Joe Biden prezydentem-elektem USA. To dobra wiadomość dla walki o klimat
Kandydat Partii Demokratycznej według doniesień amerykańskich mediów pokonał Donalda Trumpa i w styczniu zostanie 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych. To najprawdopodobniej znacznie lepszy wybór w kontekście walki o powstrzymanie katastrofy klimatycznej.
07.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 07:28
Trzeba zacząć od tego, że jeszcze urzędujący prezydent USA Donald Trump… nie wierzy konsensusowi naukowemu na temat zmian klimatycznych (co jest częścią jego ogólnej antynaukowej postawy). Polityk Partii Republikańskiej podczas jednej z przedwyborczych debat zapytany o wpływ działań człowieka na zmieniający się klimat, stwierdził, że są one tego przyczyną "w pewnym stopniu". A to stoi w całkowitej sprzeczności z obecną wiedzą naukową, która mówi wyraźnie: nasze działania są główną, żeby nie powiedzieć nawet całkowitą, przyczyną tych zmian.
Na samych słowach niestety się tutaj nie kończy. Jedną z najbardziej znamiennych decyzji dotyczących stosunku Trumpa do tego problemu jest wycofanie USA z porozumienia paryskiego, podpisanego przez 189 krajów w 2016 roku, zobowiązującego je do przedsięwzięcia działań, mających nie dopuścić do wzrostu globalnej średniej temperatury o więcej niż 2 stopnie w stosunku do epoki przedindustrialnej. Pozwoli to uniknąć najbardziej katastrofalnych skutków zmian klimatu. Co szczególnie symboliczne – Stany oficjalnie przestały być częścią porozumienia dzień przed wyborami. To jedyny kraj, który podjął taką decyzję.
A co na to prezydent-elekt Joe Biden? Polityk partii Demokratycznej obiecał, że jednym z jego pierwszych ruchów będzie cofnięcie decyzji swojego poprzednika. Już sama obecność w porozumieniu mówi dużo o aspiracjach. Biorąc pod uwagę to, że USA są obecnie drugim po Chinach największym emitentem CO2 na świecie i pierwszym pod względem emisji historycznych, jest tutaj duże pole do zmian.
Wszystkie grzechy Trumpa
Być może jeszcze większym antyklimatycznym ruchem ze strony Donalda Trumpa było wstrzymanie realizacji przyjętego przez Baracka Obamę planu Clean Power, mówiącego o odchodzeniu od węgla na rzecz odnawialnych źródeł energii i zakładającego związane z tym spadki emisji CO2 na poziomie federalnym o 32 proc. w stosunku do 2005 r. Cel miał być osiągnięty do roku 2030.
Rezygnację z tego planu ogłosił zresztą mianowany przez Trumpa szef Agencji Ochrony Środowiska Scott Pruitt, który znany jest… z negacji wiedzy naukowej dotyczącej zmian klimatycznych. Koncepcja Obamy została zastąpiona innym dokumentem – Affordable Clean Energy, który nie tylko nie wracał do stanu sprzed Clean Power Plan, ale czynił sytuację jeszcze gorszą, zwiększając możliwe emisje zarówno CO2, jak i szkodliwych substancji toksycznych.
Kolejnym klimatycznym grzechem Trumpa było zakończenie finansowania Carbon Monitoring System (CMS), zdalnego systemu monitorowania NASA służącego do pomiaru dwutlenku węgla i metanu. I w końcu chyba najgorszy jego ruch ze wszystkich tego rodzaju – złagodzenie przepisów dotyczących ograniczenia emisji metanu przez branżę zajmującą się wydobyciem paliw kopalnych. Metan to gaz cieplarniany, który ma ok. 80 razy silniejszy wpływ na ocieplenie klimatu niż dwutlenek węgla, działając w skali 20 lat.
Czy Biden będzie lepszy?
Nie potrzeba wiele, żeby w kwestiach polityki klimatycznej być lepszym od Donalda Trumpa. Oczywiście trudno porównywać faktyczne dokonania z planami – szczególnie biorąc pod uwagę, że najprawdopodobniej Republikanie zachowają większość w Senacie, co może uniemożliwić zrealizowanie tych najdalej idących. Jednak patrząc na sam program, Joe Biden ma całkiem śmiałe zamiary.
Głównym elementem programu wyborczego prezydenta-elekta w kwestii klimatu jest osiągnięcie całkowitej dekarbonizacji – czyli zerowej emisji CO2 netto całej gospodarki –  maksymalnie do 2050 r. Plan zakłada również oparcie energetyki Stanów Zjednoczonych w 100 proc. o źródła niskoemisyjne. Patrząc na wzmacnianie pozycji branży paliw kopalnych w czasie prezydentury Donalda Trumpa, jest to kolosalna różnica. I to nie tylko dla samych Stanów, ale dla całego świata, bo USA jest drugim największym emitentem dwutlenku węgla na świecie.
Plan Bidena obejmuje także osiągnięcie celów pośrednich w ograniczeniu emisji do 2025 r. oraz "historyczne" inwestycje w tzw. czystą energię.
Wiadomość dla Polski
Kolejny punkt wyborczego programu Bidena w kwestii klimatu, to "przeciwstawienie się nadużywaniu władzy przez zanieczyszczające podmioty". Brzmi to już dużo mniej konkretnie, ale daje przynajmniej nadzieję na odwrócenie polityki Trumpa, którą było faworyzowanie sektora paliw kopalnych. Jednak jest też w tym kontekście pewna skaza na zamiarach Demokraty – zaznaczył on przed wyborami, że nie zakaże tzw. szczelinowania, czyli procesu wydobycia gazu łupkowego, który może prowadzić do zanieczyszczeń środowiska.
Następny punkt planu Bidena może natomiast szczególnie zainteresować Polskę. W programie polityka Demokratów napisano bowiem, że administracja Bidena "będzie przewodziła wysiłkom mającym na celu skłonienie każdego większego państwa do podniesienia ambicji w zakresie krajowych celów klimatycznych" oraz "zadba o to, by zobowiązania te były przejrzyste i możliwe do wyegzekwowania, a także powstrzyma kraje przed oszustwami poprzez wykorzystanie amerykańskiej siły nacisku gospodarczego".
Stany Zjednoczone były do tej pory dla rządu Zjednoczonej Prawicy głównym sojusznikiem na arenie międzynarodowej. Rządu, który blokował ustalanie na poziomie Unii Europejskiej wspólnej daty dekarbonizacji dla wszystkich krajów członkowskich. Rządu, który sprawuje władzę nad krajem, będącym jednym z największych emitentów CO2 w Europie, mającym energetykę prawie w całości opartą na węglu. Jeśli więc Biden będzie konsekwentnie wcielał swoją politykę w życie, może to oznaczać wielkie zmiany nie tylko dla USA, ale i dla Polski.