanki środka lat 90. - "Duke Nukem 3D", "Blood", Shadow Warrior" czy "Redneck Rampage". I nie mówimy o żadnym porzuconym 20 lat temu projekcie tylko całkiem nowej grze - w dodatku wydanej przez 3D Realms, twórców "Duke'a". Smaczków jest więcej.

W przeciwieństwie do starych gier, z muskularnymi protagonistami, bohaterem "Ion Maiden" jest kobieta - Shelly "Bombshell" Harrison. Skąd się tam wzięła? To ciekawa historia - i też z procesem w tle. Kilka lat temu w produkcji była gra "Duke Nukem: Mass Destruction". Kolejny średni pomysł na wydojenie kasy z umierającej legendy, jaką był (jest?) Duke Nukem. Ale "sprawa się rypła".

O prawa do marki upomniał się Gearbox, który uratował niechlubny projekt "Duke Nukem: Forever" i doprowadził do jego wydania. Twórcy "Mass Destruction" zmienili więc lekko zawartość - wycięli Duke'a, a głównym bohaterem uczynili jego pomocnika - czyli "Bombshell". Trochę słabo, że ludzie muszą się straszyć sondami, żeby uczynić kobietę bohaterką gry. Bo co w sumie stoi na przeszkodzie, żeby macho po cyklu z anabolików zamienić na napakowaną miss ze zwłorogim grymasem i ciemnym makijażem. Wygląda świetnie, a gra się - to żadne odkrycie - tak samo.

Projekt ukazał się w 2016 roku na PC pod nazwą "Bombshell". A po trzech latach doczekał się prequela, czyli "Ion Maiden" właśnie. I, tu ciekawy pomysł, oprócz historii cofnięto też grafikę. Do takiej z lat 90. I wygląda to ekstra. Wyżej macie trailer - oceńcie sami.

Obraz
© Materiały prasowe

Kultura remiksu

Nie ma co ukrywać, że nazwa "Ion Maiden" jest świetna. I że się kojarzy - z heavy-metalowym gigantem między innymi. Tym bardziej, że klasyczna angielska wymowa niemal opuszcza zgłoskę "r" w słowie "iron", więc wychodzi nam coś w stylu "ajon". Czyli bardzo podobnie. Ale przecież Iron Maiden to nie jest nazwa własna! To rzecz wyjęta prosto z encyklopedii.

Nie jest żadną tajemnicą, że "iron maiden", czyli "żelazna dziewica", to nazwa jednego z okrutnych narzędzi tortur. Jak mówi Wikipedia, będącego wymysłem z XIX-wiecznej literatury, bo źródła nic nie mówią o jej użyciu. Ale funkcjonuje w kulturze popularnej - oraz jako atrakcja w niezliczonych muzeach narzędzi tortur, chyba franczyzowo rozlokowanych w wielu dużych miastach Polski i Europy.

Zatem zespół wziął sobie fajnie brzmiącą nazwę metalowego sprzętu, a ich prawnicy uważają, że nikt oprócz nich nie może tejże nazwy użyć. "Nazwa gry brzmi, wygląda i stwarza ogólne wrażenie komercyjne jak produkt znak towarowego Iron Maiden" - mówią prawnicy zespołu. O grze "Ion Maiden" wiadomo od lat. Nie mam wątpliwości, że to projekt, który losow trafił albo został przez kogoś zgłoszony do sztabu zespołu. I że bez większego namysłu jest od razu brany do sądowego grilla.

Jak się rozwiąże konflikt? Nie mam pojęcia. Ale jestem złej myśli. Np. przez straszną Yoko Ono, która zasłynęła już pozywaniem wszystkiego co istnieje, jak polskiego napoju "John Lemon".

"Kultura remiksu" - wpisałem wyżej. Tak, to bardzo ważne słowo. Nasza swoboda wypowiedzi opiera się o remiksowanie, przetwarzanie tego, co już znamy. To oczywiście delikatna kwestia, ale takie wyroki, jak dla gry, mogą się okazać precedensami. I pokazać światu, co sądzi o naszej popkulturze. Czy stoi po stronie bezlitosnych restrykcji, czy dopuszcza kreatywną twórczość.

Więcej kwiatków

Ale zespół prawników ma więcej oskarżeń. Jak donosi PC Gamer, chcą kwoty 2 milionów dolarów nie tylko za nazwę, ale za wymyśloną lata temu nazwę bohaterki! Shelly Harrison ma, rzekomo, być zżynką ze Steve'a Harrisa, basisty i współzałożyciela Iron Maiden. Wyborne.

Ale wszystko przebija argument kolejny. "Ion Maiden" to tak naprawdę nie jest autorski pomysł twórców. Wiecie, silnik Build, klimat gier z lat 90., wydawca oryginalnego Duke'a - to wszystko plagiat. Plagiat znakomitej gry "Iron Maiden: Legacy of the Beast", turowej gry bitewnej na komórki (nawet nie będę jej linkował).

Nie macie wątpliwości, po czyjej stronie stoję. Jeśli uważacie podobnie, możecie wesprzeć twórców np. kupując ich grę na GOG.com albo na Steamie.

A na koniec ciekawostka. Iron Maiden nie było pierwszym Iron Maiden w historii. Miano to należy się angielskiej kapeli z lat 60. Wydali jeden singiel i nagrali jedną, wydaną dopiero po latach płytę. Może oni powinni rozpocząć sądową batalię?

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)