Broń chemiczna na dnie Bałtyku. Polska nie planuje nic z tym zrobić

Na dnie Bałtyku zalegają substancje niebezpieczne, w tym broń chemiczna. Jednak żadne polskie ministerstwo nie czuje się odpowiedzialne, by w jakikolwiek sposób zaradzić tej sytuacji.

Morze Bałtyckie na zdjęciu satelitarnym
Morze Bałtyckie na zdjęciu satelitarnym
Źródło zdjęć: © NASA

Sejmowa Komisja Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (GMZ) nie pozostawia złudzeń co do materiałów niebezpiecznych zalegających na dnie Bałtyku. Na ostatnim posiedzeniu, które miało miejsce 23 lutego br., pojawił się tylko jeden poseł, który zarzucił ministrom brak jakiegokolwiek planu na zmniejszenie zagrożenia.

Ministrowie z czterech ministerstw - Ministerstwa Infrastruktury, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Obrony Narodowej oraz Ministerstwa Klimatu i Środowiska - oraz Marynarki Wojennej - biorący udział posiedzeniu potwierdzili, że żadne ministerstwo nie czuje się w odpowiedzialności, a wydobyciem niebezpiecznych materiałów powinny zająć się inne państwa. 

Mimo to stanowisko komisji GMZ wydaje się być jasne - w Polsce brakuje organu, który czuły się odpowiedzialny za niebezpieczne materiały zalegające na dnie Bałtyku. Podsekretarz Stanu Ministerstwa Infrastruktury, Grzegorz Witkowski jasno stwierdził, że nie ma w kraju jednostki, która byłaby do tego przypisana.

- Organa Administracji Morskiej odpowiadają za: "kwestie związane z bezpieczeństwem żeglugi i podejmują działania mające na celu weryfikację, czy na obszarach tras żeglugowych nie znajdują się przeszkody mogące stanowić niebezpieczeństwo dla żeglugi. A więc prowadzą one badania warunków żeglowności torów wodnych, kotwicowisk i innych użytkowych akwenów, a także wyznaczają parametry bezpiecznej głębokości dróg wodnych" - wyjaśnił. 

Podkreślił również, że Administracja Morska ma obowiązek chronić środowisko naturalne, tylko jeśli do zanieczyszczenia morza dojdzie przez statki na polskich obszarach morskich lub pod polskimi banderami. Czyli usunięcie zanieczyszczeń środowiska związanego z zatopionymi w polskich wodach substancjami nie leży w obowiązku Administracji Morskiej. 

Zwrócił uwagę jednak na to, że obowiązek ten powinien leżeć po stronie SAR, ale nie wspomniał już, że obecnie służby nie mają odpowiedniego sprzętu, który by im to umożliwił. Na przeszkodzie ma stać również brak środków pieniężnych. Jak podaje NIK, koszt usunięcia odpadów byłby bliski półtora bln złotych. 

Chociaż ministrowie uważają, że sprawa powinna być załatwiana na forum międzynarodowym, to sam Witkowski zwrócił uwagę, że "niestety nie zostały wypracowane formalne rekomendacje dla państw regionu Morza Bałtyckiego".  

- Na forum międzynarodowym, a także w regionie Morza Bałtyckiego brak jest konsensusu w zakresie najlepszego, najbezpieczniejszego i najefektywniejszego sposobu neutralizacji zanieczyszczeń pochodzących z zalegających w morzu wraków oraz broni chemicznej - dodał. 

Najgorsze jest chyba jednak nie to, że nie ma jednostki organizacyjnej, która poczuwałaby się do odpowiedzialności, a to, że tej sytuacji nikt nie chce zmienić, zauważa defence24. Jedyne działanie, jakie zostało podjęte to powołanie międzyresortowego zespołu ds. zagrożeń wynikających z zalegających materiałów niebezpiecznych. Niestety jak na razie nie poszły za tym żadne inne kroki. 

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (196)