Inwigilacja po chińsku. Technologia w rękach niekontrolowanej władzy
Jeszcze kilka miesięcy temu rosyjski żołnierz pochwalił się w sieci zdjęciami z transportera opancerzonego stacjonującego w Ukrainie, zapominając przy tym o wyłączeniu lokalizacji, co pozwoliło na szybkie odnalezienie go przez mieszkańców okupowanego kraju. Tymczasem Chiny wprowadzają coraz większą inwigilację swoich obywateli, zupełnie nie kryjąc się z zamiarami kontrolowania i ingerowania w najmniejszy choćby aspekt życia.
26.05.2023 | aktual.: 26.05.2023 19:44
– Kiedy pracownik naszej firmy wygląda na zestresowanego, system skanowania twarzy wychwytuje impuls i przesyła go do nadzorcy, który jest w stanie szybko zareagować –mówi kierownik jednej z chińskich korporacji w filmie "Inwigilacja. Dla dobra ogółu", który od wtorku można oglądać na festiwalu MDAG Online.
I choć wyrafinowana dyktatura oparta na big data warta jest parodii, w Chinach stała się rzeczywistością z dalekosiężnymi konsekwencjami. A wszystko za sprawą postępujących planów władz Państwa Środka, których działania zmierzające do kontrolowania każdej dziedziny życia swoich obywateli za sprawą pandemii koronawirusa… tylko przyspieszyły. Pandemia ułatwiła sprawę: aplikacja, która służyła do wskazywania, w którym miejscu Szanghaju czy Pekinu znajdują się chorzy, zebrała przy okazji tysiące innych informacji ze smartfonów obywateli.
Rząd Chin wykorzystuje nowe technologie
Ciężko nie zgodzić się z faktem, że gromadzenie danych może przysłużyć się ułatwianiu życia mieszkańców każdego zakątka Ziemi. To właśnie chiński TikTok – skądinąd mający problemy na Zachodzie ze względu na nadmierne wnikanie w smartfony swoich użytkowników – słynie z wybitnych algorytmów, które podpowiadają internautom dokładnie to, co chcą zobaczyć, nie powtarzając treści i wyszukując podobny content z najdalszych krańców planety.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To również chiński serwis sprzedażowy AliExpress przyczynił się do ułatwienia zakupów ponad stu milionów swoich produktów, podsuwając buszującym po sieci te sprzęty, których mogliby potrzebować. Wreszcie to właśnie Chińczycy słyną ze świetnie skomunikowanych miast, pomiędzy którymi transport oparty jest właśnie o technologie, które umożliwiają z jednej strony intuicyjne, z drugiej zaś mocno spersonalizowane, ułatwienia w podróży.
Ale rząd chiński – o czym wiadomo nie od dziś – prace nad rozwojem nowych technologii wykorzystuje do wnikania w każdą komórkę społeczną w kraju. W "Inwigilacji" reżyserki Jialing Zhang, filmie, który stał się prawdziwym hitem mijającego właśnie festiwalu Millennium Docs Against Gravity (do oglądania w wersji online festiwalu pomiędzy 23 maja a 4 czerwca) obserwujemy społeczeństwo, które właściwie przyzwyczaiło się już do ciągłego wykorzystywania AI, skanowania twarzy i odcisków palca, a więc i też do pozostawania pod kuratelą Xi Jinpinga.
W "Inwigilacji" widzimy więc starszą kobietę przemieszczającą się po mieście skuterem elektrycznym, która pokonuje kolejne bramki wjazdowe na osiedle i do garażu wieżowca skanując przy szlabanach swoją twarz. Z drugiej jednak strony dowiaduje się, że zbyt długo ładuje swój skuter ładowarką publiczną, gdyż – jak mówi rządowa pracownica – nie zezwala na to prawo, zgodnie z którym monitorowani są wszyscy Chińczycy z kryminalną przeszłością (a ich każda życiowa aktywność trafia do rządowego rejestru).
A o kryminalną przeszłość w Chinach nie jest trudno. Właściwie każdy post w mediach społecznościowych – a przecież większość zachodnich oficjalnie nie jest dostępnych w Państwie Środka – może przysłużyć się trafieniu za kratki. To, co w Korei Północnej nazywane jest "internetem koreańskim" (a więc de facto bardzo ograniczoną siecią, a nie pełnym dostępem do każdego www na globie), w Chinach jest standardem, co do którego Chińczycy nie mają wątpliwości, że to szeroki dostęp do świata, lecz podlegający cenzurze (dostęp do sieci jest zresztą sprawnie łamany przez mieszkańców za pomocą zachodnich VPN).
Chińskie władze gromadzą dane
W filmie "Inwigilacja" przyglądamy się zatem na przykład Chen, której mąż trafił do więzienia za działalność na rzecz praw człowieka – a więc coś, co poza Chinami wydawać by się mogło właściwie w pełni legalną pracą. Co więcej, od momentu trafienia przez niego za kratki, a więc od 2020 roku, jego rodzina podlega już oficjalnej pełnoprawnej kontroli (bo przecież to, że podlegają jej wszyscy pozostali obywatele Chin nie jest jeszcze zupełnie oficjalnym).
W Chinach gromadzenie danych przyjęło karykaturalny obrót: państwo wie o obywatelach więcej, niż oni sami. Nadzór nigdy nie ma tylko jednej twarzy. To mieszanka analizy zbiorów danych oraz systemu rankingu i cyfrowej kontroli, w którym można zdobywać i tracić punkty na podstawie dobrego lub złego zachowania. Wciąż: zarówno władza, jak i sami obywatele Chin, przyznają, że ranking nie ma niczego wspólnego z tym, co mogliśmy oglądać w serialu "Black Mirror", ale trudno nie odnieść wrażenia, że życie w Dalekiej Azji zaczyna przypominać na przykład system oceniania, jaki znamy z aplikacji Uber czy Bolt.
"Inwigilacja" w reżyserii Jialing Zhang to przestroga dotycząca technologii w rękach niekontrolowanej władzy i niepokojąca opowieść o nadużyciach w XXI wieku, które pandemia koronawirusa doprowadziła do przekroczenia wszelkich granic.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o festiwalu MDAG, posłuchaj programu Open FM "Filmowy podcast antygrawitacyjny". Znajdziesz go poniżej: