Londyński szczyt NATO nie spełnił "oczekiwań" Rosji [KOMENTARZ]
Obserwując reakcję rosyjskich mediów na zakończone spotkanie przywódców NATO w Londynie można uznać, że tamtejsze wielkie "oczekiwania”, formułowane dość "głośno" przed jego rozpoczęciem, w znacznym stopniu rozminęły się z rzeczywistością samego spotkania.
14.12.2019 | aktual.: 14.12.2019 19:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
NATO nie pogrążyło się w permanentnym kryzysie, a wręcz potrafiło niejako w blasku fleszy dojść do ważnego porozumienia w strategicznych tematach wschodniej flanki. Tym samym paliwo do działań informacyjnych po stronie rosyjskiej zostało w sposób znaczący ograniczone.
Spotkanie Rady Północnoatlantyckiej w Londynie generowało wiele emocji na długo przed samym spotkaniem w Wielkiej Brytanii głów państw i liderów z państw członkowskich. Tym samym wręcz naturalnym było zauważenie wzmożenia mediów rosyjskich, które współcześnie dość "sceptycznie" (mówiąc delikatnie) patrzą na jakiekolwiek działania NATO.
Co więcej, klasycznie dążą do tego, żeby podkreślić i wzmocnić w przekazach informacyjnych wszelkie istniejące podziały oraz problemy w obrębie Sojuszu. Szczególnie, że rzeczywiście po stronie już 70-letniego NATO pojawiło się wiele wątpliwości natury politycznej (relacje transatlantyckie), strategicznej (stosunek wobec wzmocnienia flanki wschodniej) i technologicznej (nowe wyzwania np. w przestrzeni cyber i kosmosie). Aczkolwiek po zakończeniu szczytu w Londynie można postawić hipotezę, że jego efekty nie dopasowały się ostatecznie do oczekiwań strony rosyjskiej.
Ponadto wytrąciły argumenty, które mogły posłużyć do gier i działań informacyjnych. Przy czym nie oznacza to, iż Rosjanie nie starali się wyłowić elementów, które mogłyby im posłużyć do budowania własnej narracji wobec NATO. Warto podkreślić, że w tym przypadku mamy de facto dwie oddzielne narracje, które są stosowane zamiennie. Pierwsza z nich skupia bowiem uwagę na wszelkich słabościach, problemach wewnętrznych NATO i rozdźwięku pomiędzy jego członkami. Druga, wręcz odwrotnie, mówi o zbrojeniach w państwach natowskich i powrocie NATO do narracji zimnowojennej, które mogą "zagrażać" Rosji. W obu powyższych przypadkach również szczyt w Londynie został dokładnie przeanalizowany.
Wobec pozytywnego zakończenia rozmów dotyczących wschodniej flanki NATO, swego rodzaju "ratunkiem" stały się dla Rosjan przede wszystkim najbardziej podkreślane wątki francuskie oraz tarcia wizerunkowe pomiędzy poszczególnymi politykami. Te ostatnie dotyczą w głównej mierze komentarzy personalnych o Donaldzie Trumpie lub wygłaszanych przez amerykańskiego prezydenta czy też braku zgody na kończącą konferencję prasową. Nie można nie zauważyć także kwestii rosyjskich dziennikarzy na szczycie. Chociażby przypadku "sprawy" pytania od mediów rosyjskich na konferencji Sekretarza Generalnego Jensa Stoltenberga, które zostało zadane już po zakończeniu samej serii pytań, czy też podnoszenia kwestii przeszukania przez policję dziennikarza RT.
Lecz szpalty rosyjskich mediów de facto skradł prezydent Francji Emmanuel Macron, który zebrał wysoce przychylne komentarze. Co istotne, już nie tylko za słynną wypowiedź o "śmierci klinicznej" NATO udzieloną przed szczytem londyńskim, ale również za wskazanie na priorytet walki z terroryzmem, szczególnie tym islamistycznym. Prezydent powiedział bowiem, że Rosja nie jest już klasycznym wrogiem NATO.
Oczywiście, zdaniem prezydenta Francji polityka rosyjska rodzi pewne zagrożenia, ale to państwo jest też jednocześnie partnerem na różnych międzynarodowych płaszczyznach. Stąd też francuskie nawoływania do konstruktywnego dialogu z Moskwą. Należy przy tym zauważyć, że takie wystąpienia Emanuela Macrona są nad wyraz zbieżne z dotychczasową polityką wizerunkową Rosji, która stara się uwypuklić wspólnotę walki z globalnym terroryzmem jako płaszczyznę do szerokiego porozumienia z państwami NATO.
