Najszybszy czołg świata. BT: pancerna pięść sowieckiego blitzkriegu

Czołg, który jedzie ponad 100 km/h? Choć brzmi to niewiarygodnie, takie maszyny istniały już 90 lat temu. Co więcej, niewiele brakowało, aby to Polacy rozpoczęli ich seryjną produkcję.

Czołg BT-2 uchwycony podczas efektownego skoku
Czołg BT-2 uchwycony podczas efektownego skoku
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

18.09.2021 14:05

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jak szybko może jechać czołg? Za najszybszy czołg w dziejach, uhonorowany wpisem do Księgi rekordów Guinnessa, uchodzi produkowany w latach 70., rozpoznawczy Skorpion, który rozpędzał się do 82 km/h. Niewiele ustępuje mu współczesny, chiński czołg Typ 99, osiągający 80 km/h. Podobną prędkość osiąga nieoficjalnie – po zdjęciu ogranicznika prędkości – amerykański M1 Abrams.

Współcześni rekordziści muszą jednak oddać prymat czołgom, produkowanym 90 lat temu w Związku Radzieckim. To właśnie tam, w latach poprzedzających drugą wojnę światową, powstały tysiące nietypowych maszyn, znanych pod nazwą BT (bystrochodnyj tank) – czołg szybkobieżny.

Sowieckie maszyny rozpędzały się do co najmniej 86 km/h, choć ich faktyczna, maksymalna prędkość mogła dochodzić do 100 km/h. Jak to możliwe?

Walter Christie – genialny konstruktor

Wszystko zaczęło się w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam genialny konstruktor, Walter Christie, próbował zawojować świat swoimi wynalazkami. Miał ich na koncie całkiem sporo – od konstrukcji superszybkich samochodów, poprzez pojazdy strażackie, po podwozia dla ciężkiej artylerii.

Walter Christie - konstruktor i wynalazca
Walter Christie - konstruktor i wynalazca© Domena publiczna

Wiele pomysłów Christiego mocno wyprzedzało swoje czasy, a niektóre zdobyły popularność dopiero wiele lat później, jak choćby przedni napęd w samochodach.

Choć już podczas pierwszej wojny światowej wojsko zamawiało sprzęt zbudowany według projektów Waltera Christiego, konstruktor ciągle nie odnosił sukcesu na miarę swoich aspiracji. Zwłaszcza, że nowatorskie pomysły – jak choćby projekt latającego czołgu – nie spotkały się z entuzjazmem amerykańskiego wojska.

Nie powinno to dziwić, bo po pierwszej wojnie światowej Stany Zjednoczone przeżywały militarny regres. Szczytem wojskowego wizjonerstwa był pomysł wykorzystania czołgów do wsparcia piechoty. Tymczasem Walter Christie stawiał na coś, czego wówczas amerykańscy wojskowi decydenci zupełnie nie rozumieli: lekkie czołgi, których atutem, na równi z pancerzem i uzbrojeniem, była szybkość.

Zawieszenie Christiego i czołgi nowej generacji

Zapewniało ją – poza mocnym silnikiem – nowatorskie zawieszenie. Większość czołgów z tamtego okresu miała stosunkowo niewielkie koła połączone w wielokołowe wózki o skomplikowanej budowie.

Christie zastosował rozwiązanie znane z samochodów: z dużymi kołami, z których każde posiadało niezależne zawieszenie i na które przekazywany był napęd. Dzięki temu po zdjęciu gąsienic czołg mógł poruszać się jak samochód, po prostu jadąc na kołach.

Czołg T3 Waltera Christiego - widoczna praca zawieszenia
Czołg T3 Waltera Christiego - widoczna praca zawieszenia© Domena publiczna

To właśnie z tamtego czasu pochodzą prototypowe czołgi Christiego, jak M1921 czy M1928, przemianowany później na T3. Ta ostatnia konstrukcja podczas testów dowiodła możliwości w tamtym czasie niewyobrażalnych – czołg rozpędzał się do ponad 100 km/h. Decydenci obejrzeli pokaz, pokiwali z uznaniem głowami, po czym stwierdzili, że czołg jest do niczego, bo nie nadaje się do wspierania piechoty.

Polacy chcą kupić czołg Christiego

To, czego nie rozumieli Amerykanie, doskonale rozumieli Polacy. Polska armia na przełomie lat 20. i 30. XX wieku za głównego przeciwnika uznawała Związek Radziecki i stawiała nie na wojnę pozycyjną, ale na manewr.

