Katastrofa z czasów PRL. Zabrakło kilkuset metrów

Na początku lat 60. ubiegłego wieku Polskie Linie Lotnicze "LOT" nabyły samoloty Vickers Viscount 804. Maszyny miały być perłą w koronie polskiego lotnictwa, ale niedługo po zakupie wydarzyły się tragedie, które przyczyniły się do wycofania vickersów z użycia. Pierwsza z nich miała miejsce 19 grudnia 1962 r.

Szczątki samolotu, który rozbił się w 1962 r.
Szczątki samolotu, który rozbił się w 1962 r.
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Norbert Garbarek

"LOT" kupił od brytyjskiej firmy British United Airlines samoloty Vickers Viscount 804 w 1962 r. Przed wcieleniem ich do służby w polskich liniach, w Wielkiej Brytanii były eksploatowane przez pięć lat. Już od początku maszyny były określane jako nowoczesne, a do tego bezpieczne. W roku zakupu, kiedy pierwszy samolot tego typu przyleciał do Polski, zorganizowano uroczystość, w której uczestniczyły władze PRL. Wszyscy zachwycali się nowym nabytkiem, świętując zakup i przedstawiając go jako sukces.

Z drugiej strony jednak "osiemset-czwórki" były uznawane za bardzo trudne w obsłudze. Aby więc Polacy mogli latać na nowo zakupionych maszynach, niektórych pilotów "LOT-u" wysłano na szkolenia do Wielkiej Brytanii. Szkolony z obsługi Vickers Viscount 804 był m.in. kapitan Mieczysław Rzepecki, który 19 grudnia 1962 r. wykonywał standardowy rejs z Brukseli do Warszawy. To właśnie ten dzień przyczynił się do tego, że po kilku latach "LOT" wycofał z użycia wspomniane samoloty.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem

Katastrofa z grudnia 1962 r. była jedną z tych, którym trudno było zapobiec przed wylotem maszyny z pierwotnego portu lotniczego. Kapitan Rzepecki wystartował z Brukseli całkowicie sprawnym samolotem. Po krótkim locie musiał wykonać planowane międzylądowanie w Berlinie, skąd ruszył do Warszawy o godzinie 17:55. I ten lot przebiegał zgodnie z planem, a maszyna nie wykazywała jakichkolwiek objawów świadczących o awarii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po 95 minutach lotu (od startu w Berlinie) Rzepecki był już gotowy do lądowania. Można powiedzieć, że pilot kończył rejs – Vickers Viscount 804 był wtedy ok. 60 m nad ziemią i był gotowy do lądowania. Jednak kilkadziesiąt sekund od rozpoczęcia podejścia do lądowania samolot rozbił się. Zabrakło niespełna kilometra, aby "posadzić" maszynę na pasie. Ogień rozprzestrzenił się natychmiast, zabierając ze sobą życie 33 osób na pokładzie (w tym trzech pilotów i dwóch stewardess). Samolot spłonął doszczętnie.

Vickers Viscount 804
Vickers Viscount 804© Wikimedia Commons

Samolot był sprawny przed katastrofą

Śledztwem w sprawie tej katastrofy zajęła się Główna Komisja Badania Wypadków Lotniczych Ministerstwa Komunikacji. Eksperci byli zgodni – samolot w momencie katastrofy był już przygotowany do lądowania, tj. miał wysunięte klapy i opuszczone podwozie. Nie zawiódł żaden system pokładowy. Nie znaleziono śladów wskazujących na eksplozję w powietrzu.

Co więc przyczyniło się do tej katastrofy? Komisja stwierdziła, że jedną z możliwych przyczyn była nagła utrata prędkości samolotu przed lądowaniem, co w dalszej kolejności poskutkowało przeciągnięciem (zjawisko, które następuje wraz z gwałtownym spadkiem siły nośnej przy jednoczesnym wzroście oporu aerodynamicznego).

Zachowanie silników turbośmigłowych

Wpływ na tę nagłą utratę prędkości miało wyposażenie Vickersa Viscount 804, a dokładnie – silniki turbośmigłowe. To właśnie one podczas nabierania prędkości na kilka sekund zmieniały kąt łopat śmigieł, wobec czego producent nie zalecał gwałtownego zwiększania mocy takich jednostek. Rzepecki jednak najprawdopodobniej wykonał ten manewr, bo wcześniej latał samolotami napędzanymi silnikami tłokowymi (wylatał na nich łącznie 2,5 mln km), w których to taka praktyka jest dozwolona.

Kokpit Vickersa Viscount 804
Kokpit Vickersa Viscount 804© Wikimedia Commons

Po analizie katastrofy ustalono dwie oficjalne przyczyny: błędne działanie załogi oraz wady systemu przygotowania załogi do lotu. Eksperci wskazali, że załoga mogła nie być wystarczająco wyszkolona do obsługi samolotu tego typu.

Kolejna katastrofa trzy lata później

Warto dodać, że nie był to jedyny wypadek z udziałem tego modelu samolotu. Trzy lata później, 20 sierpnia 1965 r., znów rozbił się Vickers Viscount 804. Maszyna wykonywała rejs z Francji do Polski – i rozbiła się na terenie Belgii. Wówczas jako przyczynę wskazywano trudne warunki atmosferyczne. W tym dniu nad Europą pojawiły się fronty burzowe, które nasiliły się nad Belgią.

Kontrolerzy ruchu lotniczego widzieli samolot na radarach, jednak nie mieli z nim kontaktu. Z obserwacji wynikało, że maszyna wykonuje gwałtowne manewry, co miało wskazywać, że pilot próbuje unikać burz. Należący do "LOT-u" Vickers Viscount 804 rozbił się po wcześniejszym uderzeniu o słup wysokiego napięcia.

Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)