Atak umarłych. 100 zatrutych Rosjan kontra 7000 Niemców
Nad Biebrzą, w pobliżu Osowca, możemy oglądać zachowane budowle starej twierdzy. Podczas pierwszej wojny światowej doszło tam do niezwykłego starcia, które przeszło do historii jako atak umarłych.
02.05.2020 22:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Kiedy Niemcy zbliżali się do rosyjskich okopów, napotkali kontratak prowadzony na bagnety. (…) Może trochę więcej jak 100 osób. Ledwie stali, jednak nadal walczyli. To, co zobaczyli Niemcy, było straszne. Żołnierze mieli na twarzy szmaty, którymi obwiązali oparzenia chemiczne, pluli krwią, a czasem wypluwali na koszule kawałki swoich płuc."
Opis pochodzący z książki Artioma Denisowa "Atack of the Dead Men" nie jest przerażającą, literacką fikcją. Ta historia wydarzyła się naprawdę. W 1915 roku nieco ponad setka zdesperowanych, zatrutych gazami bojowymi Rosjan, w straceńczym kontrataku uderzyła pod twierdzą Osowiec na 7 tys. niemieckiej piechoty. I zwyciężyła.
Twierdza Osowiec
Zanim doszło do "ataku umarłych", Niemcy bez powodzenia, wielokrotnie szturmowali Osowiec. Ponawiane ataki były zrozumiałe - twierdza, której umocnienia możemy do dzisiaj podziwiać na Podlasiu, została wzniesiona w celu osłony północnozachodnich rubieży imperium rosyjskiego.
Była ważna – nie tylko osłaniała Rosję od ataku przeprowadzonego z Prus, a jednocześnie umożliwiała przeprowadzenie kontrataków na terytorium wroga. Nic dziwnego, że podczas pierwszej wojny światowej Niemcy nie mogli pozwolić sobie na jej zlekceważenie.
Twierdza Osowiec. Plac Fortu Centralnego - w głębi cerkiew garnizonowa
Słowo "twierdza" przywodzi często na myśl średniowieczne zamki i stare obwarowania. Osowiec nie miał z nimi nic wspólnego – był nowoczesnym, wzniesionym pod koniec XIX wieku obiektem, wykorzystującym zdobycze ówczesnej technologii i dostosowanym do wymogów nowoczesnej wojny. Aby ułatwić obronę umocnień i zapewnić artylerii dogodne warunki do ostrzału, już podczas budowy umocnień wysiedlono z okolicy mieszkańców.
W praktyce był to rejon umocniony – obszar, na którym wzniesiono rozległy system uzupełniających się nawzajem fortyfikacji. W ich skład wchodziły forty po obu brzegach rzeki Biebrzy, osłaniające biegnący przez nadbiebrzańskie bagna, ważny szlak komunikacyjny do Królewca. Fort Centralny krył m.in. dwupiętrowe koszary i cerkiew.
Gruba Berta w akcji
Niemcy doskonale wiedzieli, że twierdza Osowiec musi zostać zdobyta. Przez pierwszy rok wojny przeprowadzili kilka silnych ataków – wszystkie nieudane. Aby zniszczyć umocnienia, podciągnięto artylerię. Wśród użytych przeciwko twierdzy broni znalazły się m.in słynne 420-milimetrowe, ciężkie moździerze oblężnicze M-Gerät, znane jako Grube Berty.
Gruba Berta - 420-mm moździerz M-Gerät
Podczas jednej z nawał artyleryjskich 360 dział co 4 minuty oddawało salwę, usiłując zniszczyć umocnienia i złamać morale obrońców. Wystrzelono ponad milion pocisków – bez rezultatu. Niecały tysiąc obrońców, z czego zaledwie połowę stanowiły regularne oddziały carskiego wojska, odpierał wszystkie ataki.
W takiej sytuacji dowodzący niemieckimi siłami marszałek Paul von Hindenburg zdecydował się na rozwiązanie ostateczne – użycie gazów bojowych.
Od początku sierpnia Niemcy czekali na odpowiednią pogodę. W końcu, 6 sierpnia 1915 roku wiatr o odpowiedniej sile i kierunku zapewnił dogodne warunki do ataku gazowego.
