Gunship AC‑130 - latająca artyleria, która powstrzymała Rosjan w Syrii

Co się stanie, gdy do samolotu wstawimy działo dużego kalibru? Amerykanie wiedzą to od dawna: powstanie jedna z najgroźniejszych maszyn, jakie kiedykolwiek latały po niebie. Niezwykła, latająca artyleria doczekała się nowej wersji. Teraz jest jeszcze groźniejsza.

Gunship AC-130 - latająca artyleria, która powstrzymała Rosjan w Syrii
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY
Łukasz Michalik

18.03.2019 11:40

Prehistoria latającej artylerii

Próby uzbrojenia samolotu w coś więcej niż tylko karabin maszynowy są niemal tak stare jak lotnictwo. Jeszcze w 1911 roku w Paryżu zaprezentowano maszynę Voisin Canon – przejaw odwagi i fantazji projektanta, który do samolotu wyglądającego tak, jakby zaraz miał się rozlecieć, wsadził pokaźnych rozmiarów 37-milimetrowe działko. Praktyczne zastosowanie tego wynalazku było jednak problematyczne – samolot pozostał jedynie ciekawostką.

W czasie I wojny światowej próbowano – bez większych sukcesów – uzbroić w 37-milimetrowe działko samoloty SPAD 12 Ca.1. Korzystanie z tego uzbrojenia było jednak dość karkołomne. Po każdym strzale działko trzeba było ręcznie przeładować, co oznaczało, że aby skutecznie go używać, a przy okazji pilotować samolot, pilot musiałby być ośmiornicą.

Obraz
© imgur

Przymiarki do uzbrojenia samolotów w coś skuteczniejszego od karabinów maszynowych trwały przez dwudziestolecie międzywojenne, jednak dopiero druga wojna światowa przyniosła popularyzację małokalibrowych działek. Choć zdarzały się wyjątki od reguły, najczęściej stosowano dość mizerny kaliber 20 milimetrów, który jednak zapewniał nieporównywalnie większą siłę ognia od karabinu maszynowego.

Duży nie zawsze może więcej

Technika lotnicza była wówczas na tyle rozwinięta, że podjęto próby wyposażenia samolotów w znacznie cięższe uzbrojenie. Przykładem takich konstrukcji mogą być samoloty Me 410, wyposażane przez Niemców w działa kalibru 5 cm, co miało ułatwić zwalczanie bombowców strategicznych. Choć tak duże i ciężkie uzbrojenie nie ułatwiało manewrów podczas walki powietrznej, jego skuteczność była bardzo duża – z reguły pojedyncze trafienie rozrywało samolot wroga.

Obraz
© Youtube.com

Działa dużego kalibru montowano również w celu atakowania celów naziemnych. Wyprodukowano m.in. serię samolotów Henschel Hs 129, uzbrojonych w działo kalibru 75 mm. Tak wyposażony samolot wyglądał dość dziwacznie – spod kadłuba wystawała mu lufa niewiele krótsza od całej maszyny. W działa różnych kalibrów próbowano również wyposażyć samolot Ju-88, a Włosi eksperymentowali z samolotem Piaggio P.108, który miał zwalczać okręty za pomocą potężnego 102-milimetrowego działa.

Zalety dużych kalibrów docenili również alianci – seria samolotów B-25 miała 75-milimetrowe działo, stosowane również w czołgu M4 Sherman, a testy podobnego rozwiązania prowadzili również Brytyjczycy z maszynami Mosquito. Wszystkie te konstrukcje miały jednak podstawową wadę - wraz z kalibrem działa malała jego szybkostrzelność, a trafienie niewielkiego celu pojedynczym strzałem stanowiło nie lada wyzwanie.

Samolot jak okręt wojenny

Po zakończeniu drugiej wojny światowej nadeszła krótka epoka zachwytu nad bronią rakietową i cudami techniki bijącymi kolejne rekordy prędkości. Problem w tym, że samoloty opracowywane z myślą o wymianie nuklearnych ciosów marnie sprawdzały się podczas bezpośredniego wspierania walczących wojsk. Pomysły, w jaki sposób zmienić tę sytuację, pojawiły się w latach 60.

W Stanach Zjednoczonych rozpoczęto wówczas testy samolotów uzbrojonych w działa i karabiny maszynowe i wypracowano nowatorską koncepcję ich użycia. Dotychczas normą było montowanie uzbrojenia strzelającego wzdłuż osi kadłuba. Oznaczało to, że samolot mógł ostrzeliwać cel, zbliżając się do niego, a następnie, w celu wykonania kolejnego ataku, musiał zawrócić. Zamiast tego rozwiązania postanowiono umieścić uzbrojenie jak w starym okręcie – wzdłuż boku kadłuba, z wylotami luf skierowanymi prostopadle do kierunku lotu.

Obraz
© Pinterest

Dzięki temu przechylony samolot lecący po okręgu mógł ostrzeliwać wybrany punkt na ziemi tak długo, aż zabrakło mu amunicji. Co więcej, podczas ostrzału miał czas na korygowanie ustawień broni. Wsparcie dla walczących oddziałów mogło być zatem znacznie bardziej długotrwałe i nie musiało ograniczać się – jak dotychczas, do zrzucenia ładunku bomb, wystrzelenia rakiet i kilku nalotów z ostrzeliwaniem celu.

Gunship Spooky – postrach Wietkongu

Testy takiego rozwiązania prowadzono od 1963 roku, początkowo na małym samolocie T-28 Trojan, a następnie na większym Convair C-131 Samaritan. Podczas prób strzelania z wysokości ponad 2,7 km na 100 oddanych strzałów udało się uzyskać 25 bezpośrednich trafień w cel o wielkości 10 metrów kwadratowych.

Wyniki uznano za bardzo obiecujące, a jako platformę dla nowej broni postanowiono początkowo wykorzystać pamiętające czasy drugiej wojny światowej samoloty C-47. Były to wyjątkowe maszyny – choć opracowano je jeszcze w połowie lat 30., kilkadziesiąt lat później cechowały się nie tylko łatwością pilotażu, ale przede wszystkim rewelacyjną niezawodnością.

Obraz
© USAF

Wyposażono je w trzy 6-lufowe karabiny maszynowe i pod nazwą AC-47 Spooky skierowano do Wietnamu, gdzie okazały się niezwykle skuteczną bronią. Spooky mógł z niewielką prędkością krążyć nad dżunglą, w razie potrzeby szatkując jej dowolny fragment – samolot wystrzeliwał do 12 tys. pocisków na minutę.

Hercules wkracza do gry

Choć Spooky wyprodukowany w liczbie 53 egzemplarzy dowiódł swojej skuteczności, nie był pozbawiony wad. Nie nadawał się do wielogodzinnego krążenia nad rejonem walk, a jego użyteczność ograniczały stosunkowo niewielki zapas amunicji i lekkie uzbrojenie. Wietnamskie doświadczenia sprawiły, że do roli gunshipa postanowiono przystosować samolot większy i nowocześniejszy. Przez krótki czas w tej roli sprawdzał się Fairchild AC-119, jednak docelową platformą okazał się transportowy C-130 Hercules.

Obraz
© reddit

Pierwsze próby przeprowadzono jeszcze w 1968 roku, uzbrajając maszynę o nazwie zmienionej na AC-130 w imponujący zestaw. Na pokładzie znalazło się miejsce dla czterech minigunów i czterech 6-lufowych działek Vulcan. Istotne było również bogate wyposażenie obserwacyjne i celownicze, pozwalające na skuteczne działania również w nocy. Tak wyposażone AC-130 zniszczyły w Wietnamie ponad 10 tys. ciężarówek.

Wsparcie z powietrza

Z czasem gunshipy zaczęto modyfikować – na ich pokładach pojawiły się m.in. 40-milimetrowe działka Boforsa i 105-milimetrowe haubice. To właśnie taki zestaw stał się synonimem gunshipa – spotkamy go m.in. w mobilnej grze Zombie Gunship, a przejmując kontrolę nad tak uzbrojonym samolotem, ostrzelamy przeciwników również w Call of Duty: Modern Warfare 2.

W zależności od przenoszonego zestawu broni różne wersje AC-130 nazywano Pave Pronto, Spectre lub Spooky. Na poniższym filmach można zobaczyć, jak wygląda prowadzenie nocnego ostrzału z perspektywy załogi obsługującej pokładową artylerię:

Latające stanowiska artylerii były używane w wielu konfliktach – od Wietnamu, przez Somalię i Bośnię, po bliższe współczesności wojny w Iraku czy Afganistanie. AC-130 walczą również w Syrii - według nieoficjalnych informacji to m.in. samolot tego typu na początku lutego zatrzymał i zadał poważne straty nacierającym Rosjanom, wspierającym syryjskiego prezydenta Bashara al-Assada.

Obraz
© Youtube.com

AC-130J Ghostrider - lepsze jest wrogiem dobrego

W 2012 roku rozpoczęły się prace nad kolejną, nowocześniejszą wersją gunshipa, a jego specyfikacja to przykład tego, jak bardzo w ciągu kilkudziesięciu lat zmieniło się pole bitwy. Istotną cechą nowych maszyn AC-130J Ghostrider jest bogate wyposażenie walki radioelektronicznej i obserwacyjne. Początkowo planowano całkowitą rezygnację z montażu na pokładzie haubicy, zamierzając zastąpić ją kierowanymi rakietami. Zdecydowała ekonomia - gdy pocisk rakietowy to koszt 100 tys. dolarów, pocisk do haubicy kosztuje zaledwie 400.

Obraz
© Defence Industry Daily

W związku z tym dla nowego gunshipa opracowano modułowy system uzbrojenia i wyposażenia. Przed każdą misją można skompletować optymalny zestaw, pozbywając się zarazem niepotrzebnych modułów. Standardowo Ghostrider przenosi działko GAU-23/A Bushmaster II kal. 30 mm oraz haubicę M102 kal. 105 mm. Opcjonalnie, na otwieranej tylnej rampie można zamontować system Gunslinger - wyrzutnik rakiet AGM-176 Griffin i bomb szybujących GBU-44/B Viper Strike. Uzupełnieniem arsenału jest 8 pylonów podskrzydłowych, gdzie można podwiesić rakiety przeciwpancerne Hellfire albo bomby GBU-39 i GBU-53/B.

Z latającej platformy artyleryjskiej gunship zmienia się zatem w zawieszoną nad polem walki jednostkę wsparcia, która wskaże cele, a w razie konieczności sama udzieli pomocy walczącym oddziałom. Pierwsze maszyny tego typu osiągneły wstępną gotowość operacyjną pod koniec 2017 roku i z biegiem czasu mają zastąpić wcześniejsze modele gunshipów. Latająca artyleria - stale modernizowana i udoskonalana - ma się, jak widać, dobrze i będzie krążyć nad polami bitew jeszcze przez długie lata.

Komentarze (429)