Drony Korei Północnej nad Seulem. Kompromitacja obrony przeciwlotniczej
Korea Północna skompromitowała obronę przeciwlotniczą Korei Południowej. Pięć wysłanych przez Północ dronów godzinami latało nad Koreą Południową. Choć zostały wykryte, południowokoreańska obrona przeciwlotnicza nie potrafiła ich zestrzelić. Jak do tego doszło?
28.12.2022 20:16
W poniedziałek, 26 grudnia, obrona powietrzna Korei Południowej została przełamana i skompromitowana. Sprawcą problemu było kilka małych, prostych dronów, wysłanych przez Koreę Północną. Niewielkie bezzałogowce były prawdopodobnie maszynami rozpoznawczymi i nie wykonały żadnego ataku.
Choć zostały wykryte, Korea Południowa nie była w stanie skutecznie przeciwdziałać ich misji: maszyny wroga nie zostały zestrzelone czy sprowadzone na ziemię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bezsilność obrony przeciwlotniczej i nieskuteczność użytych środków wstrząsnęły opinią publiczną w Korei Południowej. Sprawa jest tym poważniejsza, że jeden z dronów Północy dotarł nad stolicę południa – Seul.
Jak to możliwe, że bezzałogowce z Północy bezkarnie latały po niebie Korei Południowej?
Samoloty i śmigłowce kontra drony
Jak wynika z pierwszych analiz, po wykryciu bezzałogowych maszyn Korei Północnej, Korea Południowa zareagowała startem własnych śmigłowców i samolotów. Według oficjalnych źródeł koreańskich, zastosowanie przeciwlotniczych zestawów rakietowych i artyleryjskich było niemożliwe, ponieważ bezpilotowce Północy przelatywały nad zamieszkałymi terenami, gdzie użycie zestawów obrony przeciwlotniczej w czasie pokoju jest ograniczone przepisami.
W rezultacie do zniszczenia północnokoreańskich dronów wysłano co najmniej dwa typy maszyn. Wystartowały śmigłowce AH-64E Guardian i samoloty z napędem tłokowym KAI KA-1 Woongbi (szturmowa wersja samolotu szkolnego KT-1).
KA-1 ma pięć węzłów podwieszeń, na których może przenosić m.in. pociski powietrze-powietrze AIM-9 Sidewinder, a także zasobniki z rakietami niekierowanymi i karabinami maszynowymi.
Drony nad Koreą Południową
Użycie tych środków okazało się całkowicie nieskuteczne, podobnie jak start niesprecyzowanych koreańskich samolotów odrzutowych. Choć drony były wykryte i śledzone od momentu przelotu nad linią demarkacyjną, koreańskie samoloty i śmigłowce miały problem z odnalezieniem niewielkich maszyn o rozpiętości skrzydeł szacowanej na ok. dwa metry. Wpływ na to mogła mieć konstrukcja bezzałogowców, wykonanych prawdopodobnie z tworzyw sztucznych.
Gdy lotnicy Południa odnaleźli w końcu swoje cele, nie byli w stanie ich zestrzelić. Do jednego z dronów wystrzelono około 100 pocisków, jednak bez żadnego widocznego rezultatu, co przypominało nieco toczoną prawie 70 lat wcześniej przez Amerykanów bitwę nad Palmdale.
Ostatecznie bezzałogowce Północy powróciły do swojego kraju, po 5-godzinnym locie nad Koreą Południową. Co więcej, jeden z wysłanych na przechwycenie dronów samolotów KA-1 rozbił się po starcie.
Kompromitacja i bezsilność własnej obrony sprawiła, że od kilkudziesięciu godzin Seul gorączkowo szuka rozwiązań, dzięki którym mógłby w przyszłości skutecznie reagować na podobne działania Północy. Jak zauważa serwis Defence24, przeprowadzona przez Pjongjang prowokacja pokazuje, że w określonych warunkach nawet bardzo proste bezzałogowce mogą stanowić poważny problem.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski