Jak Stanisław Lem 30 lat temu przewidział, że trudno odkręcić fejki
W dobie internetu niezbyt rozsądne pomysły mają to do siebie, że docierają do ludzi znacznie szybciej niż obiektywna, naukowa prawda. Niezależnie od tego, jak są niedorzeczne.
11.04.2020 | aktual.: 12.04.2020 12:50
Na ten temat można zresztą znaleźć bardzo dużą liczbę badań, które tę niefortunną zależność potwierdzają.
W roku 2017, gdy w USA szalał huragan Irma, Ryon Edwards i Zeke Murphy z Florydy wpadli na pomysł, by wziąć strzelby i karabiny i zacząć do niego strzelać. Może i można by ich uznać ze niegroźnych szaleńców, gdyby nie fakt, że ich akcją zainteresowało się 54 tysiące osób, a wzięcie udziału zadeklarowało 29 tysięcy.
A później władze, w tym policja oraz burmistrzowie miast musieli wydawać komunikaty o tym, że strzelanie do tornad jest nieskuteczne i by tego zaprzestać.
W sumie, skoro już o tym mówimy, to w tym samym czasie Donald Trump zasugerował czołowym oficerom agencji bezpieczeństwa narodowego użycie broni nuklearnej w celu zwalczania huraganu. Powiedzmy sobie tyle, że to dobrze, że to nie on ostatecznie podejmuje takie decyzje.
Inny przykład, bardzo świeży i już w kontekście obecnej pandemii. W Wielkiej Brytanii część ludzi dała sobie wmówić, że... koronawirusa transmitują anteny sieci komórkowej 5G. Gdyby Stanisław Wyspiański doczekał się takich czasów, twórcę tej teorii nazwałby w nowej części "Wesela" - "gajdusem".
Niestety, ten fejk rozpanoszył się tak szybko, że nawet "złapali się" na niego znani amerykańscy aktorzy, tacy jak John Cusack i Woody Harrelson. A jak nietrudno się domyślić, celebrytów takiego kalibru obserwują dosłownie miliony osób.
Ale samo propagowanie fejka to jeszcze nic – niektórzy poszli za słowami w czyn i zaczęli... niszczyć i palić maszty sieci 5G, a monterów sieci internetowych prześladować i wygrażać im, że roznoszą śmierć.
Gdy BBC prostowało tę arcyszaloną teorię spiskową, musiało zasięgać porady jednego z czołowych mikrobiologów w Wielkiej Brytanii. A potem opisywać w ogromnych szczegółach, jak biologicznie jest to niemożliwe, aby sieć komórkowa mogła przenosić koronawirusa.
Oczywiście wcale nie sprawiło to, że wszyscy nagle przestali wierzyć w tego niedorzecznego fejka. Jak się okazuje, problemy z którymi się mierzymy wcale nie są nowe, a wspominał o nich ponad 30 lat temu Stanisław Lem.
Stanisław Lem prawie 40 lat temu wiedział, jak nauka ma "pod górkę" z fejkami
W latach 1981 i 1982 nasz wybitny i znany na całym świecie pisarz science-fiction odbył serię wywiadów z historykiem Stanisławem Beresiem (trafiły one w 1987 do książki "Rozmowy ze Stanisławem Lemem"). W jednej z rozmów poruszyli temat początku świata i ludzkości.
Lem wyraził się bardzo krytycznie o myśleniu o tym, jakoby dokonał tego jakiś "osobowy" twórca, tudzież przybysze z kosmosu. Takie teorie propagował bardzo popularny w tamtych czasach (także w Polsce) Erich von Däniken. Polski pisarz ujął sprawę tak:
Te dwa zdania, a szczególnie ostatnie, jakkolwiek dosadne, pokazują istotę tego, jak ciężko jest przebić się z naukową prawdą wobec sensacji wyssanych z palca.
Od tamtego wywiadu minęło niemal 40 lat, ale obiektywna wiedza naukowa ma tak samo pod górkę jak wtedy, a wydawałoby się, że świat cokolwiek powinien ruszyć do przodu.
To idealna okazja do refleksji na temat tego, jak ważną pracę zawsze wykonywali naukowcy, a szczególnie teraz, gdy wraz z dziennikarzami stoją na straży tego, aby nie zaszkodziły nam bzdurne fejki.
Co prawda nie można udowodnić, że bardziej ufamy naukowcom w tych trudnych czasach, ale zdecydowanie częściej ich teraz słuchamy. I może fajnie by było, gdyby tak pozostało – także, gdy już to wszystko będziemy mieli za sobą...?