Co więcej, możliwe jest jakże sprawne włączenie narracji użytkowanej przez Emmanuela Macrona do wyjaśniania działań Rosji na kierunku ukraińskim (Krym oraz wschodnia część Ukrainy) oraz, szerzej, na całej wschodniej flance. W końcu to francuskie dążenie do zaakceptowania ujęcia, iż Rosja jest "rzeczywistością" z całym bagażem działań dyplomatycznych, militarnych, szpiegowskich, etc. i należy do tego przywyknąć. Po stronie rosyjskiej propagandy podobnym celom - może i zapewne będzie służyło jeszcze przez dłuższy okres podkreślanie stanowiska Macrona o potrzebie gruntownej reformy NATO wobec "śmierci jego mózgu". Albowiem tak budowane stanowisko Paryża jest de facto uderzeniem w narrację mówiącą o potrzebie wzmocnienia flanki wschodniej zgodnie z klasycznym myśleniem o roli i zadaniach NATO.
Strona rosyjska wprost wskazuje, iż jej zdaniem zauważalna staje się postępująca inercja w obrębie relacji sojuszniczych w NATO. Wskazał na to chociażby ambasador Andriej B. Kielin w wywiadzie dla "Pierwszego Kanału", wprowadzając do swojej wypowiedzi również interesujące zimnowojenne zestawienia, przede wszystkim pomiędzy podnoszeniem zdolności militarnych państw NATO i tym samem wzrostem wydatków na obronność, a interesem tzw. kompleksu wojskowo-przemysłowego, prącego do retoryki konfrontacji z Rosją. Oczywiście, trzeba zauważyć wskazanie, iż zdaniem Rosjan ich państwo nie stanowi w żadnym razie zagrożenia militarnego dla państw NATO, więc są to próby nie oparte na żadnych logicznych przesłankach.
Przykładem ma być porównanie budżetów obronnych państw europejskiej części NATO z budżetem przeznaczanym na siły zbrojne Federacji Rosyjskiej, wskazując na dysproporcje. To ciekawy argument do osłabiania debaty w NATO odnośnie realizacji dochodzenia do pułapu 2 proc. PKB na obronność i zapewne jeszcze niejeden raz, szczególnie w Europie Zachodniej, takie zestawienia będą się pojawiały. Oczywiście Rosjanie nie mówią o tym, że budżety państw NATO muszą utrzymać 29 różnych armii a nie jedną, czy o dysproporcji płac i cen w przemyśle zbrojeniowym.
Jednak Rosjanie nie tylko deprecjonują potrzebę wzmacniania państw NATO jako nie bazującą na realnych zagrożeniach. Starają się także niejako odwrócić sposób debaty o współczesnym bezpieczeństwie. Dążą przy tym do zakwestionowania analizy sytuacji, kto tak naprawdę komu może zagrozić. Należy w tym kontekście zaobserwować, że jest to zabieg Rosji w zakresie odwrócenia uwagi, analogicznie do podejmowanych działań wokół systemów rakietowych objętych kiedyś ograniczeniami w ramach "martwego" już traktatu INF. Umocowany również na wielokrotnym podkreślaniu kwestii potrzeby deeskalacji w relacjach europejskich i światowych. Co więcej, Putin wskazał, iż Rosja jest otwarta na dialog z państwami natowskimi.
Aczkolwiek największe "rozczarowanie" strony rosyjskiej musiało nastąpić niewątpliwie w kontekście postawy Turcji i jej prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. Przed szczytem w Londynie dużo miejsca poświęcono sprawie relacji NATO-Turcja, kwestii zakupu uzbrojenia rosyjskiego (przede wszystkim kluczowy kazus systemu opl/opr S-400) dla wojsk tureckich, tarciom na linii Ankara-Waszyngton i oczywiście sprawie Kurdów w Syrii. Wręcz idealnym wątkiem wydawał się przy tym temat tureckiej blokady nowelizacji planów ewentualnościowych względem wschodniej flanki NATO. Jednakże, ostateczna turecka zgoda na postanowienia szczytu w Londynie względem flanki wschodniej wyhamowała ewidentnie ten optymizm.
Generalnie szczyt NATO w Londynie można śmiało ocenić, jako efektywny również pod względem zauważenia, iż relatywnie nie stał się osią szerokiej i nachalnej oceny rosyjskich mediów, w tym tych nadających globalnie. Świadczyć to może o nie wpisaniu się w przygotowywaną wcześniej narrację, dotyczącą nieprzekraczalnych, a wręcz pogłębiających się z dnia na dzień podziałów wśród natowskiej wspólnoty. Oczywiście materiały o spotkaniu pojawiają się, ale ich pozycjonowanie oraz skala nie wskazuje, iż tytułowe "oczekiwania" strony rosyjskiej zostały spełnione. Trzeba też zaznaczyć, że Rosja cały czas utrzymuje narrację, w której NATO jest "wrogiem" i zarazem celem działań dezinformacyjnych. Można by rzec - na wschodzie bez zmian.
Czytaj też: „Poprad” następcą „Osy” - z rakietami „Piorun 2”