Amerykanie testują nowy lekki czołg. W Polsce byłby nieprzydatny
M10 Booker zastąpi czołgi lekkie w US Army, wypełniaj ąc lukę po M551 Sheridan i M8. Rozpoczęte testy operacyjne potwierdzają gotowość do wdrożenia. Historia i rozwój nowego pojazdu ukazują długą drogę do jego powstania. Wyjaśniamy, jakie są osiągi tej maszyny i dlaczego byłaby ona nieprzydatna w Polsce.
Kiedy słyszymy "US Army" i "czołg" w jednym zdaniu, instynktownie myślimy o potężnym Abramsie. W swojej pierwszej wersji (M1) ważył on ok. 54 tony, a dziś w pełni wyposażony M1A2 SEPv3 może ważyć niemal 73 tony. Nie oznacza to, że amerykańskie siły zbrojne zawsze dysponowały tylko jednym typem czołgu – przeciwnie, jeszcze w latach 90. obok podstawowych M1 i ostatnich M60 w służbie były też czołgi lekkie M551 Sheridan i (formalnie) M8.
Anders umarł, czas na Bookera – czołg lekki dla US Army
Po wycofaniu pierwszego i rezygnacji z zamówienia drugiego, w zdolnościach US Army powstała luka w zakresie lekkich, wysoce mobilnych pojazdów wsparcia ogniowego, tylko częściowo wypełniona przez M1128 MGS (również już wycofany). Obecnie ma ją wypełnić M10 Booker, a rozpoczęte 8 lipca testy operacyjne realizowane z udziałem żołnierzy 82. Dywizji Powietrznodesantowej potwierdzają wolę wdrożenia pojazdu do służby.
Droga ku Bookerowi
Od wycofania ze służby M551 Sheridan (1996 r.) US Army nie dysponowała czołgiem lekkim, choć uważano, że taki pojazd powinien znajdować się w arsenale wojsk aeromobilnych (trzy aktywne dywizje: 11., 82. i 101.). Jeszcze podczas służby Sheridana próbowano go kilkukrotnie zastąpić, lecz bez powodzenia. Najbliżej wejścia do służby był M8 Buford. US Army planowała kupić 237 czołgów o masie 16,1 t (bez pancerza dodatkowego, maksymalnie 23,6 t), możliwych do transportu na pokładzie C-130 Hercules (lub nawet trzech – oprócz czterech HMMWV – na pokładzie C-17) i uzbrojonych w armatę M35 kal. 105 mm. Pomimo decyzji o wprowadzeniu czołgu do służby i rozpoczęciu produkcji w 1996 r., program anulowano po wyprodukowaniu siedmiu pojazdów prototypowych i testowych. Później wóz był kilkukrotnie oferowany US Army.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przez około dekadę istniała możliwość, że Abrams zostanie nie tyle uzupełniony, co częściowo zastąpiony lekkim czołgiem w ramach programu Future Combat Systems. XM1202 miał być jedną z odmian stosunkowo lekkiego (do ok. 30 t) wielozadaniowego modułowego pojazdu rodziny MGV. Pomysł był rewolucyjny, jednak spore straty poniesione w Iraku i Afganistanie przez bardzo podobne w założeniu Strykery (program Stryker to w istocie "pilotażowa" forma wdrożenia koncepcji gąsienicowych MGV) doprowadziły do skasowania programu w 2009 r. Tym samym piechota US Army została bez czołgów, zaś brygady Strykerów miały tylko wozy wsparcia M1128.
Powrót idei lekkiego czołgu w 2015 roku
Idea wprowadzenia czołgu lekkiego w amerykańskiej piechocie i oddziałach aeromobilnych wróciła w 2015 r. W toku działań wojennych oraz manewrów i symulacji ustalono, że amerykańskie formacje lekkie są... zbyt "lekkie", tzn. brakuje im pojazdów pancernych zdolnych do wspierania piechoty na polu walki. Mają być one niezbędne, by formacje aeromobilne zrzucone z samolotów poza zasięgiem obrony przeciwlotniczej przeciwnika w ogóle dotarły do celu. Odpowiedzią na zapotrzebowanie miał być nowy czołg lekki, znany jako Mobile Protected Firepower (przejściowo US Army wypożyczyła niewielką partię kołowych bojowych wozów piechoty LAV-25 od USMC). Do walki o zamówienie ponad 500 czołgów (początkowo po 14 dla każdej brygady piechoty i opcjonalnie dla brygad Strykerów) stanęły trzy firmy: BAE Systems z czołgiem ELT (czyli zmodernizowany M8), GDLS z Griffinem (głęboko zmodyfikowane podwozie GDELS ASCOD z nową wieżą) i ST Kinetics z NGAFV z wieżą John Cockerill 3105.
Pierwsza z programu odpadła firma azjatycka, w 2021 r. problemy okazał się mieć koncern BAE Systems – firma miała trudności z terminowym dostarczeniem zakontraktowanych pojazdów testowych. W czerwcu 2022 r. US Army finalnie wskazała GDLS jako wykonawcę kontraktu, nadając nieco później Griffinowi formalne oznaczenie: M10 Booker (pierwotnie czołg MPF miał nosić oznaczenie M1302). Równolegle GDLS otrzymał kontrakt wart 1,14 mld USD na dostawę pierwszej partii 96 czołgów, z czego 24 posłużą do testów. Docelowo US Army otrzyma wspomniane 504 czołgi (a możliwe jest zamówienie kolejnych 100-200), które zostaną wg koncepcji Army 2028 rozdzielone między tzw. standardowe dywizje lekkie po jednym batalionie (42 czołgi) w każdej. Pierwszy zostanie sformowany już w przyszłym roku w 82. Dywizji Powietrznodesantowej pod nazwą 3-73 Armor Thunderbolts.
Booker – jaki jest?
M10 Booker ma, jak twierdzi producent, "DNA Abramsa" w swojej wieży. Oznacza to, że w wieży czołgu lekkiego wykorzystano rozwiązania stosowane w znacznie cięższym czołgu podstawowym (zresztą tego samego producenta) oraz opracowane dla niezrealizowanych odmian Abramsa. Booker jest oczywiście o wiele lżejszy, waży 38 t (42 t z pancerzem dodatkowym). Nadal nie jest to mało i nie ma mowy o transporcie na pokładzie Herculesa, a i do C-17 wejdą tylko dwa czołgi. Sporych rozmiarów podwozie rodem z bojowego wozu piechoty (silnik jest z przodu) przy tej masie oznacza niezbyt imponujący pancerz.
Uzbrojenie stanowi armata M35 kal. 105 mm o gwintowanej lufie, sprzężona z 7,62 mm karabinem maszynowym M240B, a na wieży umieszczono dodatkowo 12,7 mm karabin maszynowy M2HB. Wóz wyposażono w nowoczesny system kierowania ogniem, zbliżony do tego z M1A2 SEPv3. Dobre osiągi trakcyjne zapewnia silnik MTU 8V199 TE23 o mocy 600 kW/800 KM, sprzężony z automatyczną skrzynią biegów Allison 3040 MX. Zawieszenie wozu jest hydropneumatyczne, firmy Horstmann. Pojazd osiąga do 72 km/h na utwardzonej drodze. Załoga liczy czterech żołnierzy.
W innych armiach
Mniej lub bardziej podobne do Bookera pojazdy stosowane są w wielu armiach. W Rosji Wojska Powietrzno-Desantowe mają czołg lekki (oficjalnie działo samobieżne) 2S25 Sprut-SD, o uzbrojeniu niemal takim samym jak podstawowe T-72 czy T-90, ale z "papierowym" pancerzem. W Indonezji z kolei do służby wszedł turecko-indonezyjski Harimau o klasycznym układzie konstrukcyjnym. Mniejsza masa ma umożliwiać operowanie w trudnym, indonezyjskim terenie, wszędzie tam, gdzie nie wjadą cięższe Leopardy 2, a podobną funkcję na Filipinach pełni izraelsko-hiszpańsko-amerykański Sabrah. Prawdziwymi "mistrzami" czołgów lekkich są Chińczycy, produkujący równolegle dwa różne typy: amfibijny ZBD-05, opracowany z myślą o inwazji na Tajwan, oraz bardziej klasyczny Typ 15, skonstruowany do działań w Tybecie i na granicy z Indiami. Ta ostatnia konstrukcja spowodowała, że i Indie opracowały własny czołg lekki. Niedawno zaprezentowany Zorawar ma służyć właśnie na granicy z Chinami, w spornym rejonie Ladakh.
Wracając na moment do USA, prawdopodobnie państwo to doczeka się za kilka-kilkanaście lat drugiego czołgu lekkiego, tyle że bezzałogowego – w ramach programu RCV-H ma powstać właśnie taki wóz.
W Polsce czołg lekki by się nie sprawdził
Co ciekawe, w Polsce na fali mody na czołgi lekkie również myślano o podobnej konstrukcji, podjęto nawet konkretne prace. W latach 2005-2010 w gliwickim OBRUM opracowano demonstrator technologii LC-08 Anders z ciekawą, niskoprofilową wieżą i innowacyjnym napędem w układzie tzw. miękkiej hybrydy. Interesowały się nim m.in. Indie. Jego podwozie posłużyło później do demonstracji kilku innych konfiguracji modułowego pojazdu, a sam Anders, jako Uniwersalna Modułowa Platforma Gąsienicowa, miał być bazą dla kilkunastu różnych pojazdów o masie do 25 ton, 25-35 ton i 35-49 ton.
Z czasem zaprezentowano też futurystyczną mobilną makietę PL-01 Concept na podwoziu szwedzkiego CV90120 (design makiety jest regularnie wykorzystywany przez koncerny z całego świata jako "ich własny czołg przyszłości!"), a w latach 2012-13 ruszyły kolejno programy Rydwan i wreszcie Gepard. Ten ostatni program skasowano ostatecznie ok. 2020 r., kiedy uznano opracowanie czołgu lekkiego za bezcelowe.
Współczesne czołgi lekkie to pojazdy bardzo wyspecjalizowane, przeznaczone albo dla wojsk desantowych (które Polska ma niewielkie), albo górskich (których Polska właściwie nie ma) lub też do działań w innych trudnych warunkach. Jeżeli można czegoś żałować, to tego, że na bazie Andersa, Rydwana czy Geparda mogła powstać udana rodzina pojazdów gąsienicowych takich jak ciężki bojowy wóz piechoty, różne pojazdy wsparcia czy nawet nowe podwozie do Kraba, dzięki któremu nie musielibyśmy się uzależniać od wyrobu południowokoreańskiego.
Bartłomiej Kucharski dla Wirtualnej Polski