Jeden z czołgów Christiego podczas prezentacji jazdy bez gąsienic
Jeden z czołgów Christiego podczas prezentacji jazdy bez gąsienic© Domena publiczna

W koncepcję tę idealnie wpisywały się lekkie, szybkie czołgi Christiego i w 1930 roku do amerykańskiego konstruktora zgłosili się przedstawiciele polskiej armii. Zachwyceni pokazem Polacy podjęli szybką decyzję: kupujemy.

Niestety, gdy polska delegacja przybyła po odbiór zamówionego prototypu, pojawiły się problemy – Walter Christie odmówił wydania sprzętu, stawiając dodatkowe warunki. Problemy mnożyła również amerykańska służba celna, odmawiając pozwoleń na wywóz sprzętu wojskowego.

Gdy po jakimś czasie Christie próbował ponownie podjąć rozmowy na temat sprzedaży swojego wynalazku, Polacy zrezygnowali, uznając go za niewiarygodnego.

Ciągniki rolnicze, czyli jak Rosjanie kupują czołgi

Takich obiekcji nie mieli Sowieci, którzy kupili kolejne prototypy Christiego i wywieźli je ze Stanów Zjednoczonych, deklarując celnikom zakup ciągników rolniczych.

Radziecki czołg BT-7
Radziecki czołg BT-7© Domena publiczna

Technologia Christiego trafiła w Związku Radzieckim na żyzny grunt. Amerykański projekt został szybko przystosowany do sowieckiej broni, w efekcie czego powstał czołg BT-2, a w kolejnych latach jego udoskonalone wersje – BT-5 i produkowany masowo BT-7. W połowie lat 30. były to prawdziwe cuda techniki.

Czołgi BT: słaby pancerz, wielka prędkość, silne uzbrojenie

Czołgi były słabo opancerzone, ale już wtedy ich czołowy pancerz wzmocniono przez pochylenie płyt pancernych. Było to rozwiązanie, które miało stać się standardem dopiero dekadę później.

Co więcej, BT-7 były – jak na swój czas – potężnie uzbrojone. Gdy Niemcy w swoich czołgach montowali karabiny maszynowe czy 20-mm działka, rosyjski BT miał 45-mm armatę. Istniały także późniejsze wersje z armatami 76 mm.

Szybki czołg miał jeszcze jeden, bardzo ważny atut: uniwersalność. W trudnym terenie BT mógł poruszać się na gąsienicach, ale po dotarciu do dobrych dróg załoga mogła zdjąć gąsienice i jechać na kołach z prędkością nieosiągalną dla czołgów tamtej epoki.

Nie brakuje opinii, że podczas planowanego przez Stalina, wielkiego uderzenia na zachód, gąsienice miały pomóc w pokonaniu terenu Polski i dotarciu do niemieckich sieci autostrad, gdzie czołgi BT mogłyby w pełni wykorzystać swój największy atut.

Sowieckie czołgi BT na Dalekim Wschodzie
Sowieckie czołgi BT na Dalekim Wschodzie© Domena publiczna

Masakra lekkich czołgów, czyli T-34 zamiast BT

Losy tej broni potoczyły się jednak zupełnie inaczej. 17 września 1939 roku, podczas ataku ZSRR na Polskę, z 4,7 tys. sowieckich czołgów około 2 tys. stanowiły czołgi BT, głównie BT-7, którym polskie wojsko nie było w stanie stawić skutecznego oporu.

Kilka miesięcy później opór – długi i skuteczny - stawiali za to Finowie, gdzie w trudnym terenie fatalnie dowodzone, szybkie (i wszystkie inne) czołgi okazały się łatwym celem, a Armia Czerwona ponosiła kompromitujące porażki.

Podobny los spotkał czołgi BT podczas ataku Niemiec na ZSRR. Choć pod względem parametrów technicznych nadal nie ustępowały części czołgów niemieckich, a uzbrojeniem nad większością z nich górowały, złe dowodzenie i błędna koncepcja użycia tej broni zakończyła się prawdziwą hekatombą.

Maszyny BT były przez Niemców masowo niszczone, nie mając szansy wykorzystać swoich atutów. Rozwój technologii sprawił, że w połowie wojny były już bardzo przestarzałe, choć Rosjanie używali ich do końca konfliktu na Dalekim Wschodzie przeciwko Japończykom.

Mimo tego koncepcja, towarzysząca powstaniu czołgów BT, nie odeszła do lamusa wraz z nimi. Pochylony pancerz, a także część rozwiązań z zawieszenia Christiego, trafiły bowiem do ikonicznej rosyjskiej konstrukcji z czasów drugiej wojny światowej – słynnego czołgu T-34, a z czasem także do innych modeli, stając się czołgowym standardem.

Źródło artykułu:WP Tech
Komentarze (186)