Egzotyczne robaki we Francji. To nie pierwsza taka "inwazja" na Europę
Inwazja azjatyckich robaków na francuskie ogrody powinna być poważnym sygnałem ostrzegawczym dla Unii Europejskiej. Już raz zlekceważono niewielkiego żuka, który dotarł na Stary Kontynent. Straty liczone są w miliardach euro.
Doniesienia o inwazji gigantycznych robaków, wyglądających jak skrzyżowanie ślimaka z tasiemcem, pojawiły się w minionym tygodniu na nagłówkach niemal wszystkich europejskich mediów. Być może jeszcze długo nikt nie wiedziałby o sprawie, gdyby nie upór zoologa-amatora. Drapieżny płaziniec Bipalium był bowiem obserwowany w kraju nad Sekwaną od 20 lat, ale dopiero Pierre Gros zwrócił na niego uwagę. To zrobione przez niego zdjęcie dało początek poważnym badaniom, które potwierdziły inwazję robaków poważnie zagrażających europejskim ekosystemom.
To jak kończy się lekceważenie nowego gatunku wśród kontynentalnej fauny, doskonale pokazuje śródziemnomorska podróż… żuka żywiącego się palmami. Głównie kokosowymi, daktylowymi oraz kanaryjskim daktylowcem. Walka z owadem, który nie "dorobił" się oficjalnej polskiej nazwy, kosztowała kilka miliardów euro, jeśli weźmiemy pod uwagę nie tylko ochronę roślin i wycinkę chorych, ale także utracone potencjalne zyski.
Miliardowe straty
3,5-centymetrowy, rdzawo zabarwiony red palm weevil doprowadził bowiem do zniszczenia w unijnych krajach basenu Morza Śródziemnego drzew wartych 482 mln euro. Jak podkreśla Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, która przytacza te wyliczenia, są one mocno zaniżone. Nie uwzględniają całości wpływu usunięcia organizmów z ekosystemu oraz wartości wspomnianych już niezebranych plonów.
Ostatecznie walkę czerwonemu żukowi żywiącemu się palmami wydała nie tylko Unia Europejska, ale także USA (tam obumarły i zostały wycięte drzewa warte od 1,5 do nawet 8 mld dolarów) oraz ONZ. Z tej ostatniej José Graziano da Silva, dyrektor generalny FAO, komórki ds. Wyżywienia i Rolnictwa, przed rokiem otwarcie przyznał, że "red palm weevil stał się globalnym zagrożeniem i wymaga globalnej strategii, by się go pozbyć". Najnowszą międzynarodową strategię walki z wyjątkowo ekspansywnym owadem członkowie FAO zatwierdzili 31 marca 2017 r. podczas szczytu w Rzymie.
Z Azji na Kanary i dalej
Szkodnik mniej więcej na początku lat 80. zaczął swoją podróż po świecie. Za jego matecznik uważa się Azję południowo-wschodnią. O tym, jak szybko jest w stanie zasiedlać kolejne terytoria i jak bardzo zagrożenie początkowo zlekceważyła go UE, świadczy fakt, że w 1985 r. zaobserwowano go na wschodnim wybrzeżu Arabii Saudyjskiej. Był to wówczas najbardziej wysunięty na zachód obszar jego występowania. Dziewięć lat później był już w Hiszpanii. W 2004 r. zaczął niszczyć francuskie palmy. Europa działać postanowiła dopiero w 2007 r. Dwa lata później dołączyły Stany Zjednoczone, do których także dotarł red palm weevil.
A to nierówna walka. Choć dysponujemy skutecznymi środkami ochrony roślin, instytuty rolnicze poszukują kolejnych zdrowszych dla środowiska metod, to nadal raportowane są nowe inwazje na całym świecie. I właśnie na wykrywanie ataków nastawiona jest polityka zwalczania żuka. Jego samice bowiem składają jaja w koronie palmy, a wyjątkowo żarłoczne larwy potrafią wydrążyć nawet metrowe tunele w pniu. Niewiele drzew, które stały się stołówką, jest w stanie przetrwać.
Wspólny front i finansowe oraz instytucjonalne wsparcie organizacji międzynarodowych przynosi efekt. Jeszcze 10 lat temu Wyspy Kanaryjskie stały przed realnym ryzykiem wycięcia wszystkich drzew. Dziś obszar uznawany jest za wolny od insekta. Za najważniejszy z punktów uznaje się wczesne wykrywanie. W Arabii Saudyjskiej powstały nawet specjalne grupy w komunikatorach oferowanych przez media społecznościowe. Władze Kataru uruchomiły specjalną infolinię. Podobna działa w Unii Europejskiej. Wspólnota płaci także dotkniętym regionom za opryski, wycinkę chorych drzew oraz ustanawianie specjalnych stref buforowych wokół zaatakowanych palm.