Branża, w której nie patrzą na dyplom. Już połowa pracowników nie ma wyższego wykształcenia technicznego
Tim Cook stwierdził niedawno, że czteroletnie studia na amerykańskich uniwersytetach nie są potrzebne, by znaleźć pracę w branży technologicznej. Okazuje się, że to nie jego wymysł. Potwierdzają to liczby.
13.05.2019 | aktual.: 18.05.2019 13:53
Branża, w której specjalistyczne wykształcenie nie jest potrzebne? Proszę bardzo - IT. Firmy do czerwca 2019 r. firmy z branży IT chcą zatrudnić 6 tys. pracowników. Niewiele wskazuje na to, by większość z nich miała kierunkowe wykształcenie.
Choć 90 proc. osób kandydujących do pracy w IT posiada wykształcenie wyższe, to zaledwie połowa (54 proc.) ukończyła kierunki techniczne, takie jak np. informatyka, robotyka czy automatyka - wynika z danych międzynarodowej firmy rekrutacyjnej Randstad.
- W branży coraz większe znaczenie zyskują umiejętności komunikacyjne czy interpersonalne, a to już domena humanistów. Dlatego pomimo braku dyplomu uczelni wyższej, jeżeli zainteresowani wykazują odpowiednią wiedzę IT, zdobytą nawet na kursach, studiach podyplomowych czy bootcampach programistycznych, są dla pracodawcy równie cenni, jak absolwenci kierunków informatycznych. Jak mantra powtarza się bowiem, że w IT najważniejsze są umiejętności, a dyplomy są dopiero na drugim miejscu - tłumaczy Magdalena Szabelska, team leader technologies w Randstad.
Z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, udostępnionymi na prośbę szkoły programowania online Kodilla.com, wynika, że kierunki związane z informatyką rocznie kończy nie więcej niż 14 tys. studentów. Żeby wypełnić braki, specjalistyczne studia musiałoby kończyć 10 tys. więcej.
Nic więc dziwnego, że firmy nie patrzą już na konkretny dyplom. Liczą się umiejętności, które można zdobyć w innych miejscach.
Ba, studia mogą nawet sugerować, że kandydat został w tyle.
- Niestety, młodzi informatycy na studiach zwykle uczą się od teoretyków. Co więcej, z reguły nie prowadzą żadnej dodatkowej działalności, pozwalającej pozyskiwać wiedzę praktyczną i doświadczenie. Tylko 14 proc. z nich ma też styczność z bardzo ważnym w branży aspektem zarządzania zespołem. Na tym polu wygrywają absolwenci alternatywnych metod kształcenia. W możliwie krótkim czasie, liczonym w tygodniach, a nie latach, uczą się bowiem konkretnych umiejętności od praktykujących programistów, będących często właścicielami własnych biznesów. Może takie osoby podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie mogą pokazać dyplomu, za to mają pełne portfolio zrealizowanych zadań - tłumaczy Marcin Kosedowski, ekspert rynku szkoleniowego z Kodilla.com.
Zmiany zauważyć można już na polskim rynku.
- W ciągu ostatnich 5 lat tylko raz w trakcie rekrutacji zwróciłem uwagę na wykształcenie kandydata - mówił w rozmowie z WP Tech Piotr Baczyński z firmy Immersion.
- Istnieje ryzyko, że pracował głównie w niekomercyjnych miejscach i może być mu trudno przystosować się do nowej rzeczywistości. Poza tym w naszej branży ktoś, kto siedzi kilka lat na uczelni i wychodzi z dyplomem, prawdopodobnie ma ten dyplom przeterminowany. Technologie rozwijają się przecież dużo szybciej - dodawał.
Zresztą w niektórych przypadkach specjalistycznej wiedzy, która daje szansę na pracę w atrakcyjnie wynagradzanym zawodzie, w szkole nie zdobędziemy. Dowodem na to są najlepsi na świecie hakerzy, pochodzący z Polski. Zespół Dragon Sector znalazł się na 1 miejscu rankingu zawodów z bezpieczeństwa IT CTFtime. Z kolei zespół P4 zajął 3 miejsce w rankingu. Członkowie drużyn nie mieli wyższego wykształcenia, ale za to uczyli innych na Uniwersytecie Warszawskim i Politechnice Warszawskiej.
Bycia najlepszym hakerem nie mogli się w polskich szkołach nauczyć z prostego powodu - kierunku “cyberbezpieczeństwo” z prawdziwego zdarzenia jeszcze w Polsce nie ma. W rozmowie z WP Tech także oni przyznawali, że ważniejsze od wykształcenia są umiejętności.