Australia jak z Mad Maxa. Złodzieje ukradli ponad 300 tys. litrów wody

Australię trawi jedna z największych susz w historii kontynentu, a krajobraz zaczyna przypominać ten, który znamy z serii "Mad Max". To prowadzi do desperackich czynów - złodzieje zdecydowali się ukraść ponad 300 tys. litrów wody.

Australia jak z Mad Maxa. Złodzieje ukradli ponad 300 tys. litrów wody
Źródło zdjęć: © iStock.com | xp33gt

24.12.2019 08:02

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Według australijskiej gazety policja w Nowej Południowej Walii, najbardziej zaludnionym stanie Australii, informuje, że rolnik w małym miasteczku Evans Plain zauważył kradzież dwóch ogromnych zbiorników wody (ok. 300 000 litrów). Według władz mogło to nastąpić między 9 a 15 grudnia, ale mężczyzna zgłosił kradzież dopiero w zeszłą niedzielę (22 grudnia).

Coraz częściej obserwujemy złodziei atakujących obiekty do magazynowania wody, ponieważ zmiany klimatu dewastują Australię. Tym razem kraj zmaga się z jedną z największych susz w swojej historii.

Zaledwie kilka tygodni temu złodzieje w małym miasteczku Murwillumbah ukradli około 25 000 litrów wody, co wystarczy, aby wypełnić około sześciu - siedmiu wozów strażackich, jak podały lokalne władze.

Australia jak z "Mad Maxa"

W tym tygodniu w Australii padły rekordowe temperatury przekraczające 41 stopni Celsjusza. Jednak nie tylko temperatury stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia mieszkańców.

Australia jest trawiona przez wielkie pożary, a specjaliści obawiają się, że to największe szalejące żywioły, jakie kiedykolwiek dotknęły kontynent. "Mega-pożar" w Gospers Mountain, niedaleko Sydney, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy spalił ok. 7,4 miliona akrów i puścił miasto dymem.

W tym sezonie już zginęło co najmniej 10 osób w australijskich pożarach lub podczas prób ucieczki przed ogniem. Postępujący żywioł i rosnący problem suszy prowadzi do scen, jak z dystopicznych wizji przyszłości, gdzie ludzie walczą o wodę i przeżycie.

Tymczasem premier Australii, Scott Morrison, zniknął, podczas gdy kraj doświadcza kryzysu klimatycznego. Biuro Morrisona zaprzeczyło pogłoskom, że spędza wakacje na Hawajach, ale zdjęcia w mediach społecznościowych dowodzą inaczej.

Zgodnie z prawem australijskim inny polityk zostaje powołany na stanowisko premiera, gdy tamten jest niedostępny. Niestety problem suszy zdaje się nie być traktowany przez niego zbyt poważnie:

- Tak, dym jest problemem, ale dym, jak zawsze, da się zdmuchnąć - powiedział działający jako premier Michael McCormack w lokalnej stacji telewizyjnej. Tymczasem Morrison przeprosił mieszkańców za to, że przebywa na urlopie, kiedy kraj zmaga się z klęską klimatyczną. Obiecał mieszkańcom, że powróci do kraju tak szybko, jak to jest możliwe.

Komentarze (6)