Pod twierdzę sprowadzono 30 baterii miotaczy gazu, które wypuściły chmurę chloru i bromu. Ta – po przebyciu około 10 kilometrów – osiągnęła kilka kilometrów szerokości i kilkanaście wysokości. Sunąc blisko ziemi, zaczęła wpełzać pomiędzy obsadzone przez Rosjan umocnienia.
Chlor jako broń chemiczna
Chlor to paskudna broń. Jest zaliczany do gazów o działaniu krztuszącym, choć ta systematyka nijak nie oddaje jego prawdziwego działania. Chmura chloru podrażnia i paraliżuje drogi oddechowe. Parzy, a po dostaniu się do płuc uszkadza je. Zmieniając się w kwas solny prowadzi do śmiertelnych podrażnień i śmierci w niewyobrażalnych cierpieniach. Brom podobnie – działa drażniąco na błony śluzowe, w wysokim stężeniu niszcząc układ oddechowy.
Niemiecki atak gazowy na froncie wschodnim. Za miotaczami gazu widoczne linie nacierających żołnierzy
Rozpylone w postaci gazu, jako cięższe od powietrza, są wyjątkowo skuteczne wobec okopanej piechoty. Gaz wypełnia transzeje, bunkry, wszelkie zagłębienia terenu, które w normalnych warunkach zapewniają żołnierzom ochronę.
Zarówno przed chlorem, jak i przed bromem dość łatwo się obronić. Działają na błony śluzowe i układ oddechowy, więc wystarczy założyć maskę przeciwgazową, aby przetrwać atak i poczekać, aż wiatr rozwieje zagrożenie.
Ale Rosjanie masek nie mieli.
Atak umarłych
Do ostatecznego natarcia na – jak się wydawało – opustoszałe umocnienia ruszyło 12 niemieckich batalionów, około 7 tys. żołnierzy. Przemieszczający się za chmurą gazu żołnierze nie wiedzieli, że będą świadkami wydarzenia, które przejdzie do historii jako atak umarłych czy - w wersji nieco dosadniejszej - atak żywych trupów.
Podporucznik Władimir Kotliński
Bo Rosjanie nie zamierzali czekać na śmierć. Wśród ocalałych najwyższy stopniem był podporucznik Władimir Kotliński. Udało mu się zebrać resztki obrońców – potwornie poparzonych, wpółżywych straceńców. Ten właśnie, nieco ponad 100-osobowy oddział wyszedł przed umocnienia i ruszył do ataku na bagnety.
Widok musiał być przerażający.
Plujący krwią, półprzytomni z rozdzierającego płuca bólu Rosjanie walczyli, ale wielu z nich było już martwych – odniesione obrażenia nie dawały im szans na przeżycie. Owinięci szmatami i koszulami, którymi próbowali jakoś zabezpieczyć twarze, ruszyli na kilkudziesięciokrotnie silniejsze odziały niemieckie.
Widok był tak straszny, a impet ataku tak duży, że Niemcy zatrzymali się. Ustąpili. A później w panice zaczęli się cofać.
Współczesny wygląd Fortu Centralnego twierdzy Osowiec
Osowiec – nigdy niezdobyta twierdza
Twierdza Osowiec nigdy nie została zdobyta. Resztki obrońców opuściły ją niedługo po ataku gazowym, ale nie wskutek bezpośredniego działania Niemców, ale ogólnej sytuacji na froncie, po otrzymaniu rozkazu o ewakuacji. Opuszczając umocnienia, Rosjanie wysadzili twierdzę, która przestała tym samym pełnić istotną rolę.
Mało znany epizod Wielkiej Wojny doczekał się z czasem upamiętnienia. Poza odtwarzaniem przez grupy rekonstruktorów historycznych, doczekał się także solidnego opracowania w postaci książki Artioma Denisowa "Atack of the Dead Men". Wątek ataku umarłych jest eksploatowany także przez popkulturę - w swojej twórczości nawiązuje do niego m.in. szwedzki zespół muzyczny Sabaton.
Zachowane umocnienia – w tym kluczowy Fort Centralny – są obecnie częściowo dostępne do zwiedzania, m.in. dzięki staraniom Osowieckiego Towarzystwa Fortyfikacyjnego.