Google Allo - komunikator, w którym prawdziwy rozmówca jest niepotrzebny. Sztuczna inteligencja jest ciekawsza

Google Allo - komunikator, w którym prawdziwy rozmówca jest niepotrzebny. Sztuczna inteligencja jest ciekawsza

Google Allo - komunikator, w którym prawdziwy rozmówca jest niepotrzebny. Sztuczna inteligencja jest ciekawsza
Źródło zdjęć: © Google/ WP
21.09.2016 10:13, aktualizacja: 21.09.2016 12:27

Google Allo to, szczególnie w Polsce, komunikator, w którym znajomi są niepotrzebni. Brzmi jak wada, ale jest wręcz przeciwnie - wszystko za sprawą sztucznej inteligencji.

Gdyby Google Allo było kolejnym komunikatorem, to szybko byśmy o nim zapomnieli, bo nie ma tu niczego, co zachęcałoby do przesiadki (zabawa rozmiarem czcionki to jednak za mało). Ale Allo nie jest zwykłym komunikatorem. Jest pierwszą okazją, by zapoznać się z Google Assistant, czyli wirtualnym pomocnikiem. Albo nie, pomocnik tu nie pasuje - asystent jest czymś więcej. Jest…. cóż, blisko mu do bycia wirtualnym kolegą. I właśnie dlatego z Google Allo warto korzystać nawet wtedy, gdy wasi znajomi wybiorą komunikatory konkurentów.

Asystent Google działa trochę jak tradycyjna wyszukiwarka. Chcecie dowiedzieć się czegoś o pogodzie? On wam powie, nie musicie wpisywać miasta i tak je zna na podstawie lokalizacji. Chcecie zobaczyć, jakie filmy grane są w pobliskich kinach? Nie ma sprawy. Można poprosić o podanie newsów, pokazanie maili czy puszczenie utworu z YouTube'a. Google Assistant jest też żartownisiem i kiedy nam się nudzi, opowie żart lub zada zagadkę. Śmieszne są quizy - *naszym zadaniem jest podanie prawidłowego tytułu filmu, wykorzystując emotikonki *. “Ale przecież lepiej tak grać ze znajomymi”. - powiedzą niektórzy. Tylko że nie zawsze znajomi mają czas, kiedy akurat my czekamy w kolejce do lekarza albo się nudzimy. Asystent jest w smartfonie, zawsze gotowy.

Jednak prawdziwa zabawa zaczyna się wtedy, gdy asystent wykorzystuje swoją wiedzę. Pytam o Pałac Kultury i Nauki. Od razu dostaję notkę z Wikipedii i proponowane akcje. Mogę zobaczyć wysokość, dokładny adres, zapytać o architekta, wiek czy lotniska znajdujące się w okolicy. I tak jest ze wszystkim. Wklepuję “Al Pacino”. i zaraz dostaję szansę, by dopytać o wiek, wzrost, żonę i nagrody. Po co korzystać z wyszukiwarki, skoro tak jest znacznie wygodniej?

Większe wrażenie robi wykorzystanie aparatu. Cykam zdjęcie plakatu Morrisseya - bez podpisu, jedynie twarz i tło, będące okładką płyty. Asystent rozpoznaje fotkę i pokazuje mi, o którego wykonawcę i jaki album chodzi. Kiedy zrobiłem zdjęcie laptopowi, wychwycił jego nazwę i w proponowanych reakcjach podsunął mi pytanie, jak sprawić, żeby w tym modelu rozjaśnić ekran. Mogę rozwiązać problem, nie znając nawet dokładnej nazwy mojego komputera. Robi wrażenie, prawda?

*Google Assistant zalicza też zabawne wpadki. *Na zdjęcie pada od PlayStation 4 jego odpowiedzią są kwestie związane z…. Xboksem One, konkurencyjną konsolą. Może rozproszyło go zielone tło znane z logo sprzętu? A może to wcale nie wada, bo przecież i tak rozpoznał, że chodzi o konsolę?

Wszystko jest po angielsku i na razie nie wiadomo czy i kiedy się to zmieni - może być problem, bo język polski nie jest łatwy do przetłumaczenia. Tym bardziej, gdy trzeba wychwycić kontekst, a tym się Google Assistant przede wszystkim zajmuje. Na szczęście rozmowa tekstowa jest całkiem prosta, bo możemy odpowiadać podrzucanymi przez asystenta hasłami, wystarczy więc podstawowa znajomość. Nie da się jednak ukryć - byłoby super, gdybyśmy, stojąc przed budynkiem, mogli powiedzieć “co to jest?”, a bot, widząc miejscówkę przez aparat, odpowiedział nam po polsku.

Google Assistant pokazuje nam możliwą przyszłość internetu. Nie będziemy wchodzić na portale, korzystać z dodatkowych aplikacji do map czy poczty - wszystko dostarczać nam będzie wirtualny asystent. Asystent, z którym rzeczywiście bardzo przyjemnie się rozmawia. Mniej sztucznie. Jeszcze nie jest to sztuczna inteligencja znana z filmów, takich jak np. _ Her _, gdzie główny bohater zakochuje się w rozmawiającym z nim systemie operacyjnym. Ale i tak Google Assistant sprawia wrażenie bardziej żywego. Program wręcz zachęca nas do zadawania bardziej osobistych, ludzkich pytań. Pojawia mi się chmurka z pytaniem do asystenta, czy będzie moim przyjacielem. Albo gdzie mieszka? Ile ma lat? Kiedy obchodzi urodziny i czy lubi sztukę? I te wszystkie nasze dialogi do czegoś prowadzą, asystent może podrzucić ciekawostkę. Bawi i uczy.

Obraz
© Asystent w aplikacji Google Allo (fot. Google/ WP)

Sztuczna inteligencja jeszcze się uczy. Może być mądrzejsza - np. wtedy, gdy proszę o podrzucenie teledysku, powinna sięgnąć do historii wyszukiwań z YouTube'a i podrzucić coś, co lubię albo mógłbym polubić. Ale to detale. Już teraz Google Assistant imponuje. Mamy w kieszeni dużą wiedzę i duże możliwości. W przyszłości zmienią się nasze zakupy (robimy zdjęcie nieznanego warzywa i dostajemy przepisy), zwiedzanie (cykamy fotkę i wiemy o budynku wszystko) czy po prostu czas wolny, który poświęcimy na rozmowę ze sztuczną inteligencją.

_ Adam Bednarek _

Źródło artykułu:WP Tech
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)