Dom pełen jeży. Pani Kasia z Zielonej Góry uratowała już kilkadziesiąt maluchów
"Te maluchy mają ok. 3 dni. Zostały zabrane, bo zaczęły popiskiwać i wychodzić z gniazda. Najprawdopodobniej matka czuła się zbyt niepokojona i opuściła gniazdo" - opisuje Katarzyna Burak na Facebooku. Wspólnie z mężem prowadzą Jeżową Akcję Adopcyjną.
20.06.2019 | aktual.: 20.06.2019 13:49
28 maja rodzeństwo trafiło pod ich opiekę. Jeżyki wielkości małej piąstki ważyły mniej niż 20 gramów i wymagały stałej pracy - ogrzewania oraz karmienia co 1,5 godziny. W naturalnych warunkach zginęłyby w ciągu doby.
Dom pełen jeży
Jeżowa Akcja Adopcyjna powstała z przypadku. A raczej wypadku.
- Autobus przejechał matkę z młodymi jeżami. Znajomy przywiózł nam jedynego, który został - opowiada pani Kasia Burak. - To był nasz pierwszy podopieczny.
- Zawsze chcieliśmy mieć zwierzę, ale wtedy dużo pracowaliśmy, więc nie mieliśmy czasu na psa. Kot odpada, bo mąż ma alergię, więc zdecydowaliśmy się na jeża pigmejskiego. Dlatego znajomy właśnie do nas przywiózł tego małego jeża - dodaje.
Osierocony jeż odzyskał formę, został przeniesiony do ośrodka rehabilitacyjnego i wrócił na wolność. Wieść o tym rozniosła się pocztą pantoflową, pani Kasia umieściła w schronisku dla zwierząt swoje ogłoszenie i "jeżowe pogotowie" zyskało rozgłos.
- 3 czy 4 lata temu trafiało do nas tylko kilka jeży w ciągu roku. W ubiegłym mieliśmy ich w sumie aż 70. Były to jeże w różnym wieku, czasami w ciężkim stanie. Poza nimi zaczęliśmy opiekować się też wiewiórkami i kunami - tłumaczy.
Widoczny na zdjęciu poniżej Solo podrósł pod opieką Jeżowej Akcji Adopcyjnej, potem mieszkał z Jeżonautami (to podobna inicjatywa w Poznaniu), aż wrócił na wolność.
Jeżowa Akcja Adopcyjna działa na terenie Zielonej Góry i okolic. Zdarza się, że do domowego ośrodka opieki trafiają jeże z pobliskich miast, a nawet dalekiego Gorzowa czy Poznania. Jeśli tak się stanie, jeże po kuracji muszą wrócić do swoich rodzinnych stron.
- To gatunek chroniony prawnie i osobników nie wolno przesiedlać. Dlatego zawsze są odwożone tam, skąd pochodzą - tłumaczy pani Kasia.
Jeże nam nie zagrażają. My im - owszem
- Jeże są dla nas praktycznie niegroźne. Ich strategia obronna to zwinięcie się w kłującą kulkę i fukanie. Nie ma szans, by ten zwierzak zaatakował, podrapał lub ugryzł człowieka. Trzeba mieć też wyjątkowego pecha, by się czymś od jeża zarazić - przyznaje Pani Kasia.
Największe niebezpieczeństwo dla ludzi i zwierząt domowych to przenoszone przez jeże pchły (5 gatunków) i kleszcze. Jeże miewają też pasożyty układu pokarmowego, ale zarażenie się nimi wymagałoby zjedzenia sporej ilości... odchodów.
- Jeże nie przenoszą wścieklizny. Owszem, chorują na nią, ale umierają na tyle szybko, że choroba się nie rozprzestrzenia - tłumaczy Kasia Burak. Z kolei piana na pyszczku raczej nie oznacza wścieklizny. - Jeże mają zwyczaj zlizywania obcych zapachów, robienia z nich piany w ustach i nacierania się nią. Biolodzy nie są pewni, jaki jest tego cel. Możliwe, że w ten sposób maskują własny zapach i "wtapiają się w otoczenie".
Jak wygląda "akcja"?
Interwencje bywają różne. Wiele osób dzwoni do osób zajmujących się zwierzętami i wymaga dla nich natychmiastowego transportu, a gdy usłyszą odmowę, zostawiają jeża samemu sobie. Na szczęście są też osoby, które poświęcają własny czas, paliwo i zasoby, by przewieźć zagrożone zwierzę w odpowiednie miejsce. Jeszcze rzadziej się zdarza, by po oddaniu jeża na "jeżowe pogotowie" ktoś dalej interesował się jego losem, choć są i takie przypadki.
Jeżowa Akcja Adopcyjna i inne "pogotowia" dla zwierząt to nie straż leśna. Inicjatywy prowadzą stowarzyszenia albo osoby prywatne. Dla zwierząt pracują po godzinach, często płacąc za leczenie i dalszy transport z własnej kieszeni.
- To inicjatywa oddolna, nie żadna organizacja. Wszystkie terraria, klatki i inkubator znajdują się w jednym pokoju mieszkania.
Dzięki możliwości organizowania zbiórek internetowych, takie osoby, jak pani Kasia Burak, mogą zapewnić jeżom i innym małym zwierzętom odpowiednią opiekę. Dzięki temu możliwe jest choćby sprowadzenie z zagranicy specjalistycznego mleka dla kolczastych niemowlaków.
Zbiórka idzie powoli, ale z obserwacji pani Kasi wynika, że internauci coraz częściej wspierają ochronę dzikich zwierząt. To dobrze, bo nie ma innego wyjścia. Wsparcie od państwa mogą uzyskać tylko ośrodki rehabilitacyjne. Nawet stowarzyszenia mają problemy, by uzyskać wsparcie z publicznych źródeł, mimo że działają w obronie zwierząt chronionych prawnie. Niestety, jeszcze nie ma 500+ na każdego jeża.
Gdy jeż nabierze masy i poczuje się lepiej, może wrócić na wolność. Częścią działań "jeżowego pogotowia" jest znalezienie jego matki, jeśli to możliwe. Po wyleczeniu urazów zwierzęta mogą też trafić na dalszą rehabilitację.
Zdarza się jednak, że zwierzęta nie poradzą sobie na łonie natury. Najtrudniejsze przypadki mogą dożyć spokojnej starości w specjalnym ośrodku, na przykład w Jelonkach. Wczesną wiosną pojechała tam niewidoma podopieczna Jeżowej Akcji Adopcyjnej.
Co zrobić, jeśli znajdę jeża?
- Powtarzam to za każdym razem: jeży i innych dzikich zwierząt nie dotykaj bez potrzeby i pod żadnym pozorem nie zabieraj maluchów z gniazda. Jeśli jeż zwija się w kolczastą kulkę i fuka, ma się dobrze i nie potrzebuje twojej pomocy - wyjaśniła pani Kasia.
Kiedy trzeba jeżowi pomóc? Jeśli zobaczysz go w środku dnia w nietypowym miejscu - na klatce schodowej, w garażu, między samochodami albo w dole, z którego nie potrafi sam wyjść. Jeśli jeż nie jest w stanie zwinąć się w obronną kulkę, jest wychudzony, wychłodzony, odwodniony albo ranny. Jeśli młody jeż (mniejszy niż grapefruit) chodzi sam, bez mamy, to brak jej obecności może oznaczać, że stało się coś złego.
Im szybciej udzielisz jeżowi pomocy, tym lepiej. Jeż, który nie pił kilka godzin, szybciej wróci do siebie niż taki, który jest bez wody kilka dni. Jak to zrobić? "Przez koszulkę i do pudła", wyjaśnia ekspertka. W kojcu z pudełka jeż będzie bezpieczny, może spokojnie pić, jeść i odpoczywać. Ty zaś w międzyczasie skontaktuj się ze specjalistami w swojej okolicy. Może to być "jeżowe pogotowie", jednostka gminna albo stowarzyszenie opiekujące się dzikimi zwierzętami.
Jeśli znajdziemy gniazdo z małymi, a ich matki nie ma w pobliżu, należy obserwować sytuację daleka. Matka może nie wrócić, jeśli człowiek kręci się zbyt blisko gniazda z młodymi. - Możesz postawić w pobliżu miskę z wodą i trochę jedzenia. Tylko niech to nie będzie kocia karma! Jeże gustują w prawdziwym mięsie, może być surowe mielone albo gotowane - tłumaczy pani Kasia.
Jeże nie kopią nor, budują gniazda na ziemi. Znoszą liście i gałązki pod krzaki lub do niskich dziupli. Zimowe gniazda są tak dobrze izolowane, że nawet w mroźne noce temperatura w nich nie spada poniżej zera. Jest spora szansa, że widziałeś już gniazdo jeży w parku, ale o tym nie wiesz - z zewnątrz wygląda jak sterta gałązek. - Naprawdę trudno znaleźć gniazdo jeża, jeśli się nie wie, czego szukać - mówi pani Kasia.
W naturze polują głównie na owady i dżdżownice. Głodne zjedzą także małe płazy, gady, ssaki myszy i pisklęta ptaków, budujących gniazda na ziemi. Z chęcią też wyjadają jajka z takich gniazd. Jabłek nie ruszą i na pewno nie noszą ich na grzbiecie.
Na ratunek
Jeże mają kilku naturalnych wrogów. Polują na nie lisy, borsuki, puchacze, czasami też psy myśliwskie. To jednak nic w porównaniu z zagrożeniem, jakie dla jeży stanowi człowiek. Jeże giną podczas wypalania traw, wpadają do studzienek, bywają ranione przez kosiarki. W okresie godowym jeże pokonują ogromne odległości i wpadają pod samochody - w ten sposób ginie ich nawet 9 tys. rocznie.
- Nie przechodźcie obojętnie obok dzikich zwierząt - apeluje pani Kasia. - Trzeba szukać pomocy w odpowiednich wydziałach albo niezależnych organizacjach, bez względu na to, czy to są jeże, wiewiórki, łasice czy inne dzikie zwierzęta. Czasem wystarczy jeżowi dać pić i dalej już da sobie radę